O cierpliwości. I o braku cierpliwości.

11 komentarzy

„Pora wrócić do pracy matko” pomyślałam, gdy Hanisława po raz kolejny wyciskała moją cierpliwość jak brudną szmatę. Nie wiem, po kim młoda odziedziczyła tą umiejętność, absorbcja 100%. Mówią że po mnie. Jeśli tak, pora postawić Haniowym dziadkom na stare lata pomnik za niezaciupanie swojej pierworodnej. A nie raz mi się należało, oj należało. Na szczęście Hanka robi to rzadko ale jak już leci to z grubej rury. Trudno mnie wyprowadzić z równowagi, jestem oazą spokoju, dopóki ktoś mnie nie wkurzy, wtedy szybko zbliżam się do punktu krytycznego mojej cierpliwości, gdzie na drzwiach, pod uśmiechniętą, wyszczerbioną kostuchą widnieje napis „Nie otwierać, grozi wybuchem”. Jak już pierdyknie to bez kija nie podchodź.

Hania jest z reguły pogodnym, wiecznie wyszczerzonym jedynkami na świat dzieckiem. Rozkłada wszystkich naokoło swoim optymizmem, beztroską i permanentnym uśmiechem. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy to nie przypadkiem wyraz twarzy, mina, cokolwiek. Niemożliwe, żeby istniał ktoś, kto śmieje się ze wszystkiego i do wszystkich. A jednak.
Nawet Hanisława ma czasami gorszy dzień. Bywa, że testuje mnie, nagina w każdą stronę, domaga się mojego zwrotu na pięcie i rzucenia wszystkiego w cholerę.

Dopiero przy dziecku nauczyłam się cierpliwości i wyrozumiałości, złagodniałam. Hanisława nauczyła mnie zatrzymywać się na chwilę żeby pogrzebać w piasku, trzynaście razy przerzucić zierenka, przerzuć kamola, po czym go wypluć i iść dalej. Nauczyła mnie łapać chwile które przemijają na tyle szybko, że zaraz będę prasowała jej spódnicę do pierwszej klasy a potem buczała słuchając, jak przez telefon powie „Mamo, oświadczył się!”. Hanisława cierpliwość wyssała z moim nabiałem, co widać w nauce chodzenia. Czasami jeszcze nie ogarnia, że chcąc zmienić pozycję najpierw podpiera się ręką, inaczej szoruje dywan szczeną i znowu wybekuje swoje żale w moje ramię. Coraz poważniej myślę o zakupie kasku, inaczej młoda nie dożyje pierwszych urodzin ze swoją umiejętnością przykaszaniania we wszystko naokoło.

Każdy jednak ma prawo mieć czasami gorszy dzień bo małżon akurat przemeblował swoje miejsce w łóżku i chcąc nie chcąc rano spada się na podłogę lewą stopą, bo szef akurat wyraził swoje niezadowolenie nad twoim wymuskanym do 3 nad ranem raportem albo rano kierowca autobusu pokazał ci znak pokoju odjeżdżając z przystanku bez twojego udziału.
Wszystko jestem w stanie zrozumieć, przynajmniej się staram. Mam całkiem sporą tolerancję dla głupoty, bo z tym się nie dyskutuje, dla wredoctwa bo sama niechlubnie czasami dzierżę to miano i dla chamstwa, bo być może jest w tym jakiś sposób na przetrwanie. Jednego tylko nie jestem w stanie znieść, mianowicie bezmyślności. I dlatego, gdy Hanka grzeje trzeci raz w miejsce, gdzie chwilę wcześniej dwa razy przytasowała czerepem, co oznajmiła gilem do pasa i srogim chlipaniem w moją koszulkę, witki opadają. Ja rozumiem, że wiek rządzi się swoimi prawami i albo to rodzice nauczą roztropności, albo dziecko na zasadzie prób i błędów przestanie w końcu pchać palce do kontaktu. Czekam z utęsknieniem tego dnia, póki co niewiele daje zarówno druga jak i siódma Hankowa gleba.
Przy małym dziecku mówienie „nie”, „nie wolno”, „zostaw” daje tyle co kielon wódki abstynentowi, zazwyczaj ma też odwrotny rezultat. Hanisława zzołziła się w tej dziedzinie i pomimo, że kilka razy prawie pozbawiła się palców szufladą, zawzięcie uwiesza się uchwytów niczym mały szympans, wkłada członki we wszystkie możliwe szczeliny i prosi się o samoistne wymierzenie kary. Nie wyrabiam z wymianą lodu w zamrażarce i obcałowywaniem spuchniętych paluszków. Smark jest mistrzem w rozładowywaniu napięcia i czasami tasuję czołem w ościeżnicę z bezradności i rozbawienia. Jeśli w przyszłości będzie tak czarować urokiem osobistym facetów, ci mają pozamiatane, Hanka ich totalnie omota.
Tak, bywają dni, gdy brakuje mi cierpliwości, gdy mam ochotę być niewidzialna dla ząbkującej Hanisławy, dla marudnego PT i swojego PMS-u. Są takie momenty, bardzo rzadko, aczkolwiek zdarzają się. Nie jestem święta, z resztą, kto jest? To nie wina dziecka, że się nie wyspało, że zęby orają mu dziąsła a na dworze jest akurat pięćset stopni. Dlatego każdy z nas potrzebuje czasami chwili samotności, chociażby po to, by w spokoju poczytać książkę na kiblu, wyzionąć ducha na rolkach czy poślinić się na siłowni do kupy mięśni.
Oprócz tego, że jestem matką, jestem kobietą, jestem człowiekiem.

