Nie chcę, żeby moje dziecko było najlepszym uczniem. Nie chcę mieć wobec niej oczekiwań.

0 Komentarzy

  • -Boję się. – Powiedziała cicho i naciągnęła kołdrę na nos.
  • -Czego się boisz, Haneczko? – spojrzałam na nią z troską, chociaż doskonale wiedziałam, co siedzi w jej małej, blond główce.
  • -Noo… Szkoły się boję. – Wyszeptała teatralnie jakby nie chciała żeby nikt nie usłyszał, pomimo tego, że w sypialni nikogo oprócz nas nie było.
  • -A czego konkretnie się boisz w tej szkole?
  • -Że nie dam rady. Że nie będę najlepsza w nauce. 

I wtedy przed oczami stanęła mi mała dziewczynka. Dziewczynka niewystarczająca. Dziewczynka, od której zawsze oczekiwano, że będzie lepsza lub co najmniej tak dobra jak reszta dzieci. Dziewczynka, którą pytano dlaczego czwórka, a nie piątka i co dostała Kasia ze sprawdzianu z matmy. Dziewczynka, która nocami siedziała przy książkach, żeby spełnić oczekiwania. Oczywiście w teorii, bo w praktyce zawsze zostawała w tyle rodzicielskich nadziei. Tą dziewczynką byłam ja.

  • -Wiesz Haneczko, wcale nie musisz być najlepsza. – pogładziłam ją po ręce – To znaczy, dla nas nie musisz być najlepsza w nauce. Wystarczy, że będziesz po prostu dobra, sama dla siebie. Wystarczy, że będziesz zadowolona sama z siebie. Nie będziemy od Ciebie wymagać tego, żebyś była lepsza od innych. Będziemy się cieszyć Twoimi sukcesami i pomagać Ci wtedy, gdy będziesz tej pomocy potrzebowała. Ale tak naprawdę nie ma dla mnie znaczenia, czy przyniesiesz piątkę czy tróję ze sprawdzianu. Oceny nie definiują nas jako ludzi. Nie są wyznacznikiem tego, czy jesteśmy w czymś dobrzy.
  • -A Ty się dobrze uczyłaś?
  • -W podstawówce tak. Ale później bywało różnie, kiedy mama przestała mnie pilnować z nauką. Bywały momenty i przedmioty, z których szło mi tak źle, że byłam zagrożona zostaniem na drugi rok w tej samej klasie.
  • -I co zrobiłaś?
  • -Wzięłam się do roboty i dałam radę. A dzisiaj mam pracę, którą lubię i która jest moją pasją. Jak widzisz, te małe potknięcia nie zaważyły na tym, kim jestem teraz. 
  • -Czegoś jeszcze się boisz?
  • -Jeszcze tego, że nikt nie będzie mnie lubił.
  • -Ciebie? Nikt nie będzie lubił? – prychęłam trochę zniesmaczona tym, co właśnie usłyszałam – Przecież Ciebie nie da się nie lubić. Jesteś najmilszą i najsympatyczniejszą dziewczynką jaką znam. Do tego jesteś śliczna, mądra i zabawna. Czy Ty lubisz sama siebie?
  • -Bardzo!
  • -Jeśli Ty lubisz siebie, inni też z pewnością Cię polubią. Nie mam co do tego wątpliwości.

Nie sprawdzam jej zeszytów. Nie pomagam w odrabianiu lekcji. Kiedy czegoś nie rozumie – wyjaśniam ale nie wyręczam. Nie mam zamiaru wygrywać za nią konkursów, stawać w żadnym rankingu. Mobilizuję, dopinguję i wspieram. Kiedy pyta czy pokoloruję z nią obrazek lub czy narysuję szlaczki, twierdzę że swoją edukację skończyłam wiele lat temu i nie będę odrabiała za nią zadań. Zostawiam swobodę w przygotowywaniu do szkoły mówiąc, że jeśli czegoś nie dopilnuje, sama poniesie konsekwencje. Twierdzę, że ma być zadowolona z siebie i wystarczająca – dla siebie. Jeśli będzie najlepsza – będę dumna. Jeśli będzie trochę gorsza – będę dumna tak samo. Bez względu na to kim zostanie i w którym kierunku pójdzie, będę kochała i wspierała tak samo. Ale do wszystkiego ma dojść sama – nie dzięki swojemu nazwisku, znajomościom czy konszachtom.

I nie – nie mam jej w dupie. Kilka godzin w tygodniu spędzam na salach treningowych dopingując i ocierając ze wzruszenia łzy. Wieczorami naprasowuję jej imię i nazwisko na koszulkę od w-fu i sprawdzam, czy na pewno schowała zeszyt do angielskiego. Dorzucam marchewkę do śniadaniówki i karteczkę, na której piszę, że ją kocham, jest mądra lub proszę, by była dobra dla ludzi. Wyjaśniam, że jeśli chce być nauczycielką, lekarzem czy prawnikiem, musi przyłożyć się do swojej edukacji. Ale jeśli jej marzenia potoczą się w drugą stronę, również może być szczęśliwa. A ja będę dumna. Dumna, że jest szczęśliwa. Bo moim nadrzędnym celem jest wypuszczenie w świat człowieka szczęśliwego. W końcu jej matka została BLOGERKĄ. I później zerkam ukradkiem, kiedy maszeruje przez szkolny korytarz i dopinguję w nawet najbardziej w tych, błahych sprawach.

Chcę ją ciągnąć do góry, trzymać za rękę kiedy będzie tego potrzebowała. Ale chcę wypuścić w świat człowieka samodzielnego, trochę niepokornego, z własnym zdaniem. Chociaż to ostatnie przeklinam przy każdej kłótni. Przede wszystkim to ona ma być zadowolona z siebie.

A wtedy i my będziemy z niej zadowoleni.


Photo by Scott Webb on Unsplash

0 Komentarzy/e

Skomentuj