Kiedy dzieci nie było… Czyli o tym, czego nie doświadczysz z dziećmi.

6 komentarzy

Kiedyś, kiedy człowiek nerwowo grzmocił nóżką w firmowe biurko w oczekiwaniu na weekendowe załamanie czasoprzestrzeni, kiedy życie zaczynało się w piątek po 15 a kończyło niedzielą wyjętą z życiorysu do godziny 18, kiedy to przytomniało się na tyle, by posiłek nie był inwestycją zwrotną i by poniedziałkowe wory pod oczami dotachać do roboty. Kiedy na hasło „browar” boksował nogami i teleportował się do pobliskiego baru szybciej, niż założył buty, bez jaskółczego podrzucania smarka komukolwiek. Kiedy dzisiejszy szybki, przerywany kilkakrotnie numerek był po prostu seksem bez „szybko, bo zaraz się obudzi”, „sprawdziłeś czy śpi?” i syreny wyjącej w momencie, gdy atmosfera temperaturą budziła niezawodne czujniki dziecięcego, nigdy wcześniej nieprzerywanego snu. Kiedy…

…kiedy dzieci nie było…

Kiedy Hanisławy jeszcze nie było w planach, kiedy kilkoma sms’ami zwoływało się weekendową biesiadę napędzaną etanolem, a po której pobliski monopolowy utargiem deklasował konkurencję, kiedy pierwszymi słowami po porannym „mik, mik” w kierunku tronu było „więcej nie piję” wymawiane tak szybko, jak szybko było zapominane. Kiedy kac, niezakłócony porannymi nawoływaniami plemiennymi „Mamaaaa”, „Taataaa” był legalnym następstwem upojnej sobotniej nocy zmontowanej na urwanym filmie a kac moralny przypieczętowany był promilami. Kiedy zapałki służyły do odpalania gazu a nie ciągnięcia losów „Ty dzisiaj nie pijesz”. Kiedy…

…kiedy dzieci nie było…

Kiedy popołudniowa drzemka nie była poprzedzona rytmicznym, półgodzinnym walczykiem w parze z małolatem a tolerancja kofeinowa nie kończyła się na sześciu kawach, po których wcześniejsze funkcjonowanie skończyłoby się dyżurem na szpitalnej polówce. Kiedy nocne paradowanie bez stanika było inną definicją „upojnej nocy”, z dokładnością miejscowego PKS’u +/- 30 minut a sen nie oznaczał karnego marszu do łóżka „idę się przespać, bo zaraz się obudzi”. Kiedy…

…kiedy dzieci nie było…

Kiedy niczym nieprzerwany serial, rozpoczynający cowieczorny maraton mogło się zrecenzować mamie przez telefon bez reklam typu: „I ona wtedy… czekaj, czekaj, Pampers…”, „No i wiesz, on do niej… Kochanie, tutaj jest twój Kubuś!”, „BoboVita… nie, nie. To nie jest imię tej kochanki”.
Kiedy pamięć telefonu nie ogłaszała kapitulacji przy tysięcznym zdjęciu domowego celebryty a znaną piosenką był radiowy, jechany do porzygu hit, bez jagódek w tytule.
Kiedy odpalając konsolę nie ryzykowało się zbiorowej histerii, zakończonej banem na granie, co najmniej do momentu aż szkodnik zaśnie, przy czym po rzeczonej pacyfikacji miliardem innych spraw konsolę szpachluje się kurzem. Kiedy…

…kiedy dzieci nie było…

Kiedy żłobkowy gil kwarantanną nie odcinał domowników od społeczeństwa a bankomat nie wypluwał strawionej receptami karty. Kiedy jedyny termometr w domu dyndał za oknem a człowiek nigdy wcześniej nie odważyłby się zainstalować czegoś pomiędzy pośladkami. Kiedy…

Kiedy dzieci nie było, mocno niedoceniana wolność była oczywistością. Dziecko przewartościowuje system funkcjonowania, rewolucją odcina utopijną już wolność. Życie odtąd zostaje podzielone na „przed” i „po”. I chociaż życie „przed” było piękne, było inne, muszę przyznać, że Hanisławie rewolucja się udała.
I ja się pod tym podpisuję.

6 Komentarzy/e
  • ~Ania mama 2-letniej Michasi

    Odpowiedz

    Wypisz wymaluj 😀 ach… te czasy przed… ale te po 😀 to dopiero jazda eksremalna 😀 kupa łez i tony uśmiechu 🙂 żyjemy życiem dziecka i jest to bezcenne… Pozdrawiam!

  • ~aleksandra

    Odpowiedz

    najlepsza! Mimo, że różni nas wiek (zakładam, że jesteś jakieś 10 lat starsza) to jesteśmy dokładnie na tym samym etapie (Maja ma 10 miesięcy) I jak mam być szczera, to dzięki niej teraz jestem bardziej zorganizowana, potrafię docenić wolny czas i nieprzerwany sen. Potrafię zrobić obiad, pranie, prasowanie, ogarnąć fejsa, posprzątać w kurze w 10 minut 😀 . I oprócz tego wszystkiego, że zajmuje ona 95 % mojego czasu mam chwilę dla siebie 😉

  • ~Patrycja

    Odpowiedz

    Sprawiłaś, że mimo, iż póki co jestem na etapie „kiedy dzieci nie ma” jeszcze bardziej doczekać się nie mogę czasu, kiedy już będą. Genialnie opisujesz to swoje macierzyństwo, aż się chce mieć dziecię!
    Jesteś moją idolką w kwestii lekkości tekstu wypełnionego po brzegi ironią i humorem!

  • ~maf

    Odpowiedz

    Ja też jestem na tym samym etapie co Ty:) Młody ma 16 m-cy i wywrócił nasze życie do góry nogami, ale rewolucja mu się udała jak mało co i mało komu:)

  • ~Angelika

    Odpowiedz

    Uwielbiam czytać Twoje teksty, jesteś niedościgniona:)

  • ~Ewa

    Odpowiedz

    Dziękuję strasznie się uśmiałam….zdecydowanie poprawilo mi to wieczorny humor po cięzkim dniu z moją dwójką
    pozdrawiam :))

Skomentuj