Może nad morze? Foto relacja pierwszych Haniutkowych wczasów.

2 komentarze

Już jutro dzień, w którym trzeba będzie spakować muszelki, wysypać piach z butów i powiedzieć „morze, do zobaczenia za rok”. Urlop nieubłagalnie się kończy, jutro skoro świt pobudka i ponad 400 klocków jakże wesołej podróży do szarej rzeczywistości. Na myśl o drodze powrotnej żołądek trzasnął węzeł marynarski a mózg zwiększa obroty. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, pora wywietrzyć z ubrań zapach grilla i zregenerować wątrobę. Godzina 19.38 a my leżymy na kanapie rozwaleni jak foki na plaży i ani nam się śni pakować, PT coś tam furka na Włochów kopiących w tiwi piłę a Hanisława zapitala z babcią po domku za kolorową piłką za złotych dziewięć. Urlop się udał, pogoda dopisała na tyle, by przysmażyć skórę na czubku mojej blond czupryny (sic!) i poczęstować mnie uczuleniem na Bóg jeden wie co. Uda mi się zaczerwieniły i wyglądam jakbym się przytuliła do grilla albo oberwała mukę mokrym ręcznikiem.

Sama droga to jedna wielka masakra. Fordzik pomieścił połowę garderoby Hanki, dwie mikrusie torby moje i PT, ekstra torbę z butami, wykorzystanymi w 30% oraz babcię D. Jechaliśmy powoli bo z takim obciążeniem prawie szorowaliśmy dupami po betonie a ostatnio dosyć mamy już awarii naszych aut. Jedna nauczka na przyszłość, trzeba ewidentnie wyposażyć się w jakiegoś tableta albo innego bajkopuszczacza, żeby Hanisławę spacyfikować „Czarnymi jagódkami” albo innymi „Zielonymi słoniami”. Mój telefon nie wydolił takiego tempa i po godzinie ogłosił kapitulację, po czym zdechł. Hanisława, gdy nie była zabawiana, wydawała pod nosem bliżej niezidentyfikowane odgłosy lub po prostu waliła bez ostrzeżenia syreną, co oznaczało trzydziestą w tym dniu kupę lub wilczy głód. Z czasem zastanawiałam się, czy jej się coś w środku nie popsuło bo co w siebie wlała górą to wylała dołem. Na szczęście na straży stała cała paczka pampersiorów schowanych na wyciągnięcie ręki w bagażniku.

Morze na Hance nie zrobiło większego wrażenia, za to plaża łooojesuuu! Jak się dorwała do piasku to 15 minut wytrzepywałam jej wieczorem ziarna z pampersa a jeszcze co najmniej tydzień po powrocie będzie trzaskała piaskowe kupska, bo zapomniałam jej wytłumaczyć, że babki z piasku to taki pic na wodę, nie zdatne do spożycia. Pierwszego dnia wiatr o mało nie pourywał nam głów, pogoda też nie rozpieszczała ale za to następnego dnia rozwaliliśmy się na plaży niczym frytki, owinęliśmy dookoła parawanem podobnie jak 99,9% Polaków i robiliśmy to, co zazwyczaj robi się na plaży, czyli nic. PT dwa razy wszedł do wody i został tym samym przyjęty do elitarnego klubu morsów, ja zamoczyłam nogi po kolana i skurczyły mi się cycki. Strach pomyśleć, co skurczyło się PT.

DSC00900

Co poza tym robiliśmy? Przede wszystkim leniuchowaliśmy. Hanisława robiła nam pobudki o 6, litości dziewczyna nie ma, ona wakacje ma całe swoje krótkie życie. Obczailiśmy wszystkie lodziarnie i gofrarnie (Jest takie słowo? Jeśli nie, to już jest) w promieniu 15 kilometrów, czyli do Kołobrzegu. Jak to zazwyczaj czynimy nad morzem, nie poszliśmy na rybę, bo szkoda nam było wybulić prawie 40 złotych na kilka frytek, surówki z zeszłego sezonu i płat zdecydowanie świeżego, mrożonego, 'polskiego’ łososia, poza tym nie był to piątek.

DSC00922

DSC00937Wybraliśmy się też do nowo otwartych ogrodów Hortulus w Dobrzycy. Kto nie był, polecam. Ogrody składają się z dwóch części, pierwsza to ogrody tematyczne (japoński, zmysłu powonienia, dźwięku, barw, etc.), druga labirynt. Jeśli chcecie się dobrze bawić, pospacerować lub pozbyć teściowej, która przyjechała z wami na wakacje, wpuśćcie ją do labiryntu ogrodu Hortulus, przekupcie strażnika z pomocniczej wieży i idźcie na kawę (łamane przez piwo). Weszliśmy do labiryntu na cwaniaka, a wyszliśmy zmachani jak psy. Hanka miała niezły ubaw gdy za każdym zakrętem ładowaliśmy się w żywopłot a PT pędził wózkiem na oślep w poszukiwaniu wyjścia. Zgubiliśmy się z 30 razy jednak udało się wyjść bez pomocy strażnika.

DSC00958

DSC00965

DSC01053Z tych mniej przyjemnych przygód, zajumali nam antenę od CB w Kołobrzegu, wieśniak którego ręce będą pewnie do końca jego dni swędziały, tak go wyklinałam, zapomniał tylko o radiu do kompletu. W biały dzień przy tłumie ludzi się nie wstydził i połasił, na pamiątkę kawałek kabelka zostawił.

To by było na tyle, pora podnieść tyłki i wrzucić do toreb wszystkie niezużyte rzeczy. Fordzik zdecydowanie popuści w szwach bo fantów wieziemy znad morza, że hej!

Siema człowieki

DSC00975

2 Komentarzy/e
  • ~ruvio

    Odpowiedz

    wpisy super:)..udanej podróży…

  • ~Ewelina

    Odpowiedz

    ja właśnie się zastanawiam, jak z moim 2-letnik ADHD’owcem przeżyć wczasy nad morzem! 😉

Skomentuj