Jak (nie)podróżować z dzieckiem? Antyporadnik

12 komentarzy

Dmuchacie w moje ego, oj dmuchacie.

Jak kiedyś stanę się zarozumiałą, wszechwiedzącą matką, a z nazwy bloga usunę „nie”, to wszystko będzie wasza wina drogie rodzicielki. Ilość pozytywnych e-maili od was ostatnio wbiła mój tyłek w kanapę a roześmianą szczenę zbierałam z klawiatury. You made my day ! Czasami czuję się jak encyklopedia, żebym była taka mądra, jak mnie malujecie, rozłożyłabym na łopatki Pana Tatę gdy pogrąża mnie w 1z10. Z resztą on we wszystkim mnie pogrąża, gry umysłowe w starciu z PT zawsze kończą się moją sromotną porażką. Już nauczyłam się nie zakładać w związku z wynikiem gry bo wiadomo, kto będzie zmywał przez tydzień albo tłukł kotlety. Mua. Pamiętajcie jednak drogie panie i panowie, że ja wszystko robię na czuja, z jak największym pożytkiem dla Hanisławy lub, jak kto woli, z jak najmniejszą szkodą. A że rodzice postarali się dla mnie o niemały nos, wyczułam kilka sprawdzających się w życiu codziennym patentów.

Ostatnio pytacie o ten na podróż z dzieckiem. Jezu, gdybym tylko wiedziała, życie byłoby takie piękne! Podczas drogi z gór, w pewnym momencie przylutowałam czołem w zagłówek fotela kierowcy i stwierdziła, że pier*, albo wysiadam, albo skończę podróż u czubków. Hanisława osiągnęła moment krytyczny wycia a ja wyłam razem z nią. Z rozpaczy. A później patrzyłam obojętnym wzrokiem w okno, gdy młoda waliła syreną po bębenkach w uszach, odpuściłam.
Nie mam sprawdzonego sposobu, moja panna jest odporna na wszelkie sugestie, nic jej się nie podoba, chyba że skakanie prowadzącemu ojcu po głowie i gryzienie pedałów. Na tylnej kanapie mogłabym otworzyć salę zabaw dla dzieci, każde normalne zainteresowałoby się stosem klamotów, które zabrałam z domu, ale nie Hanisława. Do tego doszło ząbkowanie, wielka kumulacja, 4 (!) zęby ryją biedne dziąsełka. Z takim fartem młoda powinna zainteresować się Toto Lotkiem.
Raz podróże są przyjemne, ptaszki śpiewają, motylki latają, Hanka śpi i jest git. Niestety takie niespodzianki Hania robi nam za rzadko. Raz siarczyste panny lekkich obyczajów obijają mi się o zęby ale gryzę się w język bo wiadomo, dziecko jeszcze nie ogarnia, czy jeszcze daleko, 'pyk’, jak to rzekł pewien Stuchr o aparycji osła. Raz podróżujemy skoro świt w nadziei, że zaspana Hanka jeszcze przytnie komara, raz wieczorem, raz popołudniu. Za każdym razem nasze dziecko pokazuje, że się sfrajerzyliśmy i w ogóle jej nie znamy.
Podczas podróży młoda najbardziej lubi oglądać bajki na moim telefonie. Niestety sprzęt, pamięta lepsze czasy, gdy siekacze Hanki nie orały ekranu, więc staram się nie urozmaicać jej w ten sposób drogi, by telefon jeszcze pohulał chwil kilka.
Innym patentem, który się sprawdza na chwilę są chrupki. Kiedyś wyczytałam na innym blogu, że podczas podróży warto dać dzieciom przekąski 'zakazane’ lub takie, których nie dajemy na co dzień. Hanisława zatkała sobie dzioba czekoladowymi Flipsami, co dało kilka minut spokoju.
Jeśli chodzi o porę podróżowania, każdy musi ustalić sobie indywidualną. U innych sprawdza się droga w nocy, u innych rano. Minusem podróży nocnych jest fakt, że większość hoteli czy pensjonatów ma dobę od 14/15 i trzeba koczować w samochodzie albo tułać się po mieście. Z małym dzieckiem…? Hell no!
Zabawki? Mogłyby nie istnieć. Każda zajmuje moje dziecko na 5 minut, co w przeliczeniu na 5h drogi daje 60 zabawek, na co trzeba by zainwestować w przyczepkę. Chwilę dłużej Hania zajmuje się bajkami, które uwielbia. Ogląda strona po stronie i burczy pod nosem po swojemu, co chyba oznacza czytanie. A! I umie udawać krowę. Co chwilę więc muczy…

Jedne dzieci znoszą podróż całkiem dobrze, inne, jak Hania, dostają dzikiego szału i toczą pianę z ust. Wścieklizna to dobre określenie w jej przypadku. Czasami podróż kończyła na moich kolanach, co jest zupełnie nieodpowiedzialne, wiem. Teraz staram się tego nie robić, bo każdorazowe wzięcie jej na ręce kończy się tym, że za Chiny jej nie odłożę do fotelika.

Wiem, pewnie nie pomogłam wam w ogóle. Jeśli macie jakieś sprawdzone patenty to chętnie przyjmę każdą sugestię.

