Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet.

7 komentarzy

Geneza.

Dawno, dawno temu byłam zakompleksioną nastolatką ze stanikiem wypchanym ojcowską skarpetą, rozmiar 46 i z pryszczami wielkości noworocznych postanowień. Miałam duże problemy z samoakceptacją, każdy niewyrafinowany żart na mój temat lub choćby pytanie typu „Ty coś w ogóle jesz?”, „Nie masz anoreksji?”, przy mojej figurze kurczaka ze splątanym żołądkiem było zwyczajnym strzeleniem mi z liścia w ryj. Dostawałam palpitacji, zatapiałam zęby w PCV i spazmatycznie łkałam. Przepłakałam wiele nocy, próbowałam wielu diet „pogrubiających” i pełzałam po szkolnych ścianach żeby tylko zniknąć ludziom z oczu. Było źle, w pewnym momencie bardzo źle.
Chociaż w kwestii wielkości miseczki niewiele się zmieniło, poza tym, że już jej niczym nie wypełniam, wiele kompleksów poszło w niepamięć. Spotkałam na swojej drodze kilka osób, które wybudowały w mojej głowie mur. Jak się komuś coś we mnie nie podoba, kulturalnie proszę o pier***nięcie w niego głową. Szkoda życia na zamartwianie, szkoda życia na ludzi, którzy chcą kosztem podbudowania swojego ego ranić drugiego człowieka. Te osoby, chociaż było ich znacznie mniej niż ludzi próbujących mnie zniszczyć, miały moc naprawczą, która permanentnie zmieniła moje myślenie.

Razem z tym myśleniem, razem z poczuciem własnej wartości, która wypełzała ze mnie mozolnie dzień po dniu, zmieniło się moje podejście do mężczyzn. Mężczyzn w sensie mężczyzn w ogóle, nie materiału na związek/seks. To w dużej mierze oni przyczynili się do kiełkowania mojej pewności siebie. Ten typ to faceci szanujący kobiety. Nie tylko ich walory estetyczne, umiejętności rzucania biodrami w tańcu czy stopień podniesienia piersi w obcisłym topie i głębokość dekoltu. Typ, który zwraca się do kobiet z równością, nie z wyższością. Typ, który otwiera drzwi, zakłada płaszcz i pozwala kobiecie czuć się ważną i piękną. Typ człowieka, który totalnie mnie kręci swoim zachowaniem, w obecności którego lubię przebywać.

Zawsze lepiej dogadywałam się z mężczyznami i nigdy tego nie ukrywałam. Być może trochę z powodu mojego niewybrednego humoru, totalnie nie znającego tematu tabu. Śmieszą mnie dowcipy o blondynkach, lubię rozmawiać o seksie. Rzygam natomiast fałszywymi uśmiechami, plotkarskim jadem i smarowaniem po plecach „przyjaciółek”. Oczywiście nie wszystkie kobiety są złe, jędzowate i wredne. Są wyjątki. Niestety jest ich nieproporcjonalnie mało w stosunku do tych, którym mogę coś zarzucić.

Żeby nie było, to nie dziwne uwielbienie dla płci przeciwnej a Bozia pomyliła się i nie obdarowała mnie jądrami, jest też typ facetów, których nie trawię.

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet.

Każda z nas ma pewnie zachowania, powiedzenia, zwroty i teksty, których u facetów nie trawi. U jednych może to być klepnięcie w tyłek (są takie, które to lubią), u innych namolne spoglądanie w rów międzypiersiowy, u mnie natomiast poczucie wyższości mężczyzny nad kobietą. Ucinając spekulacje, nie jestem i nie będę feministką. Inną rzeczą, której nie trawię jest ujędzowanie kobiet. Pomijając relacje damsko-męskie, które są osobistą sprawą każdej pary, gdy słyszę od faceta „moja baba/ mój babol będzie się czepiał” kiedy kolega zaprasza na mecz czy zamoczenie pyska w piwie, mam ochotę mu w ten pysk strzelić. Demonizowanie kobiet, jakie by nie były nie jest ok. Wiem doskonale, że nie jesteśmy święte, marudzimy, jęczymy i wkurzamy ale wywlekanie tego do ludzi jest passe. Najkrótszą odpowiedzią jest po prostu nie. Nie widzę sensu w tłumaczeniu się przed kimś. Swoje problemy zostawiamy w domu. Niestety spotkałam się z zachowaniem, kiedy któremuś z moich facetów nie chciało się spotkać z kolegą i wymówką było „Moja się wkurzy” czy też „Moja mi nie pozwoliła”. Jestem też poniekąd uczulona na stwierdzenie „Zapytam żony/męża czy mi pozwoli/czy mogę iść”. Zupełnie inaczej brzmi a znaczy prawie to samo „Zapytam żony czy nic nie zaplanowała”. Z momentem wyprowadzenia z domu, odkąd pomimo 18-stu lat najpóźniejszą godziną powrotu była 22, chyba że rodzice pozwolili później, na pisemny wniosek koleżanek, przestałam pytać o pozwolenie. Nie mówię o decyzjach, które z mężem podejmujemy razem i które zdania drugiej osoby wymagają. Pytanie, czy mogę wyjść, czy mogę spotkać się z koleżankami albo czy mogę podrapać się po dupie wydają mi się być niewłaściwe. „Nie masz nic przeciwko…?”, „Masz jakieś plany?”…
Zupełnie nie wyobrażam sobie usłyszeć lub powiedzieć „Nie pozwalam ci iść bo…”. No właśnie, bo co? Bo się obrażę? Bo masz siedzieć i patrzyć mi w oczy? Bo masz przyrosnąć tyłkiem do kanapy? Bo boję się, że mnie zdradzisz?

