Sposoby na zabijanie dziecięcej nudy. W tym jeden antysposób.

13 komentarzy

Przyszła wiosna. W końcu można zrzucić puchowe kurtki, dziecięce kombinezony ograniczające możliwość podrapania się po tyłku i swetry mające głęboko w poważaniu fakt 45-minutowego układania włosów, wprawiając je jednym pociągnięciem włókna w stan osłupienia. Można wyjść z domu bez półgodzinnych wcześniejszych przygotowań, w składzie trzynaście sztuk odzienia, ty w tym czasie upocona jak świnia, pot leci nawet w miejscach o których nie miałaś pojęcia. Obita w puchy, czapki i szaliki rozważasz ewentualność przeniesienia się w inną strefę klimatyczną.

Wracając do wiosny. Pięknie się zrobiło, ptaszki śpiewają, słoneczko grzeje, sypnęło zielenią. Można wyjść na dwór z dzieckiem bez ryzyka, że w piętnaście minut zamarznie nam gil pod nosem, że wypizga, że sanki grożą odmrożeniem piśki i kolejna wycieczka za dwa tygodnie gdy wybierzemy serię zastrzyków. Można posiedzieć w piaskownicy albo wciągnąć jakąś padlinę z grilla, można się wycieczkować, można jeździć na rowerach, można koczować na działce, borówka rośnie szybko, jest pięknie no…  Generalnie można wszystko o ile tylko pogoda dopisuje a z tym u nas bywa różnie.

Bywa też tak, że w tygodniu wracamy z pracy i nic nam się nie chce. Baterie nam siadają a w perspektywie jeszcze obiad dla rodziny, szorowanie wanny i zwyczajnie marzymy tylko o chwili w objęciach Morfeusza,  po namiętnym dwa tysiące trzydziestym odcinku „Pierwszej Miłości”. Albo pogoda nie dopisuje, rzuca żabami, wiatr przeczesuje wyżelowaną grzywkę a wyjście na dwór grozi nadprogramowym smarem. Pół biedy gdy jesteśmy sami, czytaj nie mamy dzieci, wtedy wywalamy na wszystko, zasiadamy pod pianką w wannie i oddajemy się przyjemności. Gorzej gdy pod nogami plącze się nam dwanaście kilo wymagające uwagi, zabawy i czułości.
Przechodząc do sedna, czym takie dziecko zająć?

Nie od dziś wiadomo, że wszelkie interaktywne pochłaniacze pieniędzy i baterii przegrywają z tradycyjnym garnkiem i chochlą. Jeśli więc nie mamy kasy, hojnych dziadków lub zwyczajnie nie wyprało nam rozumu na tyle, by za kredki wytrzymujące trzy pieprznięcia o ścianę dłużej niż kredki normalne lub za garnuszka klocuszka wybulić pół wypłaty, serwujemy dziecku możliwość możliwość rozwinięcia umiejętności muzycznych za pomocą kuchennych akcesoriów.

Jeśli jednak nie żal nam kasy i lubimy czasem szarpnąć się finansowo, możemy zainwestować w całą gamę zabawek od tanich popierdółek na jeden raz, po markowe zabawki które przetrwają kilka pokoleń. Sprawdza się? A i owszem. U nas na dziesięć minut. Dziesięć minut na tronie, tyle wygrać.

U nas od zawsze rządzą książki i puzzle. Hanisława namiętnie dopasowuje drewniane zwierzątka do odpowiednich tablic kupione za śmieszne pieniądze i wytrzymujące wściekły zgryz właścicielki. Drugim numerem jeden są bajki, których kolekcja jest naprawdę imponująca. Czyta, czyta i czyta. Po swojemu oczywiście ale ogarnia dużo faktów i na hasło „Przynieś książkę o jagódkach” przynosi nie inaczej jak tą o krasnoludkach. Rośnie mi mały mózg, czekam dnia aż w konspiracji z PT uczynią ze mnie klasyczną blondynkę.  

Kredki, kupione za nierozsądne pieniądze, polecane przez różne Instamamy cieszyły się uznaniem, o ile właśnie szybowały przez kuchnię lub tworzyły dzieło życia na lodówce. W trosce o bezpieczeństwo domowych sprzętów wstrzymaliśmy się z pracami plastycznymi, do momentu umysłowego ogarnięcia Hani co z czym i do czego. 

Aprobatę zyskały klocki, namiętnie gubione i znajdowane, czyhające  wieczorową porą na gołą stopę. Klocki bez znaczenia czy drewniane czy Lego Duplo, wymęczone i zagryzione, mocno eksploatowane. Tworzą wieże, domy i inne zabudowy kreowane przez dziecięcą wyobraźnię.

