Przemoc wobec mężczyzn to temat zamiatany pod dywan.

6 komentarzy

Historię tego Pana poznałam po komentarzu pod jednym z wpisów, dotyczących przemocy wobec kobiet. Minęło kilka chwil jak pod jego wypowiedzią odnośnie przemocy wobec mężczyzn i tym, że jest to temat pomijany w świetle prawa i w społeczeństwie w ogóle, zaroiło się od szyderstw mężczyzn dotyczących: „Mazania się”, „Bycia mężczyzną”, „Bycia pizdą” i podważania własnej wartości oraz wiarygodności przez matki i kobiety. Byłam jedyną osobą, która skomentowała wypowiedź w sposób wspierający i próbujący zrozumieć chłopaka! Jego komentarz po wielu niepochlebnych wypowiedziach został usunięty, ale zdążyłam zrobić wcześniej screena. Napisałam do chłopaka z pytaniem, czy chciałby anonimowo opowiedzieć swoją historię, bo uważam że problem przemocy wobec mężczyzn jest bardzo istotny i nadal (niestety) jest tematem tabu. Nie chciał. Pozostawiłam jednak otwartą furtkę i podałam maila. Swoją wiadomość zatytułował słowami „Ja już nie wiem co mam robić. Nie potrafię się z nią dogadać.”


Na początku tej wiadomości jeszcze nie wiem czy ją skończę. Temat, który mnie dotyczy jest wstydliwy i sprawia, że nie czuję się silny. Ostatnio w Polsce mówi się tylko o Strajku Kobiet i koronawirusie. A w tysiącach domów dzieją się dramaty, o których faceci nie mówią głośno. Przemoc psychiczna i granie dzieckiem podczas rozstania. Cholernie wstydliwe dla każdego faceta. (…)

Trzy lata temu rozwiodłem się z moją żoną. Kiedy pobieraliśmy się, byliśmy młodzi i zakochani. Z tego związku mamy syna, który w tym momencie ma siedem lat. Przez ostatnie dwa lata małżeństwa pracowałem w Niemczech, do domu przyjeżdżałem w systemie 2:1. Dwa tygodnie robota, tydzień dom.

Kiedy wracałem do domu, starałem się pomagać w obowiązkach domowych, zajmowałem się dzieckiem. Zazwyczaj przez pierwsze dwa dni było spoko, później zaczynałem przeszkadzać żonie, zaburzać jej porządek. Po prostu grałem jej na nerwach. Nie tak układałem naczynia w zmywarce, nie w tym miejscu kładłem ręcznik. W rezultacie, kiedy wyjeżdżałem, byliśmy zawsze pokłóceni. Żona często mnie poniżała, mówiła co ze mnie za facet, wyzywała, krzyczała. Mówiła, że do niczego się nie nadaję, że bez niej byłbym nikim. Nie raz dostałem z liścia, bo ona wpadała w szał. Nie raz starała się mnie sprowokować, żebym jej oddał. Po dwóch latach wszystko upadło. Stwierdziliśmy, że już nie dogadujemy się tak jak kiedyś. Myślałem, że to wina rozłąki, wróciłem do Polski bo mieliśmy odłożone pieniądze, znalazłem pracę. Chciałem to ratować. W końcu padła decyzja o rozwodzie. Ona rzuciła w jakiejś rozmowie „To się rozwiedźmy”, a ja z braku pomysłu i chęci na ratowanie tego, co było już tylko na papierze, odpowiedziałem „To się rozwiedźmy”. Umówiliśmy się, że będę płacił co miesiąc alimenty, mam nieograniczoną możliwość spotykania z synem, zostawiam im mieszkanie i wyprowadzam się do kawalerki po babci.

