Krótka historia o bliskości.

3 komentarze

Spoglądam na ciebie oderwawszy wzrok od jakiegoś niezbyt ciekawego tekstu. Przesuwasz palcem po ekranie smartfona, trochę jakby znudzony. Nie widzisz mnie, za to ja widzę ciebie. Wracam do lektury, litery na telefonie powoli się przesuwają. Kawa parzy w dłoń, nie zwracam uwagi zainteresowana jakimś zdjęciem w socialach. Spoglądam na ciebie drugi raz. Masz na oko piętnaście lat. Automatycznie sięgasz po frytki, nie odrywając wzroku od urządzenia. Facebook? Instagram? Snap?

Spoglądam na witryny sklepów. Świąteczne dekoracje, promocje mówiące „bierz mnie frajerze”. Krwistoczerwone szyldy z draśniętymi bombkami. Widziałeś ten kicz? Spoglądam w dół galerii. Jest przed południem a ludzie snują się alejkami jak mrówki. Większość w twoim wieku. Jesteś na wagarach? Zerkam na ciebie przez ułamek sekundy, właśnie wtedy gdy frytka wędruje do ust. Światło ekranu odbija się w twoich ciemnych oczach, umysł próbuje ogarnąć złożoność informacji. Błądzę wzrokiem po parterze. Strzeliste choinki z niebieskimi bombkami. Misie w strojach Świętego Mikołaja, z uwieszonymi nań dziećmi. Widzisz to? Widzisz coś poza ekranem telefonu? Zostaw, rozejrzyj się, obserwuj.

Kiedy byłam w twoim wieku, kiedy telefony były towarem luksusowym a jedyną ekskluzywną opcją były wypierdziane polifonią dzwonki, lubiłam samotność. Siadałam na ławce w parku, bo wtedy galerie nazywały się TESCO albo REAL i patrzyłam. Widziałam ludzi spacerujących za rękę po parkowych alejkach, widziałam psa, który zaraz dostanie opieprz za zeżarcie czegoś przy śmietniku. Widziałam kaczki, sunące sznurem po stawie i trawę, falującą w rytmie nadanym przez wiatr.

Czy widzisz dziecko, które upadło centymetry od ciebie? A porządkową zgarniającą ze stolika resztki twoich frytek? Nie zauważyłeś nawet, że twoja kurtka skapitulowała i położyła się całą okazałością na podłodze. Czerwona, w kolorze nadchodzących Świąt.

Pociągasz nosem i zerkasz w moją stronę. Patrzysz ale nie widzisz, będąc zapewne myślami tam, skąd na chwilę wyszedłeś.


Spojrzałaś na blondynkę niepewnie. Poruszyłaś ustami ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Wróciłaś wzrokiem do ekranu, jakby zastanawiając się, co jeszcze możesz przeczytać. 12:15. O tej porze powinnyście ogarniać jakieś numerki na matematyce a nie bujać się po galerii. Chociaż czy siedzenie z telefonem w dłoni można nazwać bujaniem się? Ale nie o wagary tutaj chodzi.

Wagary to pewien etap szkoły, jej integralna część. Wagary pozwalają spojrzeć na budę trochę z innej strony, tej rozrywkowej. Uczą kombinatoryki, która, nie ukrywajmy, jest w życiu potrzebna jak powietrze. Najpierw kombinujesz jak zwiać z budy. Siedzisz w kiblu do dzwonka i lecisz jak ninja po ścianach tak, by woźna nie zaciągnęła cię z powrotem za ucho do klasy. Później kombinujesz jak zdobyć jakąkolwiek robotę. Szukasz, piszesz CV, po to by w końcu zrozumieć, że bez znajomości i kawałka sprytu nic nie zdziałasz w dzisiejszych czasach. Czasach, gdzie tłuczesz na matmie całki, które i tak po zakończeniu edukacji nigdy więcej ci się nie przydadzą. Czasach, gdzie na studiach piszesz koła z makro i mikro, zamiast ćwiczyć rozmowy kwalifikacyjne, a później jak nie dać się wydymać szefowi. Prawo pracy w sensie. Kombinujesz jak tu zerżnąć na egzaminie od kolegi trzy rzędy niżej, bo kujon. Kombinujesz też, jak przeciułać ze stówą do dziesiątego albo do momentu aż starzy przyślą ci słoiki. Potrafisz zrobić z Vifona trzydaniowy obiad. I w końcu kombinatoryka, jak urobić rodziców żeby podpisali usprawiedliwienie za trzy nieobecne godziny.