Żarty, żartami…

Średnio też toleruję szydzenie albo głupkowate żartowanie z kobiet w towarzystwie mieszanym. Żarty niestety czasami przeistaczają się w szowinizm i o ile moja granica tolerancji i samokrytyki jest ogromna (jak już wspomniałam lubię chamsko i sprośnie żartować), wszystko ma swoje granice.  PT za stwierdzenie typu „baby są jakieś inne” albo „to wszystko wina bab” itp. nie raz dostał kulturalnie cichymi dniami. „Baba” i „babol” to dwa zwroty, które bardzo działają mi na nerwy. Dużo bardziej niż np. „dupa”, jako określenie kobiety. Nie wiem co facet chce osiągnąć takimi zwrotami. Uważa, że jest śmieszny? Dowcipny? Jeśli chodzi o zwroty mężczyzny do mężczyzny, nie lubię „koleś”. Kojarzy mi się z kimś, kogo niekoniecznie lubimy.

Zło konieczne.

Załóżmy, że jest towarzystwo kilku osób, przyjaciół, same pary. Czasami trafia się osoba, która jest bardzo lubiana ale jej partner… niekoniecznie. Partner jest traktowany jako zło konieczne, które przyczłapało za kolegą/koleżanką. Żona, która mówi „nie pij więcej”, mąż, który zabrania szczerzyć się żonie do kolegów. Dziewczyna na wiecznym fochu, facet, którego wyciągnięcie z domu graniczy z cudem a towarzystwo swojej kobiety traktuje jak bandę jełopów i niedorozwojów.

A wy jakie macie zwroty i zachowania u płci przeciwnej, których nie lubicie?

7 Komentarzy/e
  • Gosia

    Odpowiedz

    Mnie denerwuje jak mój teściu mówi o tesciowej że ona SOBIE ugotuje, SOBIE posprząta, SOBIE upierze…Ona nawet SOBIE ubrała choinkę! :/ strasznie mnie irytuje takie przyporządkowywanie pewnych obowiązków wyłącznie kobiecie, jak np. to że kuchnia to jest „baby”. Kiedyś myślałam, że takie podziały ról to obowiązywały dawno temu i w moim pokoleniu już nie występują, ale niestety wśród niektórych znajomych ciągle widzę, że kobieta to do garów a facet…? No właśnie, do czego?

    • Anne

      No to przynajmniej sobie. A jak facet mówi „pozmywałem CI”, „posprzątałem CI”, „umyłem CI”? Tak jakby on z naczyń nie korzystał i w ogóle, to co, – pozmywał gary i na oklaski czeka? 😀

      • Gosia

        Ależ tak też mówi! 🙂 Ja wiem że to jest taki styl wypowiedzi…chociaż mnie to strasznie zawsze razi. Mieszkam na Śląsku, moi teściowie to rodowici Ślązacy i pewne takie sformułowania przechodzą z pokolenia na pokolenie. Mój mąż też czasem się zapędzi i coś takiego palnie, ale zawsze szybko go uświadamiam 😉

  • Matka Puchatka

    Odpowiedz

    Przeczytałam z zapartym tchem. Bardzo dobry tekst, prawdziwy taki.

  • Pat

    Odpowiedz

    To całkowita prawda. Nie cierpię kiedy mężczyźni nabijają się z kobieta i sprowadzają je do dwóch miejsc w domu : kuchnia i łóżko. Jednak z facetami żyje mi się łatwiej, pewnie przez to, ze zawsze byłam chłopczycą. Czasami nie rozumiem myśli kobiet. Narzekania, biadolenia itd..
    Z wiekiem zmienił mi się obraz mężczyzny idealnego- Obecny podobny jest do tego z twojego opisu 🙂
    Miłego dnia!

  • malina

    Odpowiedz

    ja jeszcze nie znoszę facetów, którzy myślą, że są tak absolutnie fantastyczni, że każda chciałaby wskoczyć im do łóżka. od zawsze z przyjemnością sprowadzam takich na ziemię, jeśli to akurat mnie upatrzyli sobie za cel. i to choćby nie wiem jak bardzo Georgem Clooneyem zalatywał. co prawda skończyło się to już kilkukrotnym posądzenie mnie o bycie lesbijką (no bo kto oparłby się takiemu cud-chłopu, jak nie durna lesbijka?!), ale się nie zraziłam. dziś mam męża, więc siłą rzeczy zakończyła ten rodzaj działalności edukacyjnej :p

  • Roxana

    Odpowiedz

    Mnie za to irytuje okreslenie „moja stara” albo „moj stary”. Czesto spotykam sie z takimi okresleniami odnosnie partnerow lub rodzicow.

Skomentuj