Nie wypada Ci, matko.

0 Komentarzy

Po raz pierwszy matką zostałam trochę nie z własnego wyboru. Macierzyństwo było dla mnie odległą rzeczywistością, nierealną w tym punkcie życia, w którym byłam wtedy. Coś mi świtało w głowie, że może i bym chciała, może już nadszedł odpowiedni czas, w końcu moje jajniki nie były nigdy wcześniej i nie beda nigdy później już tak sprawne, jak w wieku 25 lat. Jednak instynkt macierzyński gasiłam pianą odpowiedzialności, że jeszcze zbyt dużo siana w głowie na troskę o siebie, a co dopiero o drugiego człowieka. Wtedy poznałam Grześka, który postawił moje życiowe wagony na odpowiednie tory, dosypał do pieca wartości trochę węgla i rozpalił coś, co nazwałam chęcią stworzenia przyszłości z człowiekiem, który wart był oddania mu wszystkiego.

Jednak kiedy w naszym życiu pojawiła się świadomość, że za chwilę wkroczymy w etap problemów prawdziwych, a nie tylko wyboru rodzaju mrożonej pizzy na obiad i czy uchlać się do nieprzytomności w weekend, czy może jednak spędzić go w całości w łóżku, oddając się prokreacji, łamane na konsumpcję to ja, szczerze mówiąc, nie byłam na to gotowa.

Idąc dalej tym torem, kiedy na świecie pojawiła się łysogłowa niewiasta, wkroczyłam w bramy świata, dotąd mi obcego i nierozumianego, z perspektywy tej strony barykady. Dostałam się do elitarnego klubu matek, w którym panują, jak się okazało, niepisane zasady.

Jednak, niech Wam się nie wydaje, ze wstępując do tego klubu, na wstępie dostaniecie regulamin do podpisania i wytyczne, dla członków tegoż. Ale to nie znaczy wcale, że żadne zasady klubowiczów nie obowiązują. Przekonałam się bardzo, kiedy pierwszy raz, w odpowiedzi na moją „normalność” usłyszałam: „matce nie wypada”.

I tak, na przykład, dowiedziałam się, że matce nie wypada przeklinać. Ja nie mogę przeklinać? Nie mogę rzucić pod nosem niemą „kurwą”, kiedy mały palec u stopy napotka róg szafki? Nie mogę bluźnić w łóżku, kiedy sytuacja jest bardziej niż gorąca, a brzydkie słowa nabierają erotycznego zabarwienia? Nie mogę wybrzmieć w myślach inwektywą, kiedy chłop mnie wkurzy przez telefon, a rzucenie słuchawką oznacza dziś tyle, co dotknięcie ekranu a nie trzaśnięcie plastikiem o stację? Jakby macierzyństwo odbierało mi prawo do negatywnych emocji, niegdyś okraszonych soczystą „kurwą”. I chociaż na co dzień jestem matką, to po zamknięciu drzwi domu, jestem też córką, przyjaciółką, żoną czy kobietą. To, że czasami z moich ust leje się kwas, nie oznacza, że bluźnię dzieciom w twarz. Przeklinam i przeklinać będę. Nigdy przy dzieciach.

Dowiedziałam się też, że matce nie wypada palić. Pamiętam kuchnię w mieszkaniu, na parterze czteropiętrowego bloku. Drewniany narożnik w kącie, mam na nim chyba zdjęcie. Tapicerka przypalona papierosem, zapach dymu w powietrzu i włosy mamy, przesiąknięte Marlboro. Pamietam, że dwadzieścia pięć lat temu palenie w domach i estauracjach było normą, śmierdzącą codziennością. Dzisiaj świadomość zmieniła się nieco a palenie ma się nijak do macierzyństwa, o ile nie jest w obecności dzieci. Ja w wieku dziesięciu lat obiecałam sobie, ze nigdy nie zapalę papierosa, właśnie przez doświadczenia z domu. Dzisiaj, po męczącym dniu, lubię siedzieć w garażu i wpatrywać się w żar z papierosa. Nie przy dzieciach. Samotnie.

Matce nie wypada pić alkoholu.

Umówmy się: w pakiecie z dzieckiem, matka powinna dostać skrzynkę wina – miesięcznie. Czasami bez wina się nie da. Kiedy już wyczerpiemy cały zasób „kurew” rzucanych pod nosem, a papierosy przestają koić nasze nerwy, kiedy zżera nas stres, a zmęczenie odbiera zdolność logicznego myślenia, kac wydaje się być łagodniejszą formą porannych tortur, niż pobudka o 5 rano.

Matka nie powinna wyjeżdżać bez dzieci. I chociaż wiem, że dzieci już zawsze są wpisane w moje życie, zeszłoroczne wakacje spędziłam bez nich. Trzy tygodnie w USA naładowały moje baterie. Pozwoliły na moment odstawić macierzyński zespół Touretta, gdzie nie musiałam rozglądać się na boki z myślą, czy któraś za chwilę nie spadnie ze schodów, lub nie wyrwie siostrze ulubionej zabawki. Lubię spędzać czas bez dzieci. Weekend z mężem, kolacja w samotności czy kino z koleżanką to momenty, w których przypominam sobie, że ja tez jestem ważna.

Farbować włosów na różowo. Takie opinie też słyszałam. „Jesteś matką, co ci strzeliło do głowy?”.

Takich „nie wypada” i „nie powinnaś” słyszałam w swoim życiu wiele. I chociaż jestem mamą, jestem też, albo raczej przede wszystkim kobietą, żoną, przyjaciółką i córką.

A ile razy Wy usłyszałyście w swoim życiu, że czegoś nie wypada?

0 Komentarzy/e

Skomentuj