W końcu wagary to wspomnienia. „A pamiętasz jak M. rozpalał ognisko spodniami? Albo jak belferka przyczaiła nas z fajką w łączniku pomiędzy wieżowcami. Porzygałam się z nerwów gdy wezwała do szkoły moich rodziców”. I o ile nie ważą na naszej przyszłości, wagary są dla mnie akceptowalne. Chyba powinnam zmienić nazwę bloga na matka patologia.

Gdzie te wagary przy ognisku w lesie? Gdzie te wagary w parku na trawie, z twarzą smaganą promieniami słońca i z oranżadą w butelce? Wagary, podczas których włóczyło się godzinami by nikt ze znajomych albo rodziny nie znalazł?

Wracając do tematu, nie widzisz. Ona też nie widzi. Pogrążone całkowicie w świecie, niedostępnym dla drugiej osoby. W uzależniającej sieczce, separującej was od rozmowy, bliskości i patrzenia w oczy. Potraficie patrzeć komuś w oczy? Para kilka stolików dalej też nie widzi. On zatapia zęby w przetworzonych kurczakach, ona przesuwa palcem po ekranie telefonu leżącego na stole. Bliskość, rozmowa. Coś, co aktualnie dla nich nie istnieje.
„Czytałeś o tej dziewczynie z Poznania?”, ona odrywa wzrok od smartfona. On przecząco kręci głową i wraca do gryzienia skrzydełek.


-Mamo, mamo popac!- chłopiec szczerząc dziesięć zębów podbiegł do kobiety w szarym płaszczu i pociągnął ją za poły.
-Poczekaj kochanie, nie teraz.- Chłopiec machał rączką w stronę pociągu, sunącego pomiędzy choinkami.
-Mamo, mamoo!
-No?- Kobieta oderwała wzrok od telefonu. Pociąg zniknął za sklepem z obuwiem, rączka zawisła w powietrzu.
-Jus nic…

„Telefony to zło” pomyślałam, po czym wróciłam do dodawania filtra na Instagramie.

3 Komentarzy/e
  • Karolina

    Odpowiedz

    Smutne ale prawdziwe, choć ja często robię tak, że na chwile patrzę w telefon a potem odkładam i patrzę na świat, ludzi, psy, koty, bardzo lubię patrzeć przez okno jak jadę samochodem. Dziś np, widziałam pięknego białego kota.
    Telefony to zło konieczne. 🙂

  • Facet

    Odpowiedz

    Tak. Telefon To zło. Sam jestem uzależniony. Ale mnie zastanawia czemu tak łatwo wpaść w sidła nałogu. Czemu informacja potrafi uzależnić skoro do niczego jej nie wykorzystujemy skoro ze sobą nie rozmawiamy. Przeraża i fascynuje to zarazem. Czemu młodzież dąży do bycia cyber zombi a nie fajniejsze jest gżdżenie się z dziewczyną na ławce w parku czy picie wina na nasypie kolejowym? Dziwny jest ten świat.

  • mmm

    Odpowiedz

    Oglądam scenki tego typu ilekroć wychodzę gdzieś na kawę – przykład: spotkanie nastolatek w popularnej kawowej sieciówce na S…. Siedzi 6 dziewcząt, góra 16lat (hmm czy ja w ich wieku byłam smakoszem kawy), pierwsza czynność po odebraniu zamówienia – zrobienie sweet foci zakupionych produktów, ewentualnie foci swojej facjaty+produkt. Większosc spotkania upława im na przeslaniu zdjecia na odpowiednie portale i lajkowaniu siebie wzajemnie. Matko jedyna, dokąd zmierza ten świat:(
    Zabrzmię jak staruszka (mimo rocznika ’88) – ach ta dzisiejsza młodzież. Za moich czasów to się chodzilo do parku, a przede wszystkim ze sobą rozmawiało.

    Pozdrawiam z DZG

Skomentuj