12 Komentarzy/e
  • ~Pniazylina

    Odpowiedz

    Moje dziecię ma podobnie, tyle tylko że zaraz po urodzeniu samochód kochała. Funkcja „auto” popsuła się w czasie wyjazdu na kontrolę słuchu i od tamtej pory szwankuje. Odtamtej pory pozytywne rezultaty osiągnęłam: śpiewając „Odę do radości” i „Nie umieraj dżdżownico”,robiąc wachlarz z pieluchy ,dmuchając na małe stopy i uwaga (werble) podczas jazdy autostradą, prawym pasem, 60km/h karmiąc cycem, na szczęście prowadził Piękny.

  • ~Ola

    Odpowiedz

    Mamo nieidealna 😉 ja zauważyłam po moim Janku (zaraz skończy 2 latka), że najlepszym sposobem jest po prostu nie zwracanie uwagi na niego w momentach kulminacyjnych jego krzyku – kiedy pielucha zmieniona, dziecko najedzone, zabawek niet, smoczka niet, chrupki niet itd. a dziecko i tak płacze. albo wtedy sprawdza się udawanie snu lub siadanie z przodu. drugi sposób to wyjazd w czas kiedy dziecko powinno iść na drzemkę… ale tu wiadomo, nie zawsze się tak da…

  • ~youka

    Odpowiedz

    My zawsze na noc jedziemy, a ja sie dzielnie z Tata zamieniam kierownica,wiec gnamy prosto do celu bez noclegu w hotelu. Gdy dojedziemy wczesniej dziecie „cyk” do lozka I jak gdyby nigdy nic spi sobie do rana

  • ~Mama Rysiowa

    Odpowiedz

    Panie Boże, dziękuję, że w tej mojej diablicy wyłączyłeś opcję prucia puchy w aucie. Twoja Mama Rysiowa.

    • Matka-Nie-Idealna

      Rysiowa, nie mów hop! Pogadamy po waszych wakacjach 😀

      • ~Mama Rysiowa

        Kochana, ja Ci przypominam, że ja się już przeprowadzałam z nią 300 km away plus kursuję Lublin – Łódź w te i nazad raz w miesiącu. Sprawdzony przypadek.

        • Matka-Nie-Idealna

          Fakt. Muszę wrzucić na mszę chyba, bo mój diabeł wcielony jak zapoda syreną to samochody na pobocze zjeżdżają. Tyle mojego.

  • ~patrycja

    Odpowiedz

    11 h drogi, 600 km za nami i tak już 4 razy i raczej jeest bez awarii, ostatnio mloda przez cala droge spala tylko 30 minut, cały czas gadała i powtarzała za nawigacją najlepsze teksty. zabieramy ulubione zabawki (4 zestawy- koniki, miski, książkę i czerwona torebke ze skarbami) i jedzonko to najbardziej ulubione (chrupki, wafelki, herbatniki, jogurcik banan, jabłko) ostatnio wiedzielismy ze bedzie ciężko wiec zakupiliśmy żelki- nasz błąd!! w połączeniu z soczkiem powstał wielki paw wylał sie na dziecko i fotelik , całe szczęści do domu pozostalo tylko 90 km. woda tylko niegazowana! nigdy wiecej zelków!

  • ~dzieciusiowo

    Odpowiedz

    he he lepiej nie będzie ….
    młoda: mamo daleko jeszcze” ,
    ja – dziecko dopiero ruszyliśmy …. 60 sekund później
    młoda: no mamo daleko jeszcze
    ja – tak spróbuj zasnąć …. 60 sekund później
    młoda: mamo dalekoooooooooo
    ja – tak daleko …. 100×60 sekund później
    młoda – dalekoooooooooooooooooooooooooooo
    ja – aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa i do męża daleko jeszcze!!!!!
    małe na razie przesypia większość drogi ale to pewnie nie długo potrwa

    ps kojarzycie osła ze Shreka i jego daleko jeszcze i całą resztę …. jeeeeaaa

  • ~Marta

    Odpowiedz

    My w sobotę wracamy do domu z wakacji. Jak dobrze pójdzie to bite 7h. Nad morze poszło całkiem nieźle, choć 3x 30 min spania spowodowało wieczorne makabryczne problemy z zaśnięciem ( przemęczenie). Moje dziecię pawia puszcza bardzo regularnie w wersji maxi, więc pod ręką zawsze zdublowanych zestaw awaryjny. Bez 2 kompletów body+spodenki, względnie rapersa nie wychodzimy z domu. Mamy trochę trudniej w trakcie jazdy bo dziecię nie przyjmuje pokarmów pomiędzy ustalonymi porami karmienia. Wszystkie chrupki, herbatniki itp.itd. odpadają też dla tego, że nawet jeśli uda mi się zapodać któryś rarytas do paszczy, to po bardzo krótkiej chwili satysfakcji wraz z dziecięcym pawiem przychodzi refleksja ” głupia ja”- przecież wiedziałam, że tak się to skończy. Więc rarytasów nie podajemy.
    Mam cichą nadzieję, że powrót do domu zniesiemy równie bezkonfliktowo jak przyjazd tu.

  • ~Matka WaRiatka

    Odpowiedz

    Podoba mi się tu, wygląda na to, że chyba zostanę na dłużej 🙂
    Piękne imię dla Hanisławy – Pozdrawiam ja, matka również nie-idealna Hania 🙂

Skomentuj