Krótka retrospekcja majówkowego wypadu.

4 komentarze

Jakiś czas temu wpadliśmy z małżem na pomysł majówkowego wypadu. Trzeba Hanisławie pokazać co to jest świeże powietrze, do tej pory miała okazję rozkoszować się tylko urokami odchodów z rur wydechowych, kursując po osiedlowych dziurach. Chcieliśmy coś blisko miejsca zamieszkania bo ulubionym zajęciem Haniutka w samochodzie jest próba zagłuszenia silnika więc długa droga mogła zakończyć się np. awaryjnym zatrzymaniem ruchu w celu nakarmienia księżniczki, albo karambol spowodowany wylatującymi przez okno Fordzika pieluszkami. Jako że zdecydowaliśmy się zbyt późno, a i znajomi się zgłosili na towarzystwo w górskim łazikowaniu, zostały same drogie oferty, które zapraszały nas do SPA za trzy wypłaty albo na nocleg z widokiem na Śnieżkę, którego nie zapomnimy przez pół roku spłacania pożyczki. Remont ledwo się skończył, ściany jeszcze narkotyzują nas zapachem grafitowego zmierzchu a na koncie widnieje wielkie zero z przecinkami. W końcu koleżanka znalazła niedrogą ofertę, zaliczka zapłacona, trzeba się pakować. Milion pięćset pieluch, wózek, nosidełko, torba z ciuchami Hanisławy, torba z zabawkami Hanisławy, torba z jedzeniem Hanisławy, sto rzeczy „w razie W” dla Hanisławy i dwie małe torby moja i Pana Taty, z czego połowa to moja kosmetyczka i 47-ki do biegania po górach PT. Popukałam się w czoło, gdy PT upychał te narty w torbie, bo gdzie z ząbkującym 6-cio miesięczniakiem będziemy szczyty zdobywać, poza tym zważając na zaopatrzenie pierworodnej, buty trzeba będzie do dachu przywiązać, ewentualnie wrzucić znajomym do samochodu. Na honorowym miejscu znalazł się Calgel, bo od kilku dni nieśmiało pod dziąsłem prześwitywała pierwsza osobista jedynka Hani. W dniu wyjazdu zatankowałam Hanisławę, która chwilę później odpłynęła na całe 30 minut i ruszyliśmy na pierwszą Haniową majówkę. Nie bez przebojów, bo jak by inaczej. Co chwilę puszczając urwy na czopki torujące lewy pas a następnie na korki, w końcu pokonaliśmy w 4 godziny 2-godzinną trasę. Hanisława po przebudzeniu w końcu zrozumiała, że nie wygra z silnikiem i radiem, które co 10 minut uświadamiało nas jakie jest „Happy” i zrezygnowana podziwiała krajobrazy za oknem.

Gdy dojechaliśmy od razu spakowałam Hankę w wózek, i ruszyłyśmy na zwiedzanie Kudowy. Reszta zespołu cichaczem uprawiała hazard w ogrodzie wznosząc toasty zimnym Leszkiem a my celem uzupełnienia energii obadałyśmy wszystkie budki z goferkami w pobliżu hotelu.

Następnego dnia, jako że pogoda dopisała, zapakowaliśmy Hanisławę do nosidełka i ruszyliśmy w góry. Już po trzech krokach pod górę pożałowałam tego przedsięwzięcia bo kondycję mam najwyżej 70-letniej kobiety po amputacji nogi. Dreptałam za resztą warkocząc niczym Polonez, Haniutek podziwiała widoki z pozycji klatki piersiowej Pana Taty co chwilę spoglądając ze zdziwieniem na upoconą i czerwoną ze zmęczenia matkę.

DSC00469Przez całą drogę do naszego docelowego miejsca biłam się z myślami czy aby nie zawrócić bo osoby wracające z góry patrzyły na nas jak na czubków, zastanawiając się, jak pokonamy Błędne Skały z 6-cio miesięczniakiem przyklejonym do frontu tatusia. Wcześniej recepcjonistka w hotelu poinformowała nas, że w niektórych miejscach jest tak wąsko, że dziecko trzeba będzie zdjąć i podać sobie z rąk do rąk. Już w tamtej chwili miałam ochotę zamknąć się z Hanią w pokoju i oznajmić, że będziemy wspierać eskapadę z pozycji hotelowego łóżka wpieprzając chrupki kukurydziane i oglądając Mini Mini ale zostałam spacyfikowana przez resztę.

DSC00481

Na szczęście po wejściu na Błędne Skały Hanisława, nie zważając na brak antyperspirantu PT, wcisnęła nos w tatową pierś i przespała całą wycieczkę, łącznie z przekładaniem jej przez skalne szczeliny, czołganiem się taty i kozim skikaniem po kamieniach.

DSC00518Byliśmy, zobaczyliśmy, przeżyliśmy. Hanisława ochrzczona przez Pana Tatę górala, została uprzejmie poinformowana, że teraz już klamka zapadła i śmigać będzie po górach. W przyszłym roku dostanie pierwsze górskie buty i piechtą na Giewont poleci, a ja za nią, trzęsąc się ze strachu. Nad kondychą muszę popracować, żeby wstydu sobie przed 5-cio latkami, które wyprzedzały mnie z palcem zaparkowanym w nosie, znowu nie narobić.

DSC00679

4 Komentarzy/e
  • ~Kinga

    Odpowiedz

    🙂 no to się uśmiałam, ale najważniejsze, że majówka zaliczona, dzieć zadowolony i małż zresztą też
    jakie nosidełko zakupiliście na Waszą eskapadę? i czy zdało egzamin?

    • Matka-Nie-Idealna

      Nosidełko dostaliśmy w prezencie. Jest firmy WOMAR. Na krótką wędrówkę (3h z przerwami) zdało egzamin ale nie jest to nosidełko najwyższej klasy. Najgorsze jest wkładanie i wyciąganie Hanisławy z ustrojstwa, nogi mała ma grube i się korkują trochę 🙂 Na przyszły rok zainwestujemy w nosidło a la plecak dla starszych dzieci.

  • ~Mama Jasia

    Odpowiedz

    Super majówka 🙂 my nigdzie nie byliśmy bo chrzciny przygotowywaliśmy na niedziele 🙂 a co do wspinaczki na giewont to tak popracuj popracuj na kondycją. My byliśmy 2 lata temu w Zakopanym i jak wchodziliśmy na Giewont to wyminął nas starszy pan prawie w podskokach a jak bylismy pod szczytem prawie to on już schodził!!!!!!!! Powtarzałam sobie że dzieci nie mogą być lepsze ode mnie i wlazłam ale tylko pod krzyż dalej bylo mi za zimno!! 🙂 I przyłączam sie do pytania o nosidełko 🙂

    • Matka-Nie-Idealna

      My w zeszłym roku po górach nie chodziliśmy bo miałam zagrożoną ciążę ale 2 lata temu właziłam na Kasprowy i nie było najgorzej 🙂 Być może chciałam dorównać mężowi- góralowi, który w Tatrach urodzony i wychowany 🙂 O nosidełku w komentarzu poniżej.

Skomentuj