Party na trzeźwo. Przywyknij matka!

3 komentarze

Piątek wieczór. Po całym tygodniu pracy można się zresetować, zwolnić tempo i wyłączyć awaryjne zasilanie w pośladkach. Przed tobą cały, calutki weekend, bez roboty, bez szefa drącego japę, że towar źle rozłożony czy papiery koślawo wypełnione. Bez względu na stanowisko pracy i energię wkładaną w naciskanie przecinka na firmowej klawiaturze, masz dwa dni laby. Popuszczasz wentyl, spuszczasz z korpotonu i stawiasz na totalny reset.

Opcja trzy lata wstecz.

Totalna poniewierka. Odpalasz luz w dupie, zakładasz najbardziej niewygodne szpile z szafy, naciągasz makijaż na twarz i ruszasz na podbój klubów. Suniesz w rytmie bitów, z dłońmi nieznajomego na biodrach. Chyba, że masz męża to z dłońmi koleżanki. Alkohol sunie po żyłach, zmieniając cię w najseksowniejszą laskę na parkiecie. Twój gust muzyczny, mocno ograniczający się do „umck, umck”, tak bardzo nie ma nic wspólnego z jagódkami czy innymi krasnoludkami. Piękne to były czasy, gdy można było wrócić do domu nad ranem, w stanie wskazującym na totalnego kaca następnego dnia. Piękne było to, że o szóstej rano nic nie oznajmiało donośnym głosem, że może by tak „kakałko” i może by tak „śniadanko mama”. Jeśli ktoś rzygał to byłaś to ty, wisiałaś głową w kiblu bo walnęłaś o trzy czyste za dużo a nie dlatego, że ciążowe hormony napieprzają w rytmie bajabongo.

Opcja trzy lata później.

Ruszasz na podbój barów. Nie dlatego, że masz ochotę schlać pysk i wrócić do domu na czworaka, chociaż opcja na czworaka w twoim stanie wciąż jest aktualna. Pod groźbą wystrzału focha, wiszącego widmem nad twoją głową, dajesz się wyciągnąć koleżankom, pierwszy raz od miesięcy. Robisz za frajera yyy… to jest szofera bo:

  1. I tak musisz dojechać jakoś ze swojego wygwizdowa. Autobusy zatrzymują się w szczerym polu i jeżdżą dopóki jest jasno bo później to już strach, że jakiś dzik, że jakaś sarna albo pijany bez odblasków wklepie się pod koła. Taksówkarz dowiezie ale za miliony marsjańskich monet.
  2. I tak jesteś w stanie wskazującym na zawartość potomka, stąd zawartość alkoholu we krwi jest wykluczona. Po prostu.

Konstruujesz więc zestaw, w który po pierwsze się mieścisz, po drugie który nie pójdzie w szwach gdy nabierzesz powietrza, po trzecie, w który się mieścisz (och wait, to już było…), po czwarte, który nie zrobi z ciebie patomatki, która zamiast leżeć brzuchem do góry, buja się po nocach. Wychodzisz, zawracając trzy razy bo:

  1. Siku,
  2. Jeść,
  3. Siku.

… i ruszasz jak na skazanie. Impreza jak to impreza. Patrzysz trochę zazdrośnie na kamikaze, lejące się do kieliszków i popijasz swój sok bananowo- pomidorowy. Chcesz się rozluźnić ale po drugiej kolejce wlanego w gardła kolezanek kamikaze zaczynasz gubić wątek słów, wymieszanych z alkoholem. O ile kiedyś na trzeźwo nie wychodziłaś na parkiet, teraz nie masz wyjścia. Ruszasz za koleżankami, wyglądając trochę jak spłoszona sarna. Co to qrwa jest? Umck, umck… Kto w ogóle tego słucha? Poruszasz biodrami w rytmie Enrique, a przynajmniej tak ci się wydaje. Biodra bowiem, okazują się być kanciaste i wcale nie chcą się ruszać, podobnie jak nogi przymocowane betonem do świecącej turbo podłogi. Trochę sapiesz bo sweter mający za zadanie ukryć twoje błogosławione kształty okazuje się być strzałem w mordę wśród setki nagrzanych do granic możliwości ludzi. Kamikaze się leje, frytki chrupią pomiędzy twoimi zębami. I pieczywo czosnkowe i deser lodowy.

Wracasz do domu, z ulgą witając swoje łóżko. O dwudziestej trzeciej, w stanie skrajnego wykończenia. W kompletnym obuwiu, pewnym chodem. Nie bełkoczesz taksówkarzowi swojego adresu trzy razy po to by w rezultacie dać dowód osobisty. Impreza w stanie błogosławionym i z tłumem pijanych ludzi, których przestajesz rozumieć po paru głębszych bywa dziwna ale da się przeżyć. Pierwsze trzy i nabierasz wprawy Zdecydowanie jednak preferujesz swoją kanapę, swój kibel i koc, wytargany zębami goldena.

Plus jest jeden i niezaprzeczalny. Zero kaca ! Czyli da się przeżyć 😉

3 Komentarzy/e
  • Paula

    Odpowiedz

    Taaaaak…ja już 21 miesiąc w trzeźwości – bo ciąża, a teraz „cycy” :))) zapomniałam już jak to jest, gdy można wlać w siebie hektolitry alkoholu i szaleć do białego rana…

    • Ania

      Miałam
      To samo w weekend ! I rownież zdecydowanie wole swoją kanapę niz imprezy z pijanymi ludźmi 😉

  • Anik

    Odpowiedz

    Ja tam imprez w klubach nigdy nie lubilam wiec to akurat nie byl dla mnie problem ale lampka czerwonego winka wieczorkiem razem z mezem …. Wytrzymalam 9 miesiecy ciazy plus 18 miesiecy karmienia piersia

Skomentuj