Kiedy dziecko zostaje pozbawione człowieczeństwa, a kobieta godności…

1 Komentarz

Są tematy ciążące kamieniem na psychice kobiet. Są tematy łamiące duszę, kruszące najtwardsze serca. Istnieje wpisane w nasz kobiecy świat cierpienie, nieznane dla nikogo innego.

Kiedy pod naszym sercem zaczyna bić drugie, stajemy się matkami. Jednak nie zawsze dziecko, które powołaliśmy do życia jest człowiekiem. Bywają sytuacje, kiedy mały człowiek staje się problemem i to bynajmniej, nie dla matki. Nawołują, żeby powoływać na świat nowe życie, jednak nie uczą, jak radzić sobie ze stratą. Zatrzaskują drzwi przed naszym nosem w momencie, kiedy coś pójdzie nie tak.

Kilka dni temu napisała do mnie jedna z Was. Poznajcie historię Kasi i jej nienarodzonego dziecka.

Dzień dobry.

      Czytam i zaglądam na Twoją stronę od momentu jak urodziłam syna tj. od X.2013 r. Dużo pomogły mi Twoje wpisy, szczególnie te o depresji i relacjach z dzieckiem. Z początku prawie codziennie, potem rzadziej bo powrót do pracy itd, mniej czasu. Aż do dziś. Muszę się z Tobą podzielić swoim doświadczeniem, a to tylko dlatego, że w takiej sytuacji jak ja znalazły się setki tysiące z nas. Nigdy nie wyobrażałam sobie ze mnie to spotka, niestety, życie ma swoje scenariusze i głęboko w poważaniu ma nasze plany etc. Mam 37 lat, 6-letniego syna i aniołka, który odszedł 17.11.2019 r. do Aniołków w 10 tygodniu ciąży…. I o tym chcę Ci napisać…. o poronieniu….

