Najczęstszym moim pytaniem, kiedy wpadam w sidła macierzyńskiej niemocy jest: „Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział wcześniej? Dlaczego nikt nie nauczył?”. Bo chociaż są tematy trudne, których przepracowanie zabiera mi więcej czasu niż: „Mamusiu, a jak dzidziuś przechodzi przez pipcię to to boli?”, to ja wiem, że mogę zostawić ten owoc moich trzewi bez odpowiedzi, z wielkim znakiem zapytania nad głową, a mogę też podjąć macierzyńską rękawicę i zasiać ziarno w małej czuprynie. Niech kiełkuje.
Trudnym tematem dla mnie jest strata. Bo ja nie lubię tracić. I bynajmniej nie chodzi tutaj o pieniądze, rzeczy materialne – chociaż też. Jak nic boli strata drugiego człowieka. Jak nic boli ucięcie wspólnych wspomnień, uświadomienie sobie, że „my” to już właściwie „ja” i „ty”. Jak nic boli zamknięcie rozdziałów, które były niegdyś ważnymi w naszym życiu i postawienie kropki po tym wszystkim.
Złamane serce po raz pierwszy.
Pierwszy raz serce mi pękło na wakacje. Był upalny dzień, całą rodziną pojechaliśmy nad wodę. Po drodze zaszła jakaś niesnaska, głupota jakaś. Grzesiek zatrzymał samochód, ja wysiadłam. Po środku niczego, bez pieniędzy, z resztką baterii w telefonie. Nabuzowana niewiadomo czym, nie rozumiejąca sama siebie. Po części chciałam zrobić na złość, po trosze uspokoić burzę w mojej głowie. Szłam poboczem, wściekając się na sytuację i na siebie, bo po środku niczego nie zatrzymywał się żaden autobus, a nawet gdyby, to nie miałabym czym zapłacić. Torebka została w aucie, klucze do domu również. I wtedy zapikał mój telefon. Kiedy odczytywałam wiadomość na ekranie, czułam jak ktoś zakręcał mi dopływ tlenu. Oczy zaszła mgła, a ja na jeden pstryk wpadłam w histerię, jak nigdy. Usiadłam na trawie, spuściłam nogi do rowu i raz po raz wystukiwałam na ekranie „Żartujesz. Powiedz kurwa, że żartujesz. Proszę!”. Niestety, to nie był żart.
Dwa dni wcześniej, wracając z wakacji miała wypadek pięcioosobowa rodzina. Zginęła dziewczynka i jej tato. Dobra koleżanka Hani z przedszkola i baletu.
Nie wiem, jak przeszłam sześć kilometrów, które dzieliły mnie od Grześka i dzieci. Byłam w transie, łzy zalewały mi oczy. W jednej chwili poczułam, że muszę ich zobaczyć, bo się kurwa uduszę. Potrzebowałam poczuć zapach ciała Grześka, wpleść się w jego ramiona. Potrzebowałam złapać dziewczynki za ręce, wtulić nos w ich włosy. Biłam się z myślami czy powiedzieć Hani i w jaki sposób. Przecież mogłam przemilczeć sprawę, a na każde pytanie, gdzie jest XYZ wzruszyć ramionami. Hania wkrótce by zapomniała, świat by się kręcił, ludzie wróciliby do swoich spraw.
Ale ja tak nie chciałam. Nie potrafiłam puścić małego dziecka w zapomnienie i udawać, że nic się nie stało. Nie mogłam oszukiwać Hanki. A może nie chciałam być w tym nieszczęściu sama? Może potrzebowałam, by moje dziecko ramię w ramię okazało wsparcie rodzinie dziewczynki i jej rodzinie.
– Możemy porozmawiać Myszko? – usiadłam na ziemi, na wprost Hani i spojrzałam głęboko w jej oczy. Miałam świadomość, że za chwilę zgaszę wesołe iskierki, mrugające w brązowych tęczówkach. Oczy miała zupełnie jak tato. Nasycone kolorem. Piwno brązowe w słońcu, może nawet bursztynowe. I ciemne, wręcz burzowe gdy zachodziły gniewem. Miękkie rzęsy opadały delikatnie na policzki. Zmrużyła oczy, chroniąc je przed słońcem i przybrała wyraz twarzy mówiący, że słucha uważnie. Zawsze w takich momentach przerywała zabawę, poważniała i milkła. To było z jej strony zielone światło dla mnie. Wiedziałam, że słucha.