Idę się odchamić na rolki.

11 Komentarzy/e
  • ~Gosia

    Odpowiedz

    Oj tak, matka musi mieć dużo cierpliwości i to od samego początku. Ja się jej uczę, bo raczej nigdy do cierpliwych nie należałam. A jeszcze przed porodem musiałam się uzbroić w cierpliwość, bo się dziecię na świat nie pchało. Potem trudy połogu, karmienia i wyczekiwanie na poprawę, na lepsze czasy… (dlaczego nikt nie mówi, że to taki trudny okres?) Teraz mój 4-miesięczniak już dobitnie pokazuje swoje humorki… Ale to co zauważyłam to że dziecku bardzo udziela się nastrój matki. I kiedy ja mam gorszy dzień to moje dziecię również jest bardziej marudne. Dlatego tak ważne jest by zacisnąć zęby, wziąć głęboki oddech i z uśmiechem na twarzy podchodzić do dziecka 🙂

    • Matka-Nie-Idealna

      No to powiem. Dzięki za temat na posta 🙂

  • ~Julka

    Odpowiedz

    Zazdroszczę, że gorsze chwile masz jak piszesz czasem, rzadko. Mnie niestety dopadają często, nie wiem może niewyleczona utajona depresja poporodowa we mnie tkwi, ale jest mi ciężko, z resztą jako jedyna pod poprzednim wpisem wyraziłam radość z pójścia córki do żłobka (choć pewnie i ja łezkę uronię zostawiając ją w pierwsze dni). Moja córka jest mistrzynią podobnie jak Twoja uśmiechów, bajery, kokietowania, zaczepiania i szczerzenia jedynek. Do obcych! W zaciszu domowym czy to do mnie czy do męża to diabeł wcielony, dlatego niezależnie czy na dworze temperatura -50 czy +50 wychodzić będziemy, żeby posłuchać jakie to cudowne, wiecznie uśmiechnięte dziecko mamy, w duchu płacząc że tylko do przekroczenia progu mieszkania…

    • Matka-Nie-Idealna

      Bywają dni, że ja też się cieszę ze żłobka, ale później patrzę na Smarka i chce mi się wyć, że to już za 2 miesiące. Właśnie dzisiaj jadę złożyć podanie.

      • ~Julka

        My dziś dopełniłyśmy formalnosci i startujemy 1. września 🙂

    • ~saba

      ” Moja córka jest mistrzynią podobnie jak Twoja uśmiechów, bajery, kokietowania, zaczepiania i szczerzenia jedynek. Do obcych! W zaciszu domowym czy to do mnie czy do męża to diabeł wcielony…” – naprawdę uważasz, że takie malutkie dziecko posiada zdolność jakiejkolwiek manipulacji? oszustwa? Moim zdaniem dzieci są do bólu szczere, czują emocje z jakimi ktoś do nich podchodzi i przede wszystkim odwzajemniają to co same dostają – uśmiech za uśmiech, złość za złość. Być może od obcych wyczuwa więcej zwykłej sympatii niż od własnej matki,która już nie może się doczekać oddania kłopotu do żłobka. Oczywiście nie jestem przeciwna złobkom, przedszkolom, nianiom itd. , ale żeby się cieszyć z oddania dziecka? Coś chyba nie tak trochę jest u Was.