      „Trafiam na SOR, Pani z izby informuje mnie, że będę musiała zostać w szpitalu , bo lekarz ginekolog, który dziś dyżuruje nie schodzi na dół do izby zbadać pacjenta, tylko przyjmuje na oddział od razu, tak na „gębę „. Więc już pierwszy szok. Tłumaczę 6 letniemu synowi, który jest ze mną że mama zostanie dziś na noc w szpitalu i zobaczymy co dalej. Na oddział trafiam pod opiekę pielęgniarki, która raczej już być powinna na emeryturze, przekłada dokumenty z teczki na biurko chyba z 10 razy. Po chwili tłumaczy że mieli przeprowadzkę z 3 piętra szpitala i dopiero od kilku dni są tu gdzie są czyli na 1 piętrze. Tylko że mnie to wcale nie interesuje, jestem roztrzęsiona, i dalej nie wiem czy z moim dzieckiem jest wszystko ok. Pani pielęgniarka zakłada kartę szpitalną, wypełnia rubryki, pyta o wagę, wzrost itd. Siedzę sama z krwawieniem bo mąż pojechał po rzeczy niezbędne mi w szpitalu. Jestem jak we śnie. Po około godzinie przychodzi Pani doktor, która na pierwszy rzut oka, na emeryturze powinna być już co najmniej 10 lat( jak się potem sama przyzna do 40 letniego stażu okaże się że miałam rację!), jedyny cały plus całej sytuacji to, to, że te kobiety świetnie się ze sobą dogadują (setki razy przepisują na dokumenty) nic poza tym. Pani doktor mnie bada. I nic tylko krew. Każe iść do innego pomieszczenia trzeba zrobić usg, ale maszyna nie działa. Idziemy do innego pomieszczenia. Nie muszę pisać że za każdym razem muszę się rozbierać by za chwilę się ubrać i znów rozebrać i tak wkoło . W końcu Pani doktor robi usg. I mówi że nie ma dobrych wieści, serduszko nie bije, brak ruchów płodu. Płacz. Mój płacz. Rozpacz. Coś pękło, coś się skończyło. Pustka. Cisza i tylko mój płacz. Pani mówi że mogę skorzystać z psychologa, ale jest sobota, a psycholog będzie we wtorek. Myślałam, że to żart. Nie , to nie był żart. Dostałam jakieś uspokajające tabletki, pielęgniarka założyła mi wenflon, który cały czas mnie bolał, ale nic nie powiedziałem, nie miałam siły, ból z wenflonu, był żaden w porównaniu do bólu psychicznego. Około 1.00 w nocy zasnęłam. Na drugi dzień z samego rana był maż. Czekaliśmy na wizytę. Przyszedł Pan ordynator oddziału i oznajmił, patrząc w kartę (która Pani pielęgniarka przepisywała 3 razy!!!) że są dwie opcje. Łyżeczkowanie lub samoistnie poronienie. Dopytuje o zabieg. Co to jest na czym polega. Narkoza ogólna, czyszczenie macicy z pozostałości-otrzymuje odpowiedź. Jeżeli planujemy dalej starać się o dziecko lekarz proponuje łyżeczkowanie. Po chwili zaprasza mnie na badanie. Wykonuje usg. Diagnoza-płodu: martwy. Zgadzam się na zabieg. I tu zaczyna się horror. Dostaje ulotki, dokumenty, które muszę wypełnić. Płacząc przez łzy, czytam na głos do męża: aby pochować dziecko do 22 tyg należy ustalić płeć dziecka, bez płci urząd stanu cywilnego nie wyda aktu urodzenia, a bez aktu nie załatwię nic, pisze coś jeszcze o urlopie macierzyńskim – ale nie wiem o co chodzi, w natłoku myśli uważam że ktoś coś pomylił, jaki urlop, po poronieniu??? Tak w skrócie brzmi ulotka. Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, ze to rodzice mają ustalić płeć, RODZICE……..TO ONI MAJĄ POBRAĆ MATERIAŁ I PRZEKAZAĆ GO DO BADAŃ. Mój stan psychiczny i moja godność została gdzieś na podłodze szpitalnej rozmazana razem z moim dzieckiem. Tuż przed zabiegiem, mając w sobie nieżywe dziecko, muszę zdecydować czy mój horror ma trwać dalej czy chce ustalać płeć, bo tego wymaga prawo!!!!!!! Pytam się jakie prawo, stawia matkę i ojca przed takim wyborem w tak traumatycznej dla nich chwili. Czy do jasnej cholery, nie można w akcie wpisać płeć nieznana. Tak jak się wpisuje ojca!!!!! A no nie można. Można za to dobić rodziców, zgnoić ich, pokazać że nie jesteś matką przed 22 tygodniem. To ja się pytam czym różni się mój ból po poronieniu w 10 tyg. od bólu matki która poroniła w 22 tyg????? Czym???? Po ok. 0,5 h zjawia się zespół anestezjologów, wspaniali ludzie, tylko oni zadają pytania jak do człowieka, Pani usuwa mi jak się okazuje źle założony wenflon, narkoza przez niego podana nie trafia do żyły. Pani kluje mnie w inne miejsce, udaje się. Chwila i jestem znów z mężem na sali. Już jest po. Ryczę jak bóbr. Nie chce mi się żyć, nie chcę mi się nic. Czuję pustkę. Zaczynam czytać ulotki które mi postawiono. I ryczę jeszcze gorzej. Bo nie mam prawa do niczego, do pochówku, do urlopu macierzyńskiego, który przysługuje, ale po poronieniu po 22 tygodniu ciąży. Czytam dalej wszystko może mi przysługiwać ale muszę znać płeć. A ja nie chce!!!!!! Nie chce ustalać płci, chce godności takiej, jak mają wszystkie matki które utraciły dziecko po 22 tygodniu. Tylko tyle. Nie chcę przechodzić tego poronienia w nieskończoność. To znęcanie się przez Państwo, znęcanie psychiczne nad rodzicami przez Państwo. Własne Państwo. Przecież tak nie może być. Nie mam siły. Proszę o zmianę prawa, o poprawę zapisu dotyczącego płci kiedy dochodzi do poronienia przed 22 tygodniem. Przecież nasz rząd uważa że dziecko jest od poczęcia, to dlaczego prawo stanowi inaczej,? Ile kobiet, ile traum musi rozegrać się w szpitalach by do Was coś dotarło. Życie ludzkie to nie płeć, życie ludzkie to najwyższa wartość o która musimy dbać tak samo przez cały okres ciąży. Niezależnie czy jest to 2,5,19,23 czy 30 tydzień . Wystarczy zalecenie, że płeć jest nieważna, to dziecko, które winno mieć akt urodzenia, bez narażania rodziców na taką traumę. Sądzę że jest ktoś kogo poruszy ta sytuacja i w końcu zaczniecie działać, tak dalej być nie może. Każdej matce, która staje się nią od POCZĘCIA JEŻELI PORONI, WINIEN PRZYSŁUGIWAĆ URLOP MACIERZYŃSKI, PRAWO DO POCHÓWKI ITD. Na miłość boską niech ktoś zmieni to prawo!!!!!!! . A Rząd zajmujecie się murawą źle położoną na boisku, no szok!!!!!!”
Na 9.12.2019 roku mam prywatną wizytę u psychologa, jakoś nie mogę się pozbierać.
Kasia


*Pamiętaj, że najlepszą zapłatą dla autora jest Twoja reakcja, która bez wątpienia da mi kopa do dalszej pracy <3
*Będę wdzięczna, jeśli dasz mi o tym znać tutaj na blogu lub na Facebooku (
klik), łapką w górę, komentarzem lub udostępnieniem postu.
*Możesz odwiedzić nasz profil na Instagramie 
(klik).

1 Komentarzy/e
  • Małgorzata Litwińska

    Odpowiedz

    Wyrazy współczucia dla tej Mamy. A prawo powinno być zmienione już dawno, ale najważniejsze dla naszych rządzących jak utrudnić a nie ułatwić. Zgadzam się, że skoro uznajemy prawo do życia od poczęcia , to powinniśmy uznać prawo do godnej śmierci od poczęcia. A rodzicom bezwzględnie w takich przypadkach należy udzielić fachowej pomocy.

Skomentuj