Jestem morderczynią.

2 komentarze

Kiedy napisała do mnie Kasia, poprosiła, żeby mail nie wyszedł poza moją skrzynkę. Na początku nie wiedziałam co jej odpisać. List zwalił mnie z nóg i myślałam o nim przez kilka dni, zanim napisałam słowo zwrotne. Na początku przeszło mi przez myśl, żeby nie odpisywać w ogóle. Wrzucić e-maila do kosza i udawać, że to wszystko się nie wydarzyło. Ale później usiadłam i napisałam jej, że nie chcę jej oceniać. Że ona poniosła już karę a w zasadzie ponosi ją cały czas. Nie wiem jak zachowałabym się w jej sytuacji. To znaczy – na chwilę obecną wiem. Ale nie byłam i mam nadzieję, nie będę w takim rozkroku. Po którymś mailu K. napisała: „Wiesz co? Jeśli chcesz to wrzuć tą historię na bloga. Może będzie przestrogą dla innych. Tylko zmień imię”.

Zastanawiałam się, czy to dobry pomysł. Skoro ja tego nie potrafiłam przełknąć to czy moje czytelniczki będą potrafiły? Chciałabym napisać w tym miejscu: „Zostawiam to Waszej ocenie”. Ale nie. Nie chcę żebyście oceniały dziewczynę, która do mnie napisała. Zamiast tego po prostu przytulcie swoje dzieci. To wszystko.

Marka poznałam na pierwszym roku studiów. Ja studiowałam ekonomię, on rachunkowość. Był rok wyżej, właśnie kończył licencjat. Ja akurat byłam w innym związku, jeszcze z czasów liceum. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. On cwaniak, ego trochę ponad normę. Wiedział, że mam faceta ale na którejś imprezie w akademiku powiedział mi: „Kiedyś będziesz moją żoną”. Nasz kontakt urwał się na kilkanaście długich miesięcy, podczas których ja zerwałam z Pawłem i (z Markiem) nasze drogi znowu się zeszły w grudniu następnego roku, tuż przed świętami. Sylwestra już spędziliśmy razem.

Marek ma dzianych rodziców. Jego ojciec ma biuro rachunkowe, które M. miał przejąć po studiach. Nie lubił ich ale stwierdził, że dostał od rodziców tyle, że chociaż tak im się może odpłacić. Mama radca prawny. Marek był jedynakiem.

Nie wiem czy nasze życie było sielanką ale na pewno byliśmy parą studentów. Wieczne imprezy, kilka poprawek, magisterka. Dzisiaj już wiem, że jego mama nigdy mnie nie lubiła. Ojciec był w porządku ale w towarzystwie teściowej bronił jej racji. Po studiach ślub. Po ślubie mieszkaliśmy u Marka. Nie będę Cię zanudzała szczegółami naszego życia.

Najważniejszy szczegół jest taki, że dwa lata po ślubie urodził się nasz syn. Trzy lata po nim córka. Ja chciałam mieć trójkę dzieci, Marek jedno. Był skupiony na karierze, prowadził z ojcem biuro. Moja kariera się skończyła w momencie urodzenia dzieci a tak naprawdę nigdy się nie zaczęła. Czasami były awantury o pieniądze (on zarabiał dużo, ja nic). O dom, o teściów. O to, że chciałabym wyjść gdzieś bez dzieci bo przez cztery lata siedziałam w domu z dziećmi. Dzisiaj wiem, że dochodziło do przemocy psychicznej. On śmiał się ze mnie w towarzystwie znajomych, stawał po stronie rodziców. Mówił, że bez niego jestem nikim, że nie dam rady. Że jeśli odejdę to zabierze mi dzieci. Szukałam kilka razy pracy ale on nie przyjmował do wiadomości, że jego żona może pracować w Żabce czy na wykładaniu towaru. Nie zgadzał się zostawać z dziećmi jeśli miałabym zmiany. Twierdził, że mógł się wyszaleć a nie żenić i że byłam najładniejszą laską w akademiku a po dwóch porodach jestem spasioną, zaniedbaną babą. Oczywiście to nie była prawda bo cały czas dbałam o siebie, ćwiczyłam w domu. Nie chodziłam do kosmetyczki i fryzjera żeby nie dawać kolejnych powodów do wyzwisk ale na te możliwości, które miałam – robiłam co mogłam.

Marek wracał do domu i wersje były dwie. Albo mi mówił, że jestem nikim, nic nie robię i bez niego nie poradzę sobie w życiu albo był kochany i miły. Ja dawałam mu szansę za szansą. Nie wiem czy go kochałam ale robiłam to dla dzieci. On nawet nie chciał spędzać z nami czasu, nie chciał przytulać dzieci. Synka kąpał na początku, kiedy się urodził. Później mu się znudziło, wiecznie był zmęczony i wkurzony na to, że syn płacze, że córka chce na ręce. Córeczka była wpadką. Po niej usłyszałam, że on nigdy więcej nie chce mieć dzieci i jak zajdę w ciążę to mam usunąć. Wtedy myślałam, że żartuje.

Nie kochaliśmy się często. Może raz na dwa- trzy miesiące i zawsze wtedy kiedy on miał napady miłości. W związku z tym nie zabezpieczałam się a przy stosunku używaliśmy prezerwatyw. Kiedy mała miała dwa latka, on znowu miał te objawy wielkiej miłości. Mówił, że mnie kocha, że się zmieni, że mogę iść do pracy, że pojedziemy na weekend tam i tam. Chciał seksu. Okazało się, że nie było prezerwatyw ale nadal nalegał. Miał nie kończyć w środku. Tak też się stało. Przez chwilę nawet jeszcze był dla mnie dobry.

