Rzecz o szuraniu. Czyli jak radzić sobie ze złością dziecka?

2 komentarze

Przedszkole, godzina piętnasta.

Zeszła z góry, szurając głośno kapciami. Szuranie w jej przypadku jest przedmową, swoistym krzykiem rozpaczy przed tym co nastąpi chwilę później. Znaczy się rozmową.

Z tego szurania można wywnioskować bardzo dużo. Szybkie oznacza, że biegnie bo się czegoś wystraszyła. Albo zassało jej mikrusi żołądek i poprosi zaraz o kawałek czekolady. Długie i powolne obrazuje znudzenie. Szuka rozwiązań, zastanawia się nad sensem istnienia albo zaraz zapyta, czy się z nią pobawię. Jest jeszcze to trzecie, z akcentem na „nie mów do mnie teraz”. Szura jakby trochę mocniej, wbija stopy w podłogę, pokazując światu całą swoją złość.

To szuranie było zdecydowanie z gatunku tych, gdzie na samą myśl wywracają mi się wnętrzności a w najlepszym wypadku gałki oczne. W takich momentach żałuję, że we wewnętrznej kieszeni dermoszpanki, która zdecydowanie ładniej opinała się na celebryckich, instagramowych cyckach niż moich kapiszonach, rozmiar '5 – latka’, nie dźwigam żadnej naleweczki ku lepszemu udźwignięciu życia.

Podeszłam ostrożnie do najeżonego kolcami człowieczka, przycupnęłam przed szafeczką i obserwowałam przez chwilę w ciszy łzy, które łykała na powitanie.

– Będzie bura? – pstryknęłam ją lekko w nos. Pokiwała głową tak jakby od tego kiwania miało zależeć jej życie. Trochę niepewnie, analizując swoją sytuację i konsekwencje które za chwilę poniesie. Pewnie dużo ją kosztowało przyznanie się do jeszcze niewiadomej winy i zastanawiała się czy może jednak warto skłamać. Nie warto. Pomachała tą głową i czekała na osąd lub co najmniej reprymendę. – To znaczy, że nie możesz się do mnie przytulić? – Mogła. Wczepiła się z całą dziecięcą siłą, odnajdując w moich ramionach to, czego pewnie jej brakowało w całej tej nieprzyjemnej sytuacji. – Cokolwiek powie mi pani, pamiętaj, że i tak cię kocham. Nawet jak jesteś niegrzeczna. – Na te słowa małe ramiona zaczęły mnie lekko podduszać.

– Dzień dobry. – Wychowawczyni zaświergotała z młodzieńczym zapałem, serwując szeroki uśmiech, który po chwili zniosła do parteru, siląc się na groźne spojrzenie, rzucone w stronę wczepionej we mnie Hanki. Swoją drogą, kiedyś uważałam, że młodzi nauczyciele nie mogą równać się tym bardziej doświadczonym. Nie do końca byłam szczęśliwa posyłając Hankę w ręce osób w takcie lub zaraz po studiach. Dzisiaj, bogatsza o dwa lata kariery przedszkolnej stwierdzam, że to był najlepszy możliwy wybór. Młodzieńczy zapał, głowa pełna pomysłów, podejście do dzieci na poziomie partnerskim są najlepszym sposobem na zdobycie sympatii dzieciaków. Nikt nie udaje przede mną alfy i omegi w podejściu do dziecka, próbując wypracować rozwiązania wspólnie i biorąc pod uwagę zdanie rodzica. Wróćmy do sytuacji. – Hania dzisiaj była niegrzeczna. Cały czas robiła kolegom na złość, nie słuchała poleceń. Nie chciała jeść, praktycznie nic nie zjadła…

– Dziękuję. Porozmawiam z Hanką. Myślę, że jutro będzie lepiej. Prawda Hania? – Blond głowa zakreśliła w powietrzu „tak” – Masz zły dzień? – zapytałam unosząc czteroletnią brodę dwoma palcami. Totalnie nie czułam potrzeby mówienia, jak jestem nią zawiedziona, że postąpiła źle i za karę nie pójdzie na balet.