I wtedy zaczęło się piekło. Umawiałem się z ex, że zabiorę młodego na spacer i zawsze 5 minut przed spotkaniem, a to syn miał sraczkę, a to spał, a to bolał go brzuch, a to jechała do rodziców, a to nie odbierała telefonów, a to syn rzekomo nie chciał jechać. Miesięcznie przelewałem 700 złotych na konto, plus płaciłem za prywatne przedszkole, leki, wyjścia do kina, ciuchy itp. Łącznie wychodziło jakieś 1500 złotych, co na nasze miasto jest sporo. Warto tutaj wspomnieć, że ex pracuje i całkiem nieźle zarabia. Często nie odbierała telefonów, kiedy syn był chory. Rzucała hasło typu „Ma 39 stopni gorączki” i wyciszała telefon. A ja odchodziłem od zmysłów. Kiedy jechałem do niej żeby sprawdzić, darła się, że mały śpi, że jestem pier*olnięty, że jestem debilem. Przy dziecku mnie wyzywała nie raz. Później okazało się, że syn nie chce do mnie przyjeżdżać, a kiedyś była sytuacja, że zadzwoniła do mnie była teściowa, że ex opowiada jej niestworzone rzeczy. Że piję, że imprezuję, że jaram trawę i byłem upalony, kiedy miałem odebrać dziecko. To było kłamstwo! Okazało się, że opowiada też synowi, że tato nie chce go zabrać, że ma inne WAŻNIEJSZE plany (wtedy okazało się, że w pracy położył nam się system informatyczny i musiałem lecieć to ratować). Próbowałem się dogadać z byłą, ale ciągle były z jej strony jakieś podjazdy, jakieś aluzje, jakieś niedopowiedzenia. Najgorzej było jak zacząłem spotykać się z pewną dziewczyną, też z dzieckiem. Była żona opowiadała młodemu, że mam nowe dziecko, że kocham je bardziej, że jego już nie kocham, że wymieniłem sobie go na córkę itp. Cały czas nastawiała go przeciwko mnie! Z dziewczyną szybko przestałem się spotykać, a jej córkę widziałem może ze dwa razy w tym czasie. W marcu miałem zabrać młodego do siebie ale wiadomo, koronawirus, nikt nie wie jak postępować, każdy boi się wychodzić i żona kazała mu zostać w domu. Ze trzy tygodnie później mnie trochę poskładało, wiadomo – w mediach zasiana panika, to dzwonię do ex, że chory jestem i żeby dała mi porozmawiać z synem. Na co on rzuca „Jak zwykle tato, zawsze coś ci wypada”. A w ciągu tych trzech lat wypadło mi może cztery razy, tak to ona mówiła, że mały nie chce albo nie może. Okazało się, że winę zrzucała na mnie, mówiła że to ja odwołuję spotkania. Nie pozwalała mi się spotykać z dzieckiem pomimo zasądzonej opieki, a ja nie chciałem dowalać do naszych i tak już trudnych relacji. Potrafiła też zadzwonić pół godziny przed zamknięciem przedszkola, że nie wyjdzie z pracy i mam odebrać dziecko, bo inaczej będę miał problemy. A ja na przykład w robocie albo u klienta. Albo przed weekendem, że ona imprezę z jakiejś tam okazji. Więc trzeba było odwołać wyjazd z kolegami na weekend. Tu nie chodzi o to, że nie chciałem zostać z synem, tylko że wiedziała o wyjeździe i wręcz „wciskała” mi opiekę wieczorem przed wyjazdem, przez co cały wypad się kładł. Raz miałem z nim jechać do Energylandii, moja siostra brała swoje dzieciaki, a ex dzwoni, że jadą na urodziny do jej taty. Urodziny, o których na pewno wiedziała wcześniej. W którejś rozmowie wyszło od syna, że przecież obiecałem mu Energylandię i znowu nie dotrzymałem słowa. Ciągłe milczenie, wahania nastroju. Ciągłe robienie pod górkę i nieoczekiwana zmiana planów.(…)

Ja naprawdę mogę odbierać młodego codziennie ze szkoły (no teraz już zdalne jest), spędzać z nim popołudnia, żeby ona odpoczęła. Chciałbym brać go na weekendy, ale ona utrudnia mi spotkania z nim i ogólnie kontakt. I kto na tym cierpi? 7-letni chłopak, który jest manipulowany przez matkę i nastawiany przeciwko ojcu. Ale o przemocy wobec mężczyzn już się nie mówi, tak samo jak o graniu dziećmi podczas rozstania. Sorka za rozpisanie. Po prostu chciałem pokazać, że taki problem istnieje. A i tak znajdą się tacy, którzy zwalą winę na faceta. Nie podawaj moich danych. Bywaj.

Photo by Tom Pumford on Unsplash

6 Komentarzy/e
  • Kasia

    Odpowiedz

    Znam podobną historię. Takie kobiety którymi rządzi zawiść i nienawiść powinny się leczyć.

  • K.

    Odpowiedz

    Szybko się uwinęłaś z moją historią :p. Dzięki!

  • Ana

    Odpowiedz

    Szczerze współczuję i temu Panu i jego dziecku. Sama mam dwójkę i gdybym nawet rozwiodla się z mężem chciałabym żeby nadal mieli jak najlepszy kontakt ze sobą. Bo dzieci nie są niczemu winne. Inna sytuacja by była gdyby rzeczywiście ojciec miał jakieś problemy ze sobą typu nałogi czy psychiczne. Proponuję temu Panu kontakt z prawnikiem,a tej Pani jakoś terapię.

  • Ana

    Odpowiedz

    Osobiście trzymam kciuki, niech Pan walczy o swojego syna.

  • Justyna

    Odpowiedz

    Walcz
    Nie poddawaj się
    Nie pozwól by zniszczyła Twoje relacje z synem
    To chora kobieta
    Trzymam kciuki
    Justyna

  • Monika

    Odpowiedz

    Walcz i nie poddawaj sie. Niektóre kobiety po prostu nie powinny być matkami skoro nie widzę nic poza czubkiem własnego nosa. Skoro ex nie chce dobrowolnie się z Tobą dogadać to musisz ratować się pomocą prawną. I celowo używam słowa MUSISZ bo to dla Twojego syna przecież, po to żebyś go nie stracił, a on Ciebie.
    Trzymam kciuki. Ściskam mocno i życzę szczęścia:-)

Skomentuj