Kupowanie dzieciom drogich ubrań to dla mnie strata pieniędzy.

3 komentarze

Pierwszą oryginalną rzecz kupiłam sobie w wieku 18 lat, za własne zarobione pieniądze. To były buty Pumy, które mam do dnia dzisiejszego, do tego są w idealnym stanie! Chociaż nigdy mi i mojemu bratu niczego nie brakowało, moi rodzice nie należeli do super zamożnych ludzi. Mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy – jednak nic ponad to. O markowych ubraniach mogłam tylko pomarzyć, a w szkole należałam raczej do uczniów z kategorii bazarowych nołnejmów.

Kiedy poszłam do nieco snobistycznego liceum, zaczęło to trochę kłuć moje ego. Wtedy obiecałam sobie, że jeśli kiedykolwiek będę miała dzieci, nie pozwolę żeby czuły się gorsze od rówieśników. Wyobraźcie sobie, że kilka dni temu widziałam, jak uczniowie tego liceum parkowali pod szkołą Mustangi, Audice i takie zajebiste Beemki, na widok których moja natura blachary zaczyna trzepotać sztucznymi rzęsami i ma kisiel w wiadomych miejscach? W tym dniu postanowiłam zacząć odkładać pieniądze na samochód dla Hanki. Może za te 11 lat będzie mnie stać na coś lepszego niż Ciquecento.

Od początku inwestowałam w Hankę. Miałam hopla na punkcie ładnych ciuszków. Gdy dostawałam coś używanego, chowałam to na dnie szafy. Niestety – do tej pory mam problem z używanymi rzeczami, chociaż uważam, że w dobie mojego ekologizmu to wada. I o ile dzieciom jestem w stanie ubrać coś z drugiej ręki, o tyle mnie samą wbicie się w używki przyprawia o uczucie… Jezu, no nie wiem jak to nazwać, żeby nie zabrzmiało paniusiowato, chociaż mam świadomość, że cokolwiek nie napiszę, takie właśnie będzie. Dla przykładu, mogę ubrać spodnie z marketu za 25 złotych, ale tych markowych z second handu już nie włożę na tyłek. Tak samo mam na przykład z rajstopami. Nie ubiorę drugi raz tych samych (wypranych oczywiście) rajstop. Wierzcie mi, że bardzo bym chciała zmienić tą właśnie mentalność na ekologizm, który kocham całym sercem i staram się żyć w zgodzie z Matką Ziemią, ale póki co moje dziwactwa mają nade mną władzę.

Wracając do dzieci, bardzo szybko zrozumiałam, że piękne body za 75 złotych, brudzą się tak samo jak te za 7 z Pepco, a w markowych jeansach robią się takie same dziury, jak w tych z Kika. Moje dzieci niszczą ubrania z prędkością światła, a przedszkole sprzyja zwiększonej amortyzacji ciuchów. Poza tym, w związku z faktem, że mają tych ubrań dziesiątki, bo każdego dnia szykuję nowy zestaw, polewając poprzedni odplamiaczem, niejednokrotnie bywało tak, że po pół roku znajdowałam sukienkę, powiedzmy za stówę, którą dziecko miało na sobie raz czy dwa, bo przy tej ilości szmatek, zwyczajnie gubiła się w szafie. Poza tym, patrząc na tempo wzrostu dzieciaków, nadal dziwię się widząc taką samą cenę za spodnie dla dorosłych, w których najprawdopodobniej będę chodziła trzy lata, albo do momentu kiedy trzasną mi na dupie (true story), a spodniami dla dzieci. I owszem, można je później sprzedać, jednak jakoś nie widzę chętnych na połatane, lub poprzecierane leginsy z Zary, które udało mi się złapać w promocji, za 69 złotych.

