Rzecz, którą każdy rodzic powinien chociaż raz spróbować zrobić bez dzieci.

5 komentarzy

Maj i czerwiec obrodził w wyjazdy. 

Najpierw wakacje we czwórkę, później szpital we dwójkę a resztę lecę zupełnie solo. Spotkanie blogerek we Wrocławiu, panieński weekend, konferencja w Łodzi i jeszcze kilka eventów, o których boję się mówić na głos, bo mój mąż jest w trakcie ograniczania sobie władzy rodzicielskiej, na żądanie. 

Jest kilka rzeczy w moim życiu, które nie do końca akceptuję. Ostatnio, kiedy próbowałam utrzymać pion w klubowej toalecie, szykując się na belce startowej do skoku i trzymałam się bocznych ścianek, ażeby nie wyrżnąć przed lądowaniem telemarkiem, usłyszałam rozmowę dwóch niewiast, które to polepszyły swoją naturę silikonem, wypychając staniki, usta, dolinę łez i co tam jeszcze można poprawić, że lepiej mieć duże cycki i problem z kręgosłupem niż naleśniki. Ja w sumie za naleśnikami nie przepadam, za moimi cyckami też. I ja o tych cyckach intensywnie ostatnio myślę, raczej w kontekście, czy nie jestem za stara. 

Z rzeczy, których jeszcze nie lubię, są ograniczenia. Nie lubię na przykład, jak mi ktoś rozkazuje, a jeszcze bardziej – kiedy zabrania. Na szczęście, na swojej drodze spotkałam osobnika płci męskiej, który to potrafi obsługiwać się nożem i widelcem, nie trzeba mu prać skarpetek, a na widok dziecięcej pieluchy – nie wyciąga krucyfiksa. 

I tak oto, od ośmiu lat sobie egzystujemy obok siebie. To Grzesiek mnie nauczył, że wcale nie jestem przyklejona do niego Super Glue i jeśli raz czasem gdzieś wyjdę lub wyjadę solo, nasze małżeństwo się nie skończy, a na świecie wcale nie zginie przez to mały króliczek. 

Niestety, nie wszyscy to rozumieją. Nie tyle zostawiania męża, chociaż i tutaj są kwiatki typu „Ja nigdzie nie wyjeżdżam, bo nie chciałabym żeby mój mąż sam wyjechał”. Już dawno zrozumiałam, że aby zakochać się lub wylądować w nie swoim łóżku, nie trzeba jechać na drugi koniec świata lub chociaż iść do nocnego klubu, bo strzały Amora mogą być skrzętnie ukryte w ziemniakach, w warzywniaku. Ludzie nie rozumieją, jak można zostawić swoje dziecko. Na noc, na trzy, na tydzień, na dwa. 

Ano można i ja chętnie z tego korzystam. Nic tak nie reperuje mojego macierzyństwa jak przewietrzenie głowy. Wyciszam się, mam czas dla siebie. Przestaję mieć syndrom macierzyńskiego Touretta i to całkiem miłe uczucie, patrzeć tylko w jednym kierunku albo móc zamknąć oczy bez świadomości, że zaraz coś lub ktoś się spierdoli z parapetu lub poleje się krew. W zeszłym roku na przykład, wyjechałam na całe trzy tygodnie na wakacje do USA. Rocznie jeżdżę na kilka konferencji weekendowych. I w momencie wyjścia z domu wyłączam opcję „matka” a zaczynam być kobietą, przyjaciółką, koleżanką lub żoną. I ten czas daje mi poczucie, że jestem kimś więcej niż tylko mamą. Mam wartość większą niż smażenie jajek na obiad i mycie brudnego tyłka. 

Niestety, wśród kobiet (ba! Wśród wielu panów także!) nadal panuje przekonanie, że skoro kobieta  „zrobiła sobie” dziecko, powinna siedzieć z nim w domu a nie zostawiać teściom i balować. Oczywiście kwestia ta już nie dotyczy mężczyzn, którzy to są na innych zasadach. 

Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?


5 Komentarzy/e
  • Pam

    Odpowiedz

    Wiele bym dala za wyjazd bez dzieci. Obecnie mam dwie corki w wieku 6 i 1.5. Ze starsza problemu nie ma juz duza mądra dziewczynka. I nie m problemu zostac sama u dziadków nawet na kilka dni. Natomiast mlodsza daje mibtak w kosc ze czasem placze razem z nia bo juz jestem totalnie bez sil. Nawet jak maz jedt w domu to ja sama nie moge isc siku zrobic bo mloda odrazu sie drze jakby ze skory obdzier

  • Patka

    Odpowiedz

    Bardzo bym chciała wyjść, rozerwać sie, przewietrzyć głowę i zwyczajnie odpocząć od dzieci, które dają mi ostro popalić. Niestety mój mąż ma to w dupie i moje samopoczucie tez. A moją depresje uwaza za fanaberie. Gdy czasem mam na tyle jaj żeby sie postawić i wyjść gdzieś to potem czuję się wpedzona w poczucie winy. Tylko ze tak naprawdę nic złego nie robię.on nie rozumie, ze muszę odpocząć psychi

  • Marlena

    Odpowiedz

    Wakacje bez dzieci ale z mężem mam już za sobą. Myśl o tym że nie trzeba ugotować obiadu, zmienić papmpersa jest cudowna! Nie ukrywam że „wykorzystuje” mamę, oczywiście za jej przyzwoleniem na weekendowy odpoczynek. Nie koniecznie imprezę ale odpoczynek od codziennych obowiązków.

  • DOR

    Odpowiedz

    O, to ja jestem z takich jak Ty. Piona! ?Teście chcą wziąć trójkę dzieci, proszę bardzo, ktoś jeszcze? A proszę się częstować, wpisać w grafik, pożyczam dzieci. Mąż nie chce wyjechać? Kochanie dlaczego, ależ jedź i baw się dobrze. Mądry facet z niego, nie muszę trzymać na smyczy. Weekend z mężem bez dzieci, czasem z dziećmi. Lubię być matką, żoną, przyjaciółką. Fajny tekst! Cenię sobie NORMALNOŚĆ

  • Małgorzata Litwińska

    Odpowiedz

    Wyjścia wyjazdy bez męża i dzieci są potrzebne. Nie są żadnym przywilejem. Do końca życia będę pamiętać jak wręczyłam zawiniątko z dzieckiem mężowi i oświadczyłam, że wychodzę, bo inaczej zwariuję. Zrozumiał dał radę i wszyscy żyją. Ja tylko nie rozumiem dlaczego miałabym nie wyjść. To, że urodziłam dziecko nie oznacza przywiązania przez resztę życia. Wszak pępowinę odcinają przy porodzie.

Skomentuj