  • ~adziolina

    Odpowiedz

    Oj jak ja Cię dobrze rozumiem…. Zachowanie cierpliwości przy dziecku, jest niezłym wyzwaniem. Uczyłam się tego jakiś czas, ale teraz jestem miszczem jak to stwierdził mój szwagier. Nie raz mam chwilę zwątpienia zwłaszcza jak Zuza testuje mnie od bladego świtu, ale wiem że inaczej swojej frustracji i niezadowolenia nie umie jeszcze wyrazić, zwłaszcza jak idą zęby, dokucza upał i dochodzi wysypka po szczepieniu. Ech ona tę niecierpliwość odziedziczyła niestety po mnie…

  • ~Aga- matka tez Haniutki

    Odpowiedz

    Ło matko-święta-nie-idealna! O jak w czasie spisalas ten post! Rękami, i jakbym mogła, i nogami bym się pod tym podpisała!
    Twojego bloga czytuje od ponad miesiąca. Nie raz tylko Twoje poczucie humoru było motywacja by nocne karmienie miało w sobie namiastkę przyjemności- jako ze teskno jak cholera za przespaniem w całości choć jednej nocy. A konczylo się to wręcz na poirytowaniu Małej, gdy po raz kolejny parsknieciem śmiechu wyrywalam jakze zresztą „wielką” piers z zasysu. Uroki macierzyństwa ujmujesz jak dla mnie wręcz idealnie 😉
    Moje 4-miesieczne dziecię, tez Hania, tez zmienia mi caly światopogląd. Mimo ze ciaza wzorowa, bez dolegliwości żadnych. Mimo ze porod i zbieranie sie po nim…no powiedzmy ze szybko się zapomina. Mimo ze kolek nie bylo, ssie ładnie i jeszcze bezzebny uśmiech czaruje wszystkich dookoła. Mimi to trafiają się dni ze ni hu hu-ja mam dosc a Ona chce więcej niewiadomo czego! Mocy brak, nerw i brak cierpliwości w nas obu:/ bo oprocz tego ze jestem matka jestem tez kobieta. Tylko ludziem który tez potrzebuje w tej czasoprzestrzeni chwili odreagowania – nie oszukujmy się- jakże powtarzalnej i często monotonnej, wymagającej cierpliwości (niemal boskiej) w codzienności… A ostatnie dni przez najazd wszechwiedzacej mojej mamy i bratowej… kumulacja w totka to pikuś przy tym co skumulowalo sie we mnie swiadczac ze o cierpliwości wiem cale G;)
    Chwala tym rolkom! Tez jeżdżę, to też i moje, rzadkie ale jednak, wieczory na wyzerowanie:)

  • ~Marta

    Odpowiedz

    Ja zdecydowałam się na siedzienie w domu z dziećmi, i wcale nie żałuję. Gosia za rok pójdzie do przedszkola (teraz ma 4latka) a Wojtek jeszcze posiedzi ze mną w domu. Dodam że od dzieci nie stronią a o ich rozwój dbam sama z mężem i jestem szczęśliwa że mamy taki ogromny wpływ na ich wychowanie. A co do cierpliwości, myślę że jeśli kobieta znajduje zrozumienie i wsprarcie u swojego parntera, i przechodzą przez ten proces razem, to nie musi jej tracić 😉 Zapraszam również na swój blog http://szcesliwirodzice-szczesliwedzieci.blog.pl/

    • ~Gosia

      Myślę że zrozumienie/wsparcie partnera, owszem, jest ważne ALE może niekoniecznie w kontekście cierpliwości (chyba że owy partner wesprze nas nie tylko mentalnie ale zwyczajnie „przejmie stery” gdy nam już tej cierpliwości zabraknie). Ale nie zapominajmy, że to jednak najczęściej my – kobiety zostajemy z dzieckiem/dziećmi same w domu i musimy zmierzyć się nie tylko z pociechą ale i z własnym sobą, swoimi słabościami. I kiedy w głowie ma się jeszcze to, by nieco posprzątać, ugotować, uprać, uprasować itd. a tymczasem dziecię nie daje odłożyć się do łóżeczka czy bujaczka domagając się ciągle czegoś (no właśnie, czego?) to zwyczajnie cierpliwość się wyczerpuje. I to nie znaczy wcale, że żałujemy „siedzenia” z dzieckiem w domu. Jesteśmy tylko ludźmi i choć w opiece nad dziećmi staramy się być idealne (z różnym skutkiem) to mamy prawo do odrobiny słabości. Kropka.

  • ~Gosia

    Odpowiedz

    Moja mala ma dokladnie pol roku. Chyba teraz jest jakis wysyp slodkich dziewczynek, bo tez wciaz szczerzy dziasla-zebow brak. Mam do Niej wiecej cierpliwosci niz mialam przy pierwszej corce, wiec moze to praktyka czyni mistrza. Pewnie przy 5 bylabym ostoja spokoju ale wiecej nie planuje. Pisze z telefonu dlatego bez polskich znakow. Wykorzystuje wolne chwile zeby poczytac bo uwielbiam poczucie humoru autorki.

Skomentuj