Kocham moją próżność w stosunku do dziecięcych ciuchów, wzdycham do ślicznie ubranych dzieci na placach zabaw i uśmiecham się pod nosem, kiedy słyszę: „Kochanie, wstań z kolan, bo się pobrudzisz”, tłumacząc chwilę wcześniej mojemu dziecku, że nic się nie stało w związku z tym, że pobrudziła się lodami, bo przecież mamy w domu pralkę, a w najgorszym wypadku, przerobię koszulkę na ścierkę do wycierania kurzu.

Nie mam problemu z tym, że ludzie kupują dzieciom drogie ciuchy, bez względu na to, czy są do „kościoła”, czy do piaskownicy. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że ja również mogę, jednak nie robię tego z jednego prostego powodu – nie lubię wyrzucać pieniędzy w błoto. Zamiast wydać hajs na spódniczkę za 129 złotych, wolę kupić tańszą, ale równie ładną i zabrać dzieci na lody, na basen, czy na trampoliny. Z drogich rzeczy, mam świra na punkcie butów. Dobrych butów. W szafie moich dzieci można znaleźć obuwie zarówno za ponad 2 stówy, jak i za 20 złotych. Te pierwsze służą na codzień, tańsze są do wykańczania na placach zabaw. Zdrowa stopa, podobnie jak wzrok, to dla mnie podstawa. Wolę zainwestować w okulary z dobrymi filtrami, niż w drogie ubrania.

Jednocześnie staram się pokazywać im, że to nie rzeczy są w życiu najważniejsze, a czas poświęcony drugiej osobie, uwaga, czy budowanie wspomnień.

Reasumując, uwielbiam markowe, piękne i niejednokrotnie niebotycznie drogie ubrania dla dzieci. Jednak w przypadku moich córek stawiam na wygodę, praktyczność i ekonomię. Drogie ciuchy zużywają się tak samo szybko jak tańsze (niestety, jakość firm jest coraz gorsza). Uwielbiam Pepco, Reserved i H&M (chociaż dwa ostatnie tylko w przypadku promocji). Zara to dla mnie szaleństwo i nawet sobie rzadko kupuję tam ciuchy. Lubię czasami zaszaleć ze szmatami, jednak wtedy czuję wewnętrzną potrzebę szacunku do ciucha, a moje serduszko krwawi, kiedy widzę makro plamkę. Pozwalam moim dzieciom być dziećmi. Biegają, brudzą się, wywalają, drą ubrania. Oczywiście, nie popadam tutaj w skrajność i uczę dzieci dbania o swoje rzeczy. Niemniej jednak, wieczorem zasypiam bez stresu.

Photo by Ben Wicks on Unsplash
3 Komentarzy/e
  • Forsycja

    Odpowiedz

    A ja kocham Używki właśnie! Moje dzieci i ja chodzimy w uzywkach. Nie cierpię nowych ciuchów ( ich jakość jest okropna – bardzo szybko się niszczą, kurczą itp). Nigdy nie miałam problmeu z używanymi ciuchami. Są tanie, ładne ( moje dzieci mają takie słodkie koszulki ze skandynawii ze rodzice często pytają gdzie je kupuję? ), są trwałe, i czyste jeśli chodzi o sztuczne barwniki – dawno wypłukane

  • Agata Petelczyc

    Odpowiedz

    Problem z ubraniami z np. Pepco jest taki, że znaleźć tam coś naprawdę ładnego dla dziewczynki to dla mnie mission impossible. Tandetny róż i fioletopodobne rządzą, niestety daleko do oferty h&m chociażby. Dopóki córka była niemowlakiem uwielbiałam ubranka z Lidla – dobra jakość i świetne ceny. Niestety weszlysmy w wiek przedszkolny i już i jakość i wygląd oferowanych ubranek dużo gorsze.

  • Paulina

    Odpowiedz

    Legi z Zary na promocji za 69 zł? Bez przesady, sama ubieram dzieci w zarze. Legi te grubsze normanie kosztują 29,90 zł, na promocji po 19,90 zł. Ubrania z Zary sprzedaje (wszystkie) na grupie fb. I chętnych nie brakuje. 😉

Skomentuj