– Tak mamusiu.

– Potrafisz mi powiedzieć co jest powodem? Nie wyspałaś się? Nie smakował ci obiad? Może ktoś cię rozzłościł?

– Nie wiem… Po prostu. Bez powodu.

– To co teraz zrobimy? Poprawimy ci humor? – Mrugnęłam do niej okiem.

– Byłoby super. – Uśmiechnęła się szeroko.

Każdy rodzic chciałby, żeby jego dziecko było grzeczne, wykonywało wszystkie polecenia, zjadało cały posiłek bez jęknięcia i było bardzo chwalone. Ja też. Ale wiem, że dziecko to nie zabaweczka a żywy organizm. Ma prawo mieć gorszy dzień, być zmęczone, niewyspane, rozzłoszczone czy może być mu przykro. Przy tym wszystkim nie zna jeszcze rozwiązań dla swoich emocji. Z resztą my dorośli, którzy te rozwiązania znamy, nie zawsze się do nich stosujemy.

Ile razy wróciłaś do domu wściekła na sytuację w pracy i niewiele było Ci potrzeba, żeby wybuchnąć? Żeby nakrzyczeć na dziecko? Żeby wyżyć się na osobie, która była niewinna? Mi się zdarza. Nawet często.

Kiedy jest nam źle, kiedy jesteśmy smutni czy rozzłoszczeni, nie oczekujemy kary za swoje uczucia. Oczekujemy rozmowy i wsparcia lub w najgorszym przypadku, żeby wszyscy się od nas odpieprzyli tak, abyśmy mogli przeżywać swoje dramaty w samotności.

Pamiętam pewien wieczór, po ciężkim dla Hani dniu, kiedy leżałam obok niej w łóżku. Ona zasypiała a ja na dobranoc wyszeptałam jej do ucha: „I tak cię kocham. Nawet kiedy jesteś niegrzeczna”. I wtedy… Ona zaczęła szlochać. Z ulgą. Tak jakby bała się, że kiedy jest niegrzeczna to ja przestaję ją kochać bo się złoszczę. Dodałam wtedy, że nie zawsze muszę lubić jej zachowanie ale ją kocham i nigdy nie przestanę.

Wczoraj leżąc w łóżku, kiedy emocje były już opanowane zapytałam, co myśli o sytuacji kiedy wracam do domu bardzo zła na coś i zaczynam na nią krzyczeć.

– Jest mi przykro mamusiu bo to nie moja wina. Boję się kiedy krzyczysz.

– No właśnie. Pamiętaj proszę, że pani wychowawczyni ani koledzy nie są winni twojego złego humoru. Jeśli jest ci źle, powiedz o tym mi albo pani. Myślę, że możesz sobie wtedy usiąść z boku, odpocząć chwilkę. Kiedy jesteś zła, możesz wyjść i wyżyć się na trampolinie w ogrodzie. Albo wbiec po schodach. I zawsze możesz się przytulić. Ale odgryzanie się na innych z powodu naszego złego humoru jest niesprawiedliwe.

A my? Czy my zawsze pamiętamy o tym?

 

2 Komentarzy/e
  • Julia

    Odpowiedz

    Pozwolę sobie wydrukować ten tekst. Bardzo chciałabym mieć tą mądrość w stresowych sytuacjach. Co prawda przygodę z macierzyństwem zaczęłam 2 miesiące temu, ale jestem cholerykiem i nie zawsze umiem zapanować nad złością. Będę często czytać ten tekst żeby pamiętać o tym, aby mówić Tosi to co dla mnie będzie oczywiste jak to że zawsze ja kocham nawet jak jest zła i że zawsze się może przytulić. Popłakałam się ?❤️

  • Jarkin

    Odpowiedz

    Piekny wpis. Szczerze sie wzruszylam.

Skomentuj