Ponadto staramy się raz w tygodniu śmignąć na basen by poluzować się w jacuzzi, w końcu rola raczka w żłobku to ciężkie zadanie i czasami bywamy na salach zabaw, gdzie mama może poczuć się dzieckiem, zdobywając kolejne szczyty zjeżdżalni i torów przeszkód.

Gdy już nic nie zdaje egzaminu, Hanisława wisi na maminym kolanie, obiad w lesie a ciśnienie skacze przeciwnie do postępu w kuchni, robię coś będącego tematem tabu w rodzicielstwie. Odpalam TV. Tak, gdy chcę udać się na posiedzenie solo, gdy chcę nasmarować posta lub zjeść coś po obróbce termicznej i nie mówię tu o stygnięciu lub po prostu trochę więcej czasu niż ustawowe trzydzieści sekund bez nadzoru technicznego,  odpalam telewizornię. W telewizorni mamy swoje bajki nawleczone na USB, te same wałkowane od ponad roku. Czasami pokusimy się o TVP ABC i kultowego Reksia albo Smurfy. Walczę z tym ale póki co wygoda wygrywa. Na dowód walki, w przyszłym pokoju Hanisławy, czyli za około miesiąc, nie pojawi się szklany ekran.

Jeśli macie jakieś propozycje spędzania czasu z dzieckiem piszcie bo w dobie marudzenia i deszczowej pogody, pomysły mi się kończą 😉 

 matka-nie-idealna

_DSC0222

_DSC0245

_DSC0240

_DSC0290

_DSC0279

13 Komentarzy/e
  • Kawiarka

    Odpowiedz

    Mogę podpowiedzieć Zabawa zajmująca i darmowa. Wystarczy miska, trochę wody, sitko, jakieś łyżki czy nabierki – w zależności co pod ręką, kubki (polecam po jogurtach) i gwóźdź programu, czyli pocięte na kawałki słomki. Co najmniej masz pół godziny dla siebie. Moja córa przy pierwszej zabawie w łowienie rybek siedziała przy misce dwie godziny. Serio. Aż nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić . Tylko michę i część podłogi warto odłożyć ręcznikiem lub dwoma.

    • matka-nie-idealna

      A jakieś zdjęcie? Bo jakoś nie potrafię sobie wyobrazić :p

    • Julka

      O kurka dzięki za pomysł, na pewno wypróbuję!
      U nas powodzeniem, choć jednak nie na długo, cieszą się jeszcze piłki i piłeczki, albo po prostu worek ze starymi czapeczkami, skarpetkami i innymi po-zuzowymi małymi akcesoriami ubraniowymi. Lubi też oglądać i przebierać różne korale i wisiorki, ale to już oddając w jej ręce trzeba spisać na straty 😛

      Ps zazdroszczę gumeczek utrzymujących się na włosach… u nas czupryna wybitnie bujna, ale cokolwiek zepnie włosy od razu jest zdejmowane 🙁

      • matka-nie-idealna

        To takie do bransoletek W zestawie było milion guzek, polecam!

        • Julka

          Gumeczki mamy ale Zuzka od razu ściąga 🙁 nawet jak się czymś ją zaraz zajmie… chociaż przyszło mi właśnie do głowy, żeby czesać ją w czasie ulubionej bajki – może się nie zorientuje że zaszła jakaś zmiana 😛 a bajki 7-minutowe to jeden odcinek z rana jej nie zaszkodzi 🙂

  • Zuzkowa Monia

    Odpowiedz

    U mnie są jeszcze magnesy z lodówki.tzn. najpierw jest komenda „podnieś”-bierzesz klopsa na ręce,wtedy królewna wybiera sobie jeden z miliona magnesów trzymających przylepione urodzinowe kartki(niedawno był roczek) i wtedy pozwala się odstawić na podłogę i przylepia/odlepia magnes na lodówce na swoim poziomie.W zależności jaki wybrała zabawa trwa od 3 sekund do 10 min. Jest jeszcze metoda „na biszkopta”.Dajesz biszkopta do łapy i w zależności od nastroju najpierw część jest zjedzona albo od razu podetknięta psu pod nos,później nagi za pas i spierdzielamy i się chichramy,a biedny pies zaśliniony biega za nią i czeka aż coś jej spadnie. I są jeszcze „bose syry”.Zdejmujesz skarpetki i tyle.Mega frajda jak można specjalnie mocno potupać bosymi stopami po kaflach i panelach,pies znowu pomaga,bo próbując polizać stopy/łydki wywołuje chichot.A i ostatnio jest jeszcze darcie całej rolki papieru po całym mieszkaniu,nie muszę dodawać,że mój mega ogarnięty pies zjada niektóre kawałki przez co nakręca do dalszego działa i chichrania… I suszarka wyciągnięta z szafki w łazