Pierwszy mąż jest jak naleśnik…

4 komentarze

Podobno pierwszy mąż jest jak naleśnik – trzeba go wypierdolić. Ja na swojego nie narzekam. W sensie narzekam, tylko plusów dodatnich jest więcej niż plusów ujemnych, czyli jakby w ogóle ich nie było. A nawet jeśli narzekam i chciałabym pieprznąć wszystko w cholerę to myślę sobie, że przecież i tak nikt Mu nie dorówna pod żadnym aspektem więc nie ma sensu na dłuższą metę strzelać fochów bo i tak mi przejdzie a lepszego jeszcze Bozia nie ulepiła. 

Tym pozytywnym akcentem przejdźmy do trochę mniej pozytywnych aspektów posiadania osobnika rasy partner w domu.

Początki zawsze piękne.

Jak powszechnie wiadomo, na początku związku wszystko śmiga jak w Rolexie. Związek klasy master, Ty czujesz się jak miss świata. On biega, prawi Ci komplementy, kupuje prezenty. Kiedy prosisz go o umycie naczyń… Och wait. Nie prosisz go o umycie naczyń. On sadza Cię na kanapie, podaje herbatkę i prosi żebyś wyciągnęła zbolałe po pracy nóżki a on sam z chęcią rozprawi się z wieżą naczyń zalegającą w zlewie.

Generalnie kiedy pytasz jak wyglądasz w tej sukience po babci Gieni, bo teraz moda na retro jest a czterdziestoletnie sukienki w cenie, on odpowiada, że „łał, łał”, pięknie wyglądasz w tym worku na ziemniaki z dziurami po molach. Nie ważne, że w lustrze widzisz odłowioną z oceanu orkę, on twierdzi, że jesteś jego foczką a nogi masz jak stąd do Księżyca.

Dwa lata później, kiedy możecie sobie wpisać w CV ślub marzeń, okazuje się, że to bikini niekoniecznie Ci pasuje bo „kochanie, podbródek opiera ci się o piersi. Ale w sumie to nic takiego, bo zawsze możesz sobie owinąć je wokół pasa”. Zastanawiasz się, jak to możliwe, że żarówka w lodówce znowu się spaliła, skoro tydzień temu wkręcałaś nową. Po kilku dniach znajdujesz wszystkie wykręcone żarówki w jego szufladzie na skarpetki.

Kiedy w sobotę postanawiasz dać odpocząć swojej zmęczonej cerze i nie robisz makijażu, skutkuje to pytaniem „jesteś chora?”. A przecież jeszcze rok temu twierdził, że nie musisz wstawać przed nim żeby robić makijaż, bo lubi Cię saute.

Mamusia (nie) zawsze spoko.

Teściowa jaka jest, każdy widział. Albo co najmniej poczuł na własnej skórze. Jeśli chodzi o Twoją mamę, na początku okazywał radość przy każdej jej wizycie. Siadał obok Ciebie, łapał za rączkę i patrzył jak cielę na malowane wrota. Kiedy pytałaś czy mama napije się kawy, on zrywał się na równe nogi i pytał czy mocno prażone brazylijskie ziarna czy może chilijska odmiana rosnąca na świętym wzgórzu.

Dzisiaj z chęcią kupuje teściowej Kopi Luwak, tylko dlatego że jest zbierana z gówien jakichś gryzoni.

W drugą stronę jest podobnie. On – synuś mamusi, która najchętniej wysłałaby Cię w kosmos. Dziwnym trafem przy każdym niedzielnym obiedzie schabowy przypadkowo zsuwa jej się z talerza a kawa jest posłodzona, pomimo iż wie, że masz cukrzycę. Potrafi zadzwonić późnym wieczorem, że umiera i bardzo potrzebuje syneczka, po którego przyjeździe swoje dobre samopoczucie tłumaczy chęcią spędzenia z nim wieczoru.

A taka kochana była na początku, podsuwała Ci ciasteczka sugerując, że jesteś taka szczuplutka i powinnaś trochę przytyć. Sentymentalnie wspominała byłą Twojego męża, która sprzątała, gotowała i prała a nie robiła jakąś tam karierę zawodową.

Kur domowy.

Podział obowiązków powinien funkcjonować w każdym związku. Na początku on z chęcią Ci „pomaga”. Nawet jeśli robi to nieudolnie, wśród koleżanek chwalisz jego zajebistość.

Po dwóch latach podział obowiązków polega na tym, że Ty jeździsz na mopie a on na padzie do PlayStation.

Tacierzyństwo.

W zasadzie to on ciągle mówi o dziecku. Kiedy okazuje się, że jesteś w ciąży, skacze z radości, z chęcią robi sobie z Tobą sesje brzuszkowe, skręca mebelki i wybiera imię dla ukochanego synka. Twierdzi, że trochę szkoda, że nie będzie córeczki bo jeśli byłaby podobna do Ciebie, byłoby cudownie.

Jego rola kończy się w momencie przecięcia pępowiny. A może to rezultat jebnięcia głową o szpitalną posadzkę, kiedy zobaczył czarną czuprynę pomiędzy Twoimi nogami?

Często bywa zmęczony i twierdzi, że dziecko bardziej potrzebuje Ciebie niż jego. Nic to, że zapieprzasz na dwa etaty, ten w korpo i ten w domu. On wkroczy do akcji kiedy syn ogarnie pojęcie „spalonego” i będzie potrafił rozróżnić funkcje kółka i krzyżyka na padzie do konsoli.

Wygląd.

To co Cię w nim urzekło, to biceps gabarytów betoniarki i żel, równo rozłożony nad czołem. Imponował Ci koszulą opiętą na klacie i tym guziczkiem uwalniającym męski testosteron na piersi, z pobłyskującym krzyżem, prawdopodobnie buchniętym z jakiegoś cmentarza. Ty też czułaś się królową densingu, tuning na twarzy, szpilka do której musiałaś przejść kurs szczudlarski. On był Twoim Chiristiano Ronaldo FC Rudna a Ty jego Mariną, spokojną przystanią koloru blond.

Wiele miesięcy później, opięta koszula jest tylko wspomnieniem bo o ile betoniarki zostały, to trochę poniżej krzyża wyrósł bęben maszyny losującej. Został dres, bo tak wygodniej, wypchany na kolanach przez tydzień noszenia. Koszulka najprawdopodobniej z jakimś wściekłym psem albo CHaWuDePem. Z Twojego Christiano został Ronaldo, trochę przypasły i łysawy bo żelowanie zajmowało za dużo czasu.

Ty w odwecie złożyłaś szczudła walkowerem, bo po co się starać jak on złożył wymówienie z czegoś, co powinno być przez cały związek a nie tylko do momentu zaklepania sobie drugiej połówki  przed urzędnikiem państwowym.

Po latach związku często zastanawiamy się, gdzie podział się nasz królewicz, nasz pitbull lub romantyk. Ale to działa w dwie strony. Ludzie przestają się starać, nie czują potrzeby zabiegania. Jakie są Wasze doświadczenia w tym temacie?

4 Komentarzy/e
  • Małgorzata

    Odpowiedz

    Pan tata bomba. Typowy Janusz 2018?. A tak serio z pierwszym mężem było tak, że zaraz po ślubie wszystko zaczęło zmieniać się, oczywiście na gorsze. Po 11 latach trwania z toksykiem powiedziałam pass. Teraz mam taką rodzinę o jakiej marzyłam od zawsze i tatę dla dzieci takiego jakim nie był ex mąż. Dla mojego nie męża jestem idealna choć dla samej siebie mam ogrom krytyki i staram się pracować nad sobą. Nie chcę spasować bo urodziłam troje dzieci i mogę się zapuścić i za rosnąć ja rower w polrzywach. Chcę być zadbana nie tylko dla mojego partnera ale u dla samej siebie

  • Mama AgA

    Odpowiedz

    Świetny tekst, ubawiłam się do łeż. Jesteś świetną obserwatorką. Pozdrawiam

  • Briana

    Odpowiedz

    U mnie zupełnie inaczej. Odkąd sa dzieci to ja bum mogla nie istnieć. Zapatrzony w nie jak sroka w gnat. Wszystko dla dzieci. Tylko dzieco dzieci dzieci. Nie obchodze go. Tylko narzeka. Ze co robie jak dzieci spia po poludniu. A to ze on przyszedł po pracu i znowu ktprys ma kupe. A to obiad jest 4 dniowy juz. A ze. Gotuje raz na tydzien. Przuchodzi z pracy bawi sie z dziecmi, rano zajmuje i bawi sie z dziecmi. A teściowa to szkoda gadać. Co chwile jakis przytyk z jej strony. I tylko ja jestem ta zla niedobra. Depresje tez sobie wymyslilam bo kiedys nie było tylko sie każdy dziećmi zajmował i nie myślał o glupotach. Chodze do psuchologa zeby sie wybielic. I moj maz powinien ze mna tam chodzic (i nie dlatego żebyśmy razem rozwiazywali problemy) tylko, żeby słuchał co ja tam gadam. Takich historii to ja bym mogla w setkach opowiedziec.. Ale czasu tyle nie mam

  • Aneta

    Odpowiedz

    Świetny tekst. Ale się pośmiałam ;-)))

Skomentuj