Matko! A czy ty spełniasz swoje marzenia?

6 komentarzy

Wyobraź sobie, że masz marzenie. Każdy jakieś ma, choćby takie, nieśmiało wspominane tuż przed spaniem. Jedni marzą o tym by kopnąć szefa w dupę, inni o nowych szpilach marki „takdrogoqwaniemanikt”, inni o tym by spłacić 30- letnią bankową pętlę na szyi a jeszcze inni by mieć co zamieszać w garze gdy comiesięczna jałmużna macha nam na pożegnanie. Ja jako młokos ledwo odrastający od ziemi, później ledwo zaszczycony pierwszą podpaską aż po młokosa starszego, wymieniającego się śliną z chłopakiem pod klatką schodową marzyłam o psie. Ot takie durne marzonko, ktoś by mógł pomyśleć. Rasa była ściśle określona, według „Drogi pamiętniczku” z datą mocno przeterminowaną, bo aż o 19 lat, miał to być golden retriever.

Moja mama nigdy nie tolerowała psów. Każdy przedstawiciel jakiejkolwiek rasy wywoływał u niej delirkę na miarę 999 na sygnale i wyższy poziom decybeli przez minut paręnaście. Tak więc radziłam sobie na swój sposób, najczęściej za psa robił mój 8 lat młodszy brat. Dopóki nie zakumał, że coś nie teges, że ja od tego zapatrzenia w psi świat mam nierówno w pewnych rejonach umysłu a kolana mu już nie domagają. Temat psiaka wałkowany był co jakiś czas. Z nieco zawodnych środków perswazji były łzy, były damskie fochy, był szantaż, były i bunty. Później nawiałam z domu na swoje, warunki jako takie, pies sprawiłby, że w związku z deficytem metrów kwadratowych jedno z nas musiałoby spać na wycieraczce. Jako, że jestem mocno empatyczna i koścista, nie wyobrażałam sobie siebie pod drzwiami. Gdy zamieszkałam z PT, ten nieświadomy swoich słów, być może w ramach „Ja ci gwiazdkę z nieba dam” bo to początki były i może trochę na odpieprz obiecał mi, że pies będzie gdy zamieszkamy w domku. Pies będzie u nas za tydzień. Tak, golden retriever. To się pochwaliłam.

No dobra. Co ma historia z psem do parentingu? Ano ma.

Historia z psem pokazuje, że marzenia się spełniają. Ale nie same, nie od razu. Na psa czekałam ponad 20 lat.
Historia z psem pokazuje, że warto walczyć o to czego się pragnie ale warto też czekać i być cierpliwym. Przede wszystkim my jako rodzice powinniśmy mieć marzenia i powinniśmy dążyć do ich spełnienia. Pokazując, że nawet pozornie niemożliwe staje się możliwe, że z marzeń nawet tych odległych nie możemy rezygnować bo coś nam nie stykło w pewnym momencie życia. Pamiętajmy o tym, że za naszymi plecami stoi mały obserwator, który dzielnie odwzorowuje nasze zachowania.

Hanisława jest na etapie „Ja śama”. Śama więc zakłada buty lewy na prawą nogę. Fakt nawet do przegryzienia, gdyby nie dwie różne obuwnicze marki, co wieje wiochą na odległość. Śama je, śama szoruje zęby, śama generuje sobie zadania ponad swoje możliwości fizyczne i moje możliwości czasowe oraz cierpliwość. Najczęściej nurt „Ja śama” objawia się tuż przed naszym poranym wyjściem, kierunek-> żłobek -> praca. Kiedy jestem już na etapie, że szef mi urwie głowę za trzy po ósmej, że korki i że znowu nie kupię sobie do pracy pieczywa bo chlebak zrobił mi z rana „a ku ku”, z kolei dziecko jest na etapie „zero współpracy”, bo przecież uśpienie lali w wózku jest dużo bardziej emocjonujące niż matka biegająca w popłochu z „o qwa, o qwa” wymalowanym czerwoną szminką na ustach. Kiedy już cierpliwość osiąga punkt krytyczny, celuję w magiczne słowa „Popatrz, mamusia ubiera buciki!”. Młode jak zaczarowane gna w podskokach do przedpokoju, ryjąc przy okazji czołem tu i tam. Gdy już ogarniemy łzy i smar żalu, założymy buciki, przychodzi pora na „Założysz kurteczkę tak jak mamusia?”.

Dzieci nas naśladują. Dzieci widzą w nas niepodważalny autorytet i wzorują się na nas w wielu życiowych kwestiach, niejednokrotnie dla nas banalnych. U nas wzorowym przykładem jest pora obiadu, gdzie półmisek z dietetycznym żarciem, bez soli i zgrai E paruje samotnie na krzesełku Hani a ja paruję z dzieckiem na kolanach, babrzącym w moim talerzu.

Jednocześnie dziecko potrafi rozróżnić dobro i zło. Potrafi określić, że tata brzdękający codziennie kieliszkiem i piąstką w stronę mamy jest zły. Potrafi określić, że mama stawiająca karierę ponad fakt zapamiętania imienia własnego dziecka jest zła. I marzą. Marzą by być innymi, lepszymi.