Zawsze lubiłam rozmawiać z Hanią na trudne tematy. O miłości, o akceptacji, o szacunku. Wiedziałam, że trafia do niej to co mówię. Ona wiedziała, że jeśli ma o coś zapytać, nasza rozmowa będzie wartościowa, inspirująca. Zazwyczaj milczała, czasami potrzebowała chwili by przemyśleć pewne kwestie. Rzadko odzywała się przed tym, zanim skończyłam. Ale to było coś innego. To miało skruszyć jej delikatną psychikę, wypchnąć ją z bezpiecznej bańki, którą do tej pory była otoczona.
Opowiedziałam jej całą historię. Na koniec powiedziałam, że jeśli chce o tym porozmawiać, jeśli ma jakieś pytania i jeśli mogę coś dla niej zrobić, jestem do dyspozycji. Hania zapytała tylko czy to już wszystko i czy może odejść.
Kilka minut później znalazłam ją skuloną w kącie namiotu, wpatrzoną pustym wzrokiem w jego ścianę.
– Tutaj jesteś… Dlaczego siedzisz sama?
– Jest mi bardzo smutno mamusiu. Jeszcze nigdy nie było mi tak źle. Chce mi się płakać ale nie wiem, jak powinnam się zachować.
– Haneczko, powinnaś zachować się tak, jak podpowiada Ci serduszko. Możesz płakać, śmiać się. Możesz milczeć, śpiewać. Możesz rozmawiać, możesz iść się pobawić. Jesteś dzieckiem i masz prawo reagować jak dziecko.
– No to mi się chce płakać. Posiedzę sobie tutaj i popłaczę, dobrze mamusiu?
Zostałam z nią. Wtuliła się mocno w moją pierś, a ja dziękowałam, że jest przy mnie. Bolała mnie dusza, moje serce rozpadło się na miliony kawałków. Nigdy nie chciałabym być na miejscu rodzica, który traci dziecko, byłam wdzięczna za chwilę, w której trwałam.
Złamane serce po raz drugi.
Przez kilka lat Hania miała przyjaciółkę, która była dla niej niczym siostra. W tym samym wieku, z takimi samymi zainteresowaniami. Dzieci tak bardzo wrosły w siebie, jakby kwestia krwi, genów i całej biologicznej otoczki zupełnie nie miała znaczenia. Spędzały ze sobą kilka dni w tygodniu, każda dłuższa rozłąka była bolesna. Nie chciały się ze sobą rozstawać, a po dwóch dniach niewidzenia, zachowywały się, jakby minęły dwa miesiące. Kiedy przedstawiały siebie nowym koleżankom, padało: „A to Hania i Nadia – moje siostry”. Miło było patrzeć na rosnącą przyjaźń. Czystą, nieopartą na niczym, bezinteresowną.
Bywają sytuacje, w których dzieci są przypadkowymi ofiarami działań ludzi, którzy z pozoru powinni je chronić przed złem i cierpieniem. Bywają sytuacje bez wyjścia, kiedy dorosły wie, że złamie dziecku serce, ale odwrotu już nie ma.
Tak było i tym razem. Ta relacja musiała zakończyć się przez dorosłych. Z bólem serca powiedziałam Hani, że nie będzie mogła więcej spotykać się ze swoją przyjaciółką, ponieważ musiałam zakończyć kontakt z jej mamą. To nie jest kwestia chęci tylko pewnych nieodwracalnych decyzji, konieczności ciężkiej zarówno dla dorosłych jak i dzieci.
Hania wiele razy pytała mnie, czy może zaprosić przyjaciółkę na urodziny, do siebie do domu. Czy idąc do kina możemy zabrać ją ze sobą, w końcu wiele razy tak robiłyśmy. Czy możemy pojechać nad jezioro, gdzie często spędzały razem czas, na plac zabaw do pobliskiego miasta, gdzie przesiadywały podczas długich letnich dni. Za każdym razem mówiłam, że bardzo bym chciała. Że ja również tęsknię za dziewczynką, która była częścią mojego życia przez ostatnie lata. Że mnie również boli serce, chciałabym żeby to wszystko minęło, okazało się złudzeniem. Ale nie możemy się spotkać.
– Wiesz mamusiu – zagadnęła mnie kilka dni temu Hania, po tym jak kolejny raz zapytała, czy jest jeszcze szansa, że spotka koleżankę. – To niesprawiedliwe, że dzieci odpowiadają za błędy dorosłych. To niesprawiedliwe, że nie mogę zobaczyć mojej przyjaciółki, bo pokłóciłaś się z ciocią. – Złożyła ręce na piersiach, a jej oczy przybrały ciemną barwę. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to niesprawiedliwe. Niesprawiedliwości było w tej sytuacji o wiele więcej. Jak na przykład fakt, że ktoś przez wiele lat może codziennie powtarzać dziecku „kocham cię”, a później nawet nie złożyć życzeń urodzinowych. Niesprawiedliwością jest fakt, że wiele dzieci w takich sytuacjach jest „porzucanych” przez drugą stronę, bez słowa wyjaśnienia. Bo przecież kończy się relację z osobą dorosłą, nie dzieckiem. Niestety niesprawiedliwość niejednokrotnie jest przysłonięta przez złość czy żal. I nie da się tego przeskoczyć.
