Jestem złą matką.

3 komentarze

Zanim zostałam matką, miałam w głowie obraz całego rodzicielstwa. Nie czytałam poradników, nie słuchałam dobrych rad. Do macierzyństwa chciałam podejść intuicyjnie, bazując głównie na własnym dzieciństwie i tym, jak chciałabym wychowywać moje córki. I dzisiaj wiem, że popełniłam kilka fakapów. Wiele z nich nieświadomie – i z tego nie jestem dumna, kilka robię z pełną premedytacją. Cały czas się uczę, jednak niektórych rzeczy aktualnie nie jestem w stanie przeskoczyć.

Na pierwszy rzut idzie moja nerwowość, czyli zaczynamy z grubej rury. Jestem strasznym nerwusem, można powiedzieć nawet, że cholerykiem. Moja cierpliwość umarła gdzieś pomiędzy dziesiątym „umyj zęby Hania”, a piętnastym „nie bij siostry Nadia”. Krzyczę. I to jest ta cecha, z której absolutnie nie jestem dumna. Do szału doprowadza mnie powtarzanie kilka razy tej samej rzeczy i proszenie, proszenie, proszenie. Kiedy nie skutkuje proszenie żeby sprzątały, zdarzają się momenty kiedy wpadam do pokoju i zgarniam wszystkie zabawki jak leci, chowam je wysoko w szafie albo… otwieram okno. I nagle okazuje się, że zabawki da się posprzątać w pięć minut.

Olewanie niektórych tematów.

Kiedy dziewczynki się biją, kłócą lub drą na siebie – nie reaguję. Proszę, żeby załatwiały swoje sprawy między sobą i wkraczam dopiero wtedy, kiedy poleje się krew. W niektórych sytuacjach, kiedy spór jest na przykład o zabawkę, zabieram konkretną rzecz i mówię, że oddam w momencie, gdy się dogadają.

Wracam z pracy do domu i… kładę się na kanapie.

Potrzebuję czasami kilkunastu minut odpoczynku i resetu głowy, zanim przystąpię do interakcji z dziećmi. Bywa, że przemykam niepostrzeżenie do sypialni i wychodzę dopiero wtedy, kiedy jestem zdolna do kontaktu z resztą domowników. Oczywiście takie momenty są rzadkie i najczęściej po szkole gonimy od razu na zajęcia pozalekcyjne lub na plac zabaw, jednak chwila dla siebie jest moją premedytacją.

Mam swoje pasje i zajęcia, nawet kosztem czasu z dziećmi.

Jednym z moich założeń było nie poświęcanie wszystkiego dla dzieci. Dlatego praktykuję jogę, wyjeżdżam na weekendy, robię prawko na motocykl. Bywają tygodnie, kiedy wspólnego czasu mamy naprawdę mało, a bywają takie, że jesteśmy razem 24 godziny na dobę. Nie czuję się pełnoetatową mamą i nie potrafiłabym skupiać się tylko na dzieciach.

Jestem niekonsekwentna.

Bardzo łatwo odpuszczam wszystkie złe rzeczy. Wystarczy uśmiech Hanki i ta już dostaje czekoladę, której nie mogła chwilę wcześniej. Nie potrafię karać dzieci, jestem zwolenniczką ponoszenia konsekwencji, o których zawsze informuję dziewczynki wcześniej. Daję sobie wchodzić na głowę, bo szybko przychodzą do mnie wyrzuty sumienia.

Za dużo pracuję.

W zasadzie moje dzieci cały czas widzą mnie pracującą. No chyba, że śpię. Wykorzystuję każdą wolną chwilę na pisanie, na odpowiadanie na maile, na obróbkę zdjęć itp. Na placu zabaw jestem tą mamą z nosem w telefonie. „Najgorsze” jest to, że ja to lubię.

Chętnie „pozbywam się” dzieci.

Kiedy babcia proponuje, że weźmie dzieci na noc, nie waham się ani sekundy. Sama też czasami proszę o pomoc czy opiekę bo wiem, że u dziadków lub cioci nie będą się nudziły, a ja mogę spędzić chwilę z Grześkiem bądź wyjść z koleżanką.

Czasami sadzam dzieciaki przed bajkami i korzystam z wolności, scrollując Fejsbuk i Instagram.

Na szczęście wiem, że to są tylko momenty, a szczęście moich dzieci w dużej mierze zależy od mojego samopoczucia. Dlatego też dbam o siebie, o swoją głowę i odpoczynek fizyczny.

Czy to sprawia, że jestem złą matką? Zupełnie nie! Chociaż wiele osób zapewne tak powie.

Zdjęcie: Barbara Różycka (klik).

3 Komentarzy/e
  • Magda

    Odpowiedz

    Jak bym czytała o sobie…

    Z tym, że ja czuje się z całą tą otoczką dobrze. Dzieci przyzwyczaiły się do matki wiecznie patrzącej w laptop bo wiedzą, że mama tak pracuje.
    Jedyne osoby, którym to przeszkadza to inne matki🤣

    Wczoraj pomimo bycia tą najgorszą, pędząca matką usłyszałam od dzieci na dobranoc ( lat 7 i lat 4) że jestem najlepszą mamą na świecie i nie chciały by mieć innej!

  • Mama po raz trzeci

    Odpowiedz

    Krzyk – no cóż, nie jest to z pewnością najlepsza metoda wychowawcza, wiem. Wiem i dlatego robię wszystko (łącznie z wizytą u psychiatry) żeby tego nie robić. A im bardziej staram się być dla swoich dzieci „dobrą matką” tym bardziej się frustruję no i krzyczę. Najbardziej mnie dotyka wzrok świeżo upieczonej mamusi, spacerującej wolnym krokiem ze swoim głębokim wózkiem i (jeszcze) słodkim bobasem.

  • Mama po raz trzeci

    Odpowiedz

    Jakim prawem mnie negatywnie ocenia. Biegam, a w zasadzie turlam się 24h /7dni w tyg za moimi malutkimi jeszcze dziećmi oczekując kolejnego. Z nikąd pomocy (tata kocha, ale boi się samodzielnie zaopiekować potomstwem bo wołają mamę). Powinnam być wzorem opanowania a jestem kłębkiem nerwów. I wiesz co? Ten krzyk… to moje wołanie o pomoc i ujście dla złych emocji. Nie zamierzam się z niczym kryć.

Skomentuj