Mój ból jest większy niż twój – czyli nie narzekaj, bo nie masz powodu.

0 Komentarzy

Ponarzekałam sobie ostatnio, że mam dość zdalnego nauczania. Że połączenie etatu, firmy, domu i zawodu nauczycielki jest dla mnie wycieczką na kolanach po betonie. Niby się da, ale później zostają odciski, zdarta skóra i człowiek generalnie nie chce powtarzać tego doświadczenia.

Na mój tekst odpowiedziała jedna dziewczyna: „Aha i w ramach pracy na etat masz czas posprzątać całą chatę zrobić drugie śniadanie i obiad ugotować… To serio jest na co narzekać..”. Im dalej w las, tym bardziej pani twierdziła, że nie mam na co narzekać. W końcu przyznałam, że widocznie skoro tak mówi, to wie lepiej niż ja, czy powinnam na swoją sytuację narzekać, czy nie.

Zacznę od tego, że bardzo nie lubię oceniania kogoś po pozorach lub wyrywku jego życia. Nadal nie pojmuję ludzi, którym wydaje się, że wiedzą o medialnych osobach wszystko, po obejrzeniu kilku setów relacji na Instagramie, albo po przeczytaniu jednego tekstu. Pani stwierdziła, że skoro do 16 jestem w stanie zrobić drugie śniadanie dziecku, przypilnować przy nauce i wrzucić do gara warzywa na zupę – nie jest tak źle, a ja nie mam powodu do narzekania. Nie wzięła pod uwagę mnóstwa innych czynników, jak na przykład fakt, że w rezultacie siedzę przy kompie do późnego wieczora, bo praca musi być wykonana, a ja jestem rozliczana z jej rezultatów. Ale nie o tłumaczenie tak prostych rzeczy chodzi w tym tekście.

„Mój ból jest lepszy niż twój” – śpiewał Kazik.

Poza tym, że ludzie mają tendencję do generalizowania, lubują się w porównywaniu do innych. Uwielbiają wręcz pokazywać, że mają w życiu gorzej niż przeciwnik. Wystarczy powiedzieć „Boli mnie dzisiaj głowa”, żeby nasz rozmówca odpowiedział „Mnie też” albo „Jezu, wczoraj miałam taką migrenę, że myślałam, że zejdę z tego świata”. Czasami człowiek potrzebuje się wygadać, a w odpowiedzi otrzymuje zestaw bolączek drugiej osoby. Dla mnie to nic innego jak egoizm i nie ma nic wspólnego z empatią. A wystarczy dodać: „Wydaje mi się, że wiem co czujesz. Kilka dni temu byłam w podobnej sytuacji. Potrzebujesz mojej pomocy?”.

Po drugie, lubimy decydować zarówno o uczuciach jak i życiu innych ludzi. Mówimy „Nie przesadzaj”, „No już nie boli”, „Nie masz powodu do narzekania”, „Przestań płakać” itd. Odnosimy sytuacje do swoich własnych doświadczeń i upodobań. To, że my nie narzekamy w określonej sytuacji i dla nas w ogóle nie byłaby problemem, nie oznacza że tak samo jest dla drugiej osoby. To, że my radzimy sobie z jakimś zadaniem, nie oznacza, że druga osoba musi sobie z nim radzić równie dobrze co my. To, że kochamy macierzyństwo i nie czujemy się zmęczeni przy dziecku, nie oznacza, że druga osoba nie ma prawa być zmęczona. To, że nie narzekamy w określonych sytuacjach, nie oznacza, że ktoś nie ma prawa tego robić. A jeśli ktoś mówi mi, że zamiast narzekać powinnam się cieszyć to mam ochotę zapytać, czy jest jakiś ranking, od kiedy można narzekać i żadnym pocieszeniem nie jest stwierdzenie, że inni mają gorzej. Pewnie, że inni mają gorzej.

Zawsze znajdzie się ktoś, kto ma od nas gorzej.

Narzekasz na dzieci? Inni w ogóle nie mogą ich mieć! Boli cię kolano? Na świecie są osoby po amputacji! Narzekasz na pracę? Niektórzy w ogóle nie mogą jej znaleźć! Jesteś niewyspana? Niektóre matki nie spały od pięciu lat! I teraz dobrze jest zadać sobie pytanie: Jeśli będę miała jakiś problem, naprawdę chciałabym usłyszeć, że inni mają gorzej? Czy pomoże mi to w jakiś sposób? Podniesie na duchu? Czy pocieszeniem ma być dla mnie świadomość, że są na świecie osoby, które cierpią bardziej? Czy wywoływanie poczucia winy jest słusznym rozwiązaniem?

Photo by JEREMY MALECKI on Unsplash

0 Komentarzy/e

Skomentuj