Dwa miesiące później okazało się, że nie mam okresu. Test pokazał dwie kreski. Bałam się iść do lekarza, łudziłam się że to nie jest prawda, że test się myli. Powiedziałam Markowi. On wpadł w szał. Krzyczał do mnie, że to moja wina, że wiedziałam że nie chce mieć dzieci, że to pewnie nie jego dziecko bo nie skończył w środku… I na koniec krzyknął: „Usuń to”.

Poczekałam dwa dni, myślałam że się uspokoi i razem to przegadamy. Poszłam do lekarza, który potwierdził 10 tydzień ciąży. Poprosiłam o rozmowę. On tylko zapytał: „Usunęłaś?”. Ja na to, że nie. I znowu jazda. Wyzywał, krzyczał, deptał. Mówił, że mnie zniszczy, że zabierze mi dzieci i zostanę z niczym, że jestem niczym (nawet nie nikim). Któregoś dnia wrócił z pracy z informacją, że ma kontakt do kliniki na Słowacji. I że jeśli tam nie pojedziemy to mam wypierdalać z jego domu.

Uciekłam z płaczem do teściowej. Powiedziałam jej wszystko. Że jestem w ciąży, że Marek nie chce tego dziecka, że każe mi usunąć. Prosiłam, żeby wstawiła się nie tyle za mną co za tym dzieciątkiem. Przecież nas stać na nie, mogę urodzić i kolejny raz założę spiralę. Ona tylko popatrzyła się na mnie i powiedziała: „Myślę, że to jest najlepsze rozwiązanie. Przecież wiesz, że zawsze wstawię się za synem”.

(…)

Chcesz wiedzieć czy usunęłam?

Tak. Usunęłam. Nie my – usunęliśmy tylko ja usunęłam. To słyszałam przez kolejne miesiące. „Usunęłaś dziecko. Chcesz się nazywać człowiekiem? Jesteś nikim”. „Usunęłaś dziecko, powinienem odebrać Ci te, które mamy żebyś nie zrobiła im krzywdy”. „Jak myślisz, mielibyśmy chłopca czy dziewczynkę?”. Wśród rodziny poszła informacja, że usunęłam ciążę. To nic, że on czekał pod drzwiami. Jego nikt nie sądzi. Nikt nie obwinia go o przemoc psychiczną. O zastraszanie.

Od tamtego dnia, w każdej sekundzie przeżywam dramat. Powinnam była walczyć bardziej o to dziecko. Powinnam była zabrać moje dzieci i odejść od tego zwyrodnialca. Nie wiedziałam gdzie się podziać. Przez tyle lat straciłam wszystkie koleżanki, moja rodzina mieszka trzysta kilometrów od nas i nie stać jej na przygarnięcie nas pod swój dach. Z resztą on nie zgodziłby się żeby dzieci pojechały. Nie żeby jakaś więź bo takowej nie ma. Na złość mi.

Jesteśmy w trakcie pierwszej rozprawy rozwodowej. Ja poszłam do psychologa, nie potrafię sobie poradzić z tym wszystkim co się wydarzyło. Wniosłam o rozwód bez orzekania a on wściekł się i walczy o to by uznać mnie winną. Twierdzi, że kocha żonę i dzieci i nie wiedział o tym, że usunęłam ciążę. Że bardzo chciał tego dziecka. Że chce przejąć opiekę nad synem i córką bo ja jestem niepoczytalna.

Natalia, w tym momencie jest mi obojętne co się stanie. Każdego dnia chcę przestać oddychać przez to co „zrobiłam”. Zaczynam się zastanawiać, czy może dzieci rzeczywiście nie powinny być z nim, skoro mają matkę morderczynię. Bo ja czuję jakbym zamordowała to dziecko… Szukam pracy ale codziennie myślę o tym, żeby ze sobą skończyć. Przy życiu trzymają mnie jeszcze tylko dzieci. Co do Marka, chcę się od niego po prostu uwolnić. Śpię kątem u koleżanki, dzieci zostały w domu bo nie ma warunków do tego by były ze mną. Mąż ogranicza mi kontakt, teściowa też. Teściu czasami zadzwoni i zapyta czy czegoś potrzebuję. Próbuje mi załatwić mieszkanie ale mam nie mówić teściowej. Nie mam nikogo. Nie mam nic. Marek miał rację. Jestem niczym.

(…)

Chcesz to mnie oceniaj. Wiem co zrobiłam i wiem jak ogromny był to błąd.

Jutro idę na rozmowę o pracę jako salowa w szpitalu. Trzymaj kciuki, jeśli chcesz.

Ps. Kasia dostała pracę. Mieszkanie załatwił teściu. Dzieci są nadal z mężem.


Jeśli udało Ci się zobaczyć ten wpis, będzie mi niezmiernie miło jeśli zareagujesz na Facebooku paluszkiem w górę lub poślesz go dalej w świat. 

2 Komentarzy/e
  • Basia

    Odpowiedz

    ???

  • Justyna

    Odpowiedz

    Tak jak to czytam, mam łzy w oczasz. Pisałaś, żeby jej nie oceniać, ale tu jest to niemożliwe. To co ta kobieta przeżyła i przeżywa nigdy nie powinno mieć miejsca, mam tylko nadzieję, że dzieci będą pod jej opieką, że uda jej się wygrać z „mężem” i że przestanie się obwiniać za usunięcie ciąży.

Skomentuj