– Masz racje Myszko. Jednak musisz zrozumieć, że są w życiu sytuacje, które ciężko jest pogodzić. Czasami ludzie się krzywdzą nawzajem i jedynym możliwym wyjściem jest zakończenie relacji. Zdarza się, że cierpią przy tym inne osoby. Mam nadzieję, że Wasze drogi jeszcze się skrzyżują. Jeśli będziesz w to mocno wierzyła, pewnego dnia spotkasz XYZ. Jeśli ta przyjaźń przetrwa, będziesz wiedziała, że to szczere i prawdziwe uczucie. Bo tej najprawdziwszej relacji nic ani nikt nie jest w stanie zniszczyć.
– Dobrze. To ja pójdę napisać do XYZ list. I dam jej tego dnia, kiedy się zobaczymy. Może to już niedługo?
- To nie jest historia ze szczęśliwym zakończeniem.
- Kąty Rybackie odczarowały wizerunek nadmorskich miejscowości.
- Moje ambicje i marzenia są moje, a nie mojego dziecka.
- Pojechałam na obóz! Jak wygląda Angielska Wioska „od środka”?
- Czy urządzenie odkurzająco – mopujące zastąpi tradycyjny odkurzacz i mop? Test Eufy RoboVac L70 Hybrid.
*Pamiętaj, że najlepszą zapłatą dla autora jest Twoja reakcja, która bez wątpienia da mi kopa do dalszej pracy <3
*Będę wdzięczna, jeśli dasz mi o tym znać tutaj na blogu lub na Facebooku (klik), łapką w górę, komentarzem lub udostępnieniem postu.
*Możesz odwiedzić nasz profil na Instagramie (klik).
10 Komentarzy/e
Marcelina
Smutne bardzo.. i tu Twoja Hancia ma racje ☹️Płacą z Nadią wysoka cenę za to ze Wam z Nelą tak potoczyło się życie ?współczuje bardzo bo ciężko stracić taką przyjaźń ..i ciężko patrzyć na smutek własnej córeczki i nie móc nic zrobić ?
matka-nie-idealna
A jeszcze ciężej jest żyć w toksycznej relacji. Czasami człowiek musi ratować siebie, nawet jeśli cierpi przy tym dziecko.
Patrycja
Co takiego musiało się wydarzyć, że nie można przebaczyć? Jesteśmy tylko ludźmi, każdy popełnia błędy… Ta przyjaźń wydawała się być czymś niesamowitym. Chyba że to nie była prawdziwa przyjaźń…
matka-nie-idealna
Napisałam w którymś z postów, że wszyscy zasługują na drugą szansę, jednak nie każdy na dziesiątą.
Marcelina
Tak.. nawet w samolocie trzeba najpierw nałożyć maskę sobie .. to nie była krytyka.. rozumiem ze czasem nie da się inaczej ?przeszłam to☹️Tylko wtedy nie ucierpiało moje dziecko tylko to drugie ?a nawet dwoje ☹️?
Patrycja
Przykro mi, że tak wyszło…
Mam nadzieję, że masz wokół siebie bezinteresownych ludzi, którzy Cię doceniają i trwają przy Tobie mimo wszystko. Życzę Ci miłego dnia i jak najwięcej dobrych ludzi wokół
matka-nie-idealna
Mam takie osoby
Kasia
To totalnie przykre, że rozpadła Ci się przyjaźń. Tylko czy dzieci musiały zerwać przez to kontakt? Dziewczynki mogły spotykać się dalej, ich rodzice nie muszą się lubić.
Moi rodzice, gdy byľam mała zerwał kontakt z rodzicami moich kuzynkę. Ja nawet w dorosłym życiu bardzo to odczuwam, bo nie mam wľasnego rodzeństwa.
matka-nie-idealna
Dziewczynki nie mogą się spotykać, ponieważ to wiąże się z jakimkolwiek kontaktem z tamtą osobą.
Paula
Poplakalam sie gorzej niz dziecko.
Niestety relacje ludzi między soba potrafią zniszczyć czasem i życie.
Brak zrozumienia, brak kompetencji, brak chęci. Potrafi zrujnowac czyjeś zycie, rodzinę.
Wlasnie to przechodze. Przez głupotę, nie słuchanie, brak pomocy od odpowiednich osob, decyzja jednej osoby naraziła na cierpienie osiem osob w tym szóstkę dzieci. Patrząc na ich cierpienia mi pęka serc