Home office z dziećmi. Dalej twierdzisz, że to takie proste?

1 Komentarz

Głębokość czarnej dupy, w której ostatnio wszyscy się znajdujemy, w mniejszym lub większym stopniu sprawiła, że mój poziom stresu wzrósł w ostatnich dniach co najmniej pięciokrotnie. Niemniej jednak, sytuacja w której znajduje się cały świat nie jest ani łatwa, ani przyjemna dla nikogo. I chociaż w moim życiu teoretycznie nic się nie zmieniło, może poza faktem, że średnio dwa razy dziennie dzieciaki doprowadzają mnie do białej gorączki, a ja nawet nie mogę wyjść na spacer, żeby w bezpiecznej odległości wyśpiewać sobie „kurwa” we wszystkich tonacjach, to czuję że za moment po prostu się uduszę, bo moja cierpliwość i granica niezależności już dawno zostały przekroczone. Niestety, nie mogę pozwolić sobie na wzięcie opieki na dziecko i zajmowanie się jedynie córkami.

Jestem osobą, która nie lubi życiowych niespodzianek. Zarówno tych dobrych, jak i tych złych. Mam wtedy wrażenie, że wszystko zaczyna wymykać mi się z rąk i tracę kontrolę nad swoim życiem, która jest dla mnie dosyć istotna. Dla przykładu, kiedy dzwoni do mnie ktoś z telewizji z propozycją występu na żywo, zamiast się cieszyć z nowych możliwości, ja jestem zestresowana faktem, że mój spokój i plan na najbliższe dni został zrównany z glebą.

Niemniej jednak, w tym całym narzekaniu, jest jeden aspekt, który mam dopracowany niemalże do perfekcji, o którym myśl, jeszcze chwilę temu doprowadzała mnie do napadu paniki. Od sześciu lat pracuję w internetach, a od niemalże dwóch, zrezygnowałam z pracy na etacie, by całkowicie oddać się pracy na własny rachunek. Przez pierwsze lata swojej działalności, którą prowadziłam na równi z byciem kierownikiem kadr w pewnej firmie i opieką nad małym dzieckiem, bloga prowadziłam wieczorami. Kończyłam pisać o 1-2 w nocy, rano odwoziłam Hankę do przedszkola i o 7 meldowałam się w firmie. Kiedy po czterech latach zrezygnowałam z etatu i przeszłam na swoje, a chwilę wcześniej urodziłam Nadię, wiele osób dziwiło się, dlaczego zdecydowałam się oddać ją do żłobka, chociaż „siedzę” w domu.

Nikomu nie byłam w stanie przetłumaczyć, że to siedzenie nie polega na piciu kawy i oglądaniu seriali, że często nie mam czasu nawet zjeść śniadania, ze szlafroka wychodzę tuż przed odebraniem dzieci z przedszkola i zdarza się, że pracuję od 9 do 23. Ludzie patrzyli na mnie jak na kompletnego lenia, któremu poprzewracało się w dupie z nadmiaru wszystkiego, znajomi mili pretensje, że nie mam czasu się spotkać na kawę o 11, chociaż „siedzę” w domu, a rodzina dziwiła się, dlaczego nie mam wysprzątanej chaty i ugotowanego obiadu – każdego dnia. Należy tutaj również nadmienić, że przez prawie trzy lata pracowałam z którymś dzieckiem na kolanie, bo zanim Hanka i Nadia poszły do żłobków, musiały jeszcze trochę odbić od ziemi. Głównym argumentem było: „Ja miałam trójkę dzieci, robiłam w polu, nie było pieluch jednorazowych, nie miałam pomocy w postaci dziadków, mąż nie zajmował się dziećmi…” itp.

Moja praca jest najcudowniejszą rzeczą, jaką mogłam sobie wymarzyć. Kocham pisać i nie zamieniłabym tego na nic innego w świecie. Niemniej jednak, to nie jest tak, że usiądę do komputera, a słowa zaczynają same płynąć, pomysły pojawiają się niepostrzeżenie. Czasami wymyślenie pierwszego zdania zajmuje mi cztery godziny. Dla przykładu, jest godzina 16, a ja ten tekst zaczęłam pisać o godzinie 10. Do tego dochodzą terminy zleceń i księgowość, którą od samego początku zajmuję się sama. A jeszcze do tego dochodzi firma odzieżowa A krój z tym, w której jestem magazynierem, rozwożę paczki z odbiorem osobistym, pakuję, projektuję, ustalam terminy z produkcją, metkuję, robię promocje, robię badania rynku i tak dalej, i tak dalej. A nawet kiedy nie zajmuję się odzieżą, mój dzień pracy jest wypełniony po brzegi.

I nagle, po sześciu latach twierdzenia, że skoro pracuję w domu to niepuszczenie dzieci do przedszkola nie powinno być problemem, ludzie zaczęli prosić mnie o rady, jak zorganizować swój dzień tak, by dało się pogodzić pracę (niejednokrotnie 9-17), zajęcia szkolne lub przedszkolne dzieci, nakarmienie rodziny i posprzątanie chaty. Koleżanki mi piszą, że nie wyrabiają z terminami i zawalają pracę. Że muszą podzielić jeden komputer na dwóch-trzech-czterech domowników. Że mają wideokonferencję, a tu im wpada do pokoju czterolatek i krzyczy, że chce kupę. Że sobie nie radzą, że mają dość. Że ich dzieci wymagają permanentnej uwagi, że mąż w pracy, a na ich głowie jest wszystko.

Dzisiaj zadzwonił do mnie konsultant, a nasza rozmowa była kilkakrotnie przerywana przez jego dzieci. Przepraszał mnie za hałas trzy razy, po czym zrezygnowany stwierdził, że praca w domu z dziećmi jest jak wejście na Giewont w japonkach. Da się, ale obetrzesz sobie miejsce między palcami.

I nagle, kurwa, okazuje się, że to wcale nie jest takie proste.

Jeśli chcecie wiedzieć jak mi idzie praca w domu z dziećmi to muszę przyznać, że całkiem nieźle. Co prawda kosztuje mnie to ogrom stresu i nerwów z powodu nieustannego hałasu w domu, ale da się zrobić. Każdego dnia mam wykonaną pracę, dzieci mają odrobione lekcje, mam ugotowany obiad, najczęściej dwudaniowy, a w wolnym czasie robimy coś kreatywnego. Zdążyłam umyć okna w całym domu (30 sztuk) i mam ogólny porządek. I chociaż początkowo dziewczynki do południa chodziły w piżamach, to dzisiaj nasz plan zakłada nawet wieczorne wino i film z mężem. Tylko, że ja do tego momentu dochodziłam przez wiele miesięcy pracy w domu z dzieckiem.

I chociaż brakuje mi ciszy, bo to w niej najlepiej mi się pracuje, chociaż czuję, że moje zdrowie psychiczne zostało mocno zachwiane, a poczucie kontroli zniknęło, to każdego dnia staję do walki z samą sobą i ze swoimi słabościami.

Photo by Alexa Williams on Unsplash

1 Komentarzy/e
  • Kasia

    Odpowiedz

    Od 6 lat pracuje w domu (branża informatyczna), mam dwójkę dzieci (teraz 3, jestem na macierzyńskim). Łatwiej jest po prostu wyjść do pracy z domu. Nauczyłam się jednak lepszej organizacji pracy, ale tak jak piszesz, to się nie bierze z dnia na dzień i bywa nerwowo. Niemniej jednak, jak już skończy mi się macierzynski, tym razem bym chciala wziąć urlop wychow.bo z 3 wiem że bym zwariowała jak nic

Skomentuj