Kim jesteś?

1 Komentarz

Dopada mnie czasami macierzyński marazm.

Spoglądam rano w lustro, umazanie dziecięcymi dłońmi, przecieram oczy. Kolejny dzień, bliźniaczo podobny do poprzedniego. Przerysowany wręcz przez kalkę, którą ktoś podłożył pod moje życie niespełna sześć lat temu.

Niewiele zostało kobiety w zmęczonej twarzy i zwichrowanych włosach. Oglądam dokładnie skórę, podgryzioną zębem czasu. Naciągam palcami zmarszczki, przecieram palcem resztkę niezmytego tuszu do rzęs. Oczami wyobraźni wstrzykuję botoks w kurze łapki i bruzdę na czole.

Bywa, że czuję się wypalona. Że z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy karierę miałam okręconą wokół palca, a jedynym zmartwieniem było na którym boku położyć się na kanapie, po powrocie do domu.


A dzisiaj kim jestem?

Domykam wieczko niezamkniętej pasty do zębów. Częściowo już wyschła, zastanawiam się kogo opieprzyć z rana. Chwilę później oplatają mnie w pasie wątłe ramiona, blond głowa pachnie jeszcze poduszką. Sześcioletnie oczy walczą z grawitacją i wieczorną chęcią dooglądania kreskówki.

Szoruję dwie gęby zębów, w zasadzie to trzy – licząc z moją. Szykuję trzy zestawy ubrań, wsuwam na stopy sześć skarpetek. Na czubkach blond głów robię dwie palmy i dwa warkoczyki. Zakładam cztery buty. Ups… Wyszłam z domu w kapciach.

Całuję dwa czoła w przedszkolnej szatni i jeszcze przez chwilę patrzę jak wchodzą do sali. Wracam do domu, zahaczając o Lidla.

Ogarniam wzrokiem wojenny krajobraz. Umazany keczupem talerz, leży samotnie na polu walki, ostatkiem sił trzymając nóż. Zgarniam widelec leżący pod stołem i kubek na wpół wypitą herbatą. Zbieram porozrzucane skarpetki, dojadam nadgryzioną kanapkę. Wyprowadzam psa na spacer, wypijam kawę. Wrzucam w sociale zdjęcie, piętnaście minut myślę nad opisem. W końcu ograniczam się do trzech słów.

Gdzieś pomiędzy trzecim praniem a szczotką do kibla odpisuję na maile, sprawdzam zamówienia. Pakuję torby, dogaduję szczegóły nowej kolekcji. Sprawdzam zawartość lodówki, czaruję obiad niemalże z niczego.

Wpuszczam i wypuszczam kurierów, później pojadę na pocztę. W głowie zaczyna kiełkować natchnienie, mam temat na nowy wpis. Sto razy dziennie proszę o szacunek przypadkowe osoby, spotkane w internecie.

Przeglądam szafę, wyrzucam z niej zimę. Daję ogłoszenie, że oddam potrzebującej mamie trzy torby ubrań. Odpowiadam na wiadomości.

Wystawiam faktury, robię wysyłki. Prasuję koszulki. Wypadałoby ogarnąć łazienkę. Znowu spóźnię się po dzieci.

Pytam jak minął dzień i co miały na obiad. Słucham historii o nowych miłościach, wyjaśniam znaczenie znaków stojących przy drodze i różnice między Diplodokiem a Brachiozaurem.

Opowiadam o szacunku i o zrozumieniu. Odcedzam ziemniaki, kroję dwa kotlety. Może uda się pójść na spacer, zaraz po tym jak rozwieszę świeże pranie.

Rozwiązuję konflikt, jeden z trzech. O to która siedzi na którym krześle – oba identyczne. Zamiatam rozsypaną sól, włączam drugi raz tego dnia ekspres, ale zapominam zrobić kawy. Zamykam na pięć minut oczy, co kończy się plastrem naklejonym na trzyletnie czoło. W sumie same mi się zamykają. Wstawiam pod powieki zapałki.

Odpowiadam na maile, spóźniłam się z ofertą współpracy. Ja pierdolę. Spoglądam na zegarek, jest osiemnasta. Maila dostałam godzinę wcześniej. Sprawdzam zamówienia.

Przytulam w biegu męża, on przyciąga mnie do siebie na dłuższą chwilę. Tłumaczę, że muszę pędzić. Muskam jego usta swoimi.

Zawożę koszulki z odbiorem osobistym. To wygodniejsze niż tłumaczenie dojazdu na koniec świata. Wyprowadzam psa, jem kabanosa.

Robię parówki na kolację, sto razy powtarzam „Hania jedz”. Szoruję dwie głowy, cztery stopy i tyle samo pach. Pryskam włosy odżywką, naciągam na głowę piżamę. Przez chwilę delektuję się zapachem mokrych włosów.

Przytulam, całuję w czoło. Mówię, że kocham i żeby pamiętały. Jak nikogo.

Podaję picie. Najpierw jednej, później drugiej. Zakładam starszej skarpetki, bo zimno. Głaskam młodszą po plecach, bo tatuś nie może. Znowu piciu.

„Opowiedz mi bajkę mamo” – opowiadam. „Chcę spać w twoim łóżku”. Tłumaczę, że nie może bo jeszcze muszę pracować. Na litość boską, jest dwudziesta pierwsza. W końcu ulegam.

Wskakuje mi na kolana, trzy razy. Zagląda w ekran komputera, naciska klawisze, których nie wolno. Prześwietliła mi zdjęcie z sesji, dwa dni temu. Cofam zmiany.

Mówię ostrym tonem, że jeśli za chwilę się nie położy, wróci do swojego pokoju. Małe usteczka wyginają się w podkówkę. Przytulam do piersi, pytam czy chce, żebym położyła się z nią.

Chce. Zasypiam.


Czasami wydaje mi się, że się wypaliłam. Jako matka, jako kobieta, jako pracownik.

A później naklejam na czoła plastry, leczę złamane serca. Wycieram łzy i mokre nosy. Podaję syrop na kaszel, zbijam gorączkę.

Jestem psychologiem i lekarzem.

Robię rano jajecznicę, kombinuję co na obiad. Piekę ciasto na przedszkolną imprezę.

Jestem kucharką.

Czytam bajkę, wyjaśniam zasady funkcjonowania świata. Układam puzzle, pomagam odrobić zadanie domowe.

Jestem pedagogiem, nauczycielem.

Łapię za rękę na spacerze, biorę na barana, kiedy pozdzierają kolana. Zbieram kamyczki w ogrodzie, skaczę na trampolinie.

Jestem przyjacielem.

Piszę posty, odpowiadam na komentarze, piszę maile. Przyjmuję współprace albo je odrzucam. Robię zdjęcia a później je obrabiam. Spaceruję w poszukiwaniu weny.

Jestem blogerką.

Prasuję koszulki, pakuję torby. Wystawiam faktury, płacę ZUS-y, pilnuję terminów w skarbówce. Zamawiam kurierów. Zarabiam pieniądze a później je wydaję.

Jestem przedsiębiorcą.

Rozwiązuję konflikty, wyjaśniam nieprawidłowość pewnych zachowań, pilnuję, żeby poniosły konsekwencje swoich czynów.

Jestem mediatorem, sędzią i prawnikiem.

Jestem też żoną, córką, przyjaciółką i koleżanką. Zawsze w chwilach słabości zamykam oczy i przypominam sobie, że każdego dnia staję do walki. I wiem, że mam prawo być zmęczona, zła i sfrustrowana. Mam prawo mieć dość.

Ale później poprawiam pelerynkę i lecę dalej ratować świat. Mój świat.

Koszulkę „Jestem Bohaterką” znajdziecie na www.akrojztym.pl
1 Komentarzy/e
  • Kasiek

    Odpowiedz

    Samo życie. U mnie też codziennie dzień świstaka. Też myślę, więcej nie zaniosę, przeniosłabym sie na bezludna wyspę. Kolejnego dnia wstaje robię wszystko to co dnia poprzedniego, a na koniec przecierac oczy i płakać mi się chce jak czas ucieka. Nie wiedząc kiedy minęło już prawie dwa lata synka i prawie rok córeczki. A najstarszy zaraz będzie miał 6 urodziny! Ja się pytam jak i kiedy to minęło?!

Skomentuj