Póki dzieci chcą być takie jak my, póki widzą w nas autorytet i nie są na etapie piorącego mózg buntu, możemy to wykorzystać. Możemy pokazać dziecku, że dążenie do własnych celów się opłaca. Opłaca się cierpliwość i opłaca się fakt, że pomimo wielu przeciwności losu nie wolno rezygnować. Opłaca się pokazywać, że z każdej sytuacji jest wyjście. Opłaca się nauczyć przegrywać. Opłaca się pokazać, że porażkę da się przekuć w sukces. Opłaca się pokazać, że warto marzyć.

6 Komentarzy/e
  • 89

    Odpowiedz

    Podpisuję się rękami i nogami, w sumie to jak zawsze 🙂 Mama powinna mieć marzenia i umieć na spełnienie tych marzeń czekać, choć wcale nie jest to łatwe… Ale warto dla tej małej osóbki,która tak dzielnie nas naśladuje. Dla mnie przez pewien okres czasu marzeniem było macierzyństwo, doczekalam się po dwóch latach, teraz mam marzenie żeby wychować syna na mądrego, wrażliwego człowieka, który odnajdzie się w tym poplatanym świecie. I żeby kiedyś mógł powiedzieć, że miał szczęśliwe dzieciństwo… Ehh, rozpisalam się… I trochę rozmarzylam 🙂 p.s.a takie z bardziej przyziemnych marzeń to kot – devon rex, bo dachowca juz mamy 🙂 Tylko czekam aż skarbonka uzbiera 1500 zlociszy na takiego kociaka 🙂 Pozdrawiam Cię Matko Nieidealna 🙂

  • Zuzkowa Monia

    Odpowiedz

    hehehe super 🙂 Mi się udało namówić rodziców w podstawówce na psa i do dzisiaj (mimo,że już tylko we wspomnieniach) jest tym najcudowniejszym i najukochańszym.Teraz „już na swoim” mamy drugiego,bo jakoś tak dziwnie i źle było bez plączącego się kudłacza pod nogami.Tylko się nie wściekaj jak lecąc do Hani w nocy albo nad ranem z jednym okiem jeszcze zamkniętym wdepniesz w zimne siuśki 😉 Polecam na ten najgorszy okres rozłożyć sobie zajebisty dywan dostępny w każdym sklepie budowlano-ogrodniczym pt. GRUBA folia (taka,którą rozkładasz przy remoncie/malowaniu ścian),my mieliśmy taki na panelach w przedpokoju i pokoju (mamy pokój z aneksem kuchennym,więc nie ma drzwi żeby je zamknąć,np. na noc lub gdy wychodziliśmy). Kurcze,naprawdę się cieszę,pies to super sprawa 🙂

  • ita88

    Odpowiedz

    Przez ostatnich 7 miesięcy odkąd jest z nami córka nauczyłam się odkładać realizację swoich marzeń na później, bo najpierw jest Mój Skarb, a później dopiero ja. Będę miała jeszcze kawał życia na to, a te momenty kiedy przeminą to już nic ich nie cofnie.
    Jeśli chodzi zaś o psa to mamy labradora, choć marzył mi się dogoterapeuta, to jest odratowaniec, który się do tego nie nadaje. Psa mamy pd 6 lat, był oczkiem w głowie. Baliśmy się jak to będzie, ale wystarczyło odpowiednie przygotowanie siebie i psa, żeby zakwitła międzygatunkowa miłość. Od początku Astra pilnuje córki, a ta świata nie widzi poza tym wielkim włochaczem. Świat z psami jest piękniejszy 🙂

  • Pokrzywa

    Odpowiedz

    Oj to będziesz teraz miała mnóstwo sierści dwa razy w roku.. ja to właśnie przeżywam a córa jest na etapie raczkowania i zjadanie wszystkiego co na ziemi więc jest hardcore.

  • Ewelina

    Odpowiedz

    Będąc w technikum wręcz błagałam mamę, by pozwoliła mi hodować ptasznika. Tak jakoś wyszło, że uwielbiam te włochacze. Niestety, zgody nie dostałam, choć przygotowanie teoretyczne miałam w jednym palcu. Marzenie spełniło się rok temu. Mam włochacza- pacyfistę, co to na miano ptasznika nie zasłużył, bo pozwala uciekać żarciu. Ale mam. I razem z synem dbamy o nią (bo to samica, syn nadał jej jakże słodkie imię Elenka). I uczy się, że można mieć w domu też inne zwierzątko, niż koty, psy, chomiki itp.
    Jednak najgorsze jest to, że teściowa nieraz i nie dwa podburzała syna, bo pająki to nie domowe zwierzątka i niech namówi mamusię i tatusia na piesia a te przebrzydłe robale wrzuci najlepiej pod tira. Dlaczego? Bo ona boi się pająków i nie dociera do niej, że gatunki łagodne i czasem nawet bardziej przyjazne niż niejeden psiak ale co ja tam mogę wiedzieć?

    • matka-nie-idealna

      Paradoksalnie ja boję się domowych i polnych odmian z cienkimi nogami i grubymi tyłkami. Takiego wypychają włochacza może bym przeżyła ?

Skomentuj