Pozwalam moim dzieciom być… dziećmi!

3 komentarze

Dobre sześć lat temu spaliłabym się na stosie. Gdyby ktoś postawił mnie obok Nieidealnej z roku 2014, dzisiejsza ja uznałaby tamtą Natalię za maDkę, z wypalonymi macierzyństwem szarymi komórkami. Bożeee! Toż to ten przypadek nadawał się do zoo, lub do badań anatomicznych dla studentów medycyny. Już widzę napisany kredą, wielkimi literami temat zajęć: „Ewolucja umysłu maDki. Jajecznica czy jajko na twardo?”. A dajcie spokój, sama ze sobą teraz bym nie wytrzymała. Byłam typową wszechwiedzącą mamą, uznającą wszystkie babcie i ciocie za agentów kontrwywiadu, mające za zadanie otruć Hankę solą w zupie i kosteczką czekolady. Kiedy ktoś sprzeciwiał się mojemu stylowi „wychowania”, groziłam permanentnym fachem i zakazem zbliżania do mnie i dziecka na kolejne 18 lat. Dziwnym byłam przypadkiem, takim poza wszelką definicją.

Natomiast tamtejsza Natalka wykupiłaby mi abonament w MOPS-ie i nazwałaby mnie naczelną patologią macierzyństwa. Kto widział, żeby matka dawała swojemu dziecku na raz dwie, a nawet trzy kostki czekolady, a zamiast układania drewnianych klocków, rozwijających wyobraźnię dziecka, włączała dzieciom czterdziesty raz ten sam sezon „Psiego Patrolu”? Jak to możliwe, że zamiast butów za trzysta złotych, mających w ofercie kształtowanie stopy i parzenie kawy z ziarna, kupowała cekiniaste trampki za trzynaście złotych, u „Chińczyka”? I wreszcie, o zgrozo, kto by pomyślał, że matka może zabrać dziecko do Maka, zamiast zaserwować mu dwudaniowy obiad, z odmierzonymi od linijki składnikami odżywczymi?

Internety są pełne poradników dla młodych mam. Fora krzyczą jedyną słuszną racją, w każdych ustach brzmiącą inaczej. Mój sposób wychowywania dzieci ewoluował przez te wszystkie lata, w większości przez to, że dwójka dzieci potrafi wyssać ze mnie resztki sił, godności i zdrowia psychicznego. A po części dlatego, że stałam się „leniwa” i zwyczajnie mi się nie chce.

JAK TO MI SIĘ NIE CHCE?

No, normalnie. Jeszcze kilka lat temu miałam zaplanowaną każdą nanosekundę dnia. Każde wyjście na spacer, sprzątnie, czytanie bajek, gotowanie zdrowych posiłków, wyjazd, wyjście, zabawa rozwijająca i ta trochę mniej rozwijająca, były zaplanowane na dwa lata świetlne przed realizacją. Dzisiaj po przedszkolu wpadam do domu, odgrzewam obiad sprzed trzech dni, rzucam się na kanapę i nie cisnę macierzyństwa tak bardzo, jak na jego początku.

POZWALAM DZIECIOM ZAJĄĆ SIĘ SOBĄ.

W posiadaniu dwójki dzieci, z małą różnicą wieku (2,5 roku) jest fajne pod wieloma względami. Hanka ze swoimi masochistycznymi zapędami do opiekuna dzieci (sorry, ale niezmiennie uważam, że osobom zawodowo zajmującym się dziećmi, należy się pokojowa nagroda Nobla albo co najmniej trzykrotność średniej krajowej i skrzynka wina na dotarcie), lubi opiekować się Nadią. Rano robi jej śniadanie, zaprowadza do toalety, pomaga się myć, przebierać, etc. Nigdy nie została do tego zmuszona, sama wykazuje chęć pomocy, a ja z kolei chętnie z tego korzystam 😛

W drugą stronę, Nadia jest totalnie zapatrzona w Hankę i są papużkami nierozłączkami. Śmiejemy się, że zrobiliśmy sobie dwoje dzieci, żeby mogły bawić się ze sobą i dały nam chwilę wytchnienia. Póki co, plan się sprawdza.

POZWALAM IM.

Na różne rzeczy im pozwalam. Na oglądanie telewizji, na bajki, na tablety, na korzystanie z telefonów, chodzenie boso po trawie, brudzenie się, nie mycie zębów (to od święta), chodzenie spać o późnych godzinach kiedy nie muszą rano wstawać, jedynie w McDonalds, i tak dalej, i tak dalej.

Kiedyś miałam totalną korbę na niedawanie dzieciom słodyczy i niezdrowego jedzenia. Dzisiaj nie mam problemu z tym, żeby raz na kilka miesięcy pójść do Maka na obiad czy zjeść słodkie płatki na śniadanie. Nie wyrywam im z rąk lizaków i batoników, cieszą mnie ich ubrudzone czekoladą buzie. Mamy zasady, których staramy się przestrzegać, jednak nie za wszelką cenę. Hanka uprawia dużo sportu i od ponad pół roku jest wegetarianką. Nadia je sporo i sporo się rusza. Raz na jakiś czas robimy badanie krwi, dzieciaki nie chorują dużo. Nie widzę powodu, dla których raz na kilka dni nie mogłyby zjeść czegoś słodkiego.

Do tego, miałam założenie, że moje dzieci co najmniej do 3 roku życia nie zobaczą tableta czy telefonu. Ehe. Skończyło się tym, że mała Hanka pruła puchę, a ja nie mogłam zrobić siku, czy umyć zębów. Moment, w którym odpaliłam You Tube był najbardziej błogosławioną chwilą mojego macierzyństwa.

SZANUJĘ WSZYSTKIE INTERNETOWE SUPER NIANIE, DIETETYCZKI I PSYCHOLOŻKI, WYCHOWUJĄCE CUDZE DZIECI.

Serio, szanuję je i podziwiam. Ale czasami mam ochotę jedną z drugą wpuścić do mojego domu, spakować tobół i wyjechać na tydzień w Bieszczady, wyrzucając uprzednio telefon do rzeki. Łatwo wychowuje się cudze dzieci, zwłaszcza kiedy własne są już wyrośnięte, lub nie ma się ich w ogóle.

Ja wiem, że słodycze to zło, a rodzic nie ma prawa wylewać swoich frustracji na dziecko, bo może złamać mu psychikę, ale umówmy się – jesteśmy tylko ludźmi. Sami czasami podżeramy jakiegoś Wedla i zdarza się, że ciężko jest utrzymać nerwy na wodzy, kiedy życie przeczołga nas jak rozwiązaną sznurówkę. Zwłaszcza, że Polska jest bardzo depresyjnym krajem a proszenie o pomoc nie weszło jeszcze w nasz nawyk.

LUBIĘ BYĆ DZIECKIEM.

Serio. Kocham moje wewnętrzne dziecko. Namiętnie oglądam z dziećmi bajki, lubię huśtać się na huśtawce i zwiedzać tematyczne parki. Na plaży lepię babki, skaczę na bombę do basenu i na zmianę gram z Hanką w grę na telefonie. Macierzyństwo dało mi to ciche przyzwolenie na czasowe schowanie do kieszeni powagi, problemów i codzienności.

PRZESTAŁAM WALCZYĆ O TO, BY BYĆ IDEALNĄ MAMĄ.

Od dawna nie biorę udziału w konkursie na matkę idealną, bo w tej całej gonitwie zapominałam o sobie. Chcę być wystarczającą dla moich dzieci, zwyczajnie dobrą. Pozwalam im być dziećmi. Pozwalam jeść słodycze, czasami dodaję do zupy kostkę rosołową, pozwalam się brudzić, oglądać telewizję, mieć bałagan w pokoju. Lubię spędzać z nimi czas, ale lubię też być sama.


*Pamiętaj, że najlepszą zapłatą dla autora jest Twoja reakcja, która bez wątpienia da mi kopa do dalszej pracy <3
*Będę wdzięczna, jeśli dasz mi o tym znać tutaj na blogu lub na Facebooku (
klik), łapką w górę, komentarzem lub udostępnieniem postu.
*Możesz odwiedzić nasz profil na Instagramie 
(klik).

3 Komentarzy/e
  • Gosia

    Odpowiedz

    Bardzo fajne podejście. Warto jednak zawsze pamiętać, że te same metody wychowawcze mogą działać zupełnie inaczej na inne dzieci. Zawsze warto się dostosowywać. Pozdrawiam serdecznie.

  • Marynia

    Odpowiedz

    Trafiłam na Twojego bloga 3 lata temu kiedy moja pierwsza córa pojawiła się na świecie , i czytam Cię do dziś kiedy pojawiła się następna… i muszę wyznać ze kocham Twoje teksty, dzięki Tobie zostałam matką nieidealna , chociaż miałam być idealną☺️ Mam nadzieje ze będziesz pisać aż do osiągnięcia pełnoletności moich dzieci , potem może przezuce się na jakiegoś bloga o podróżach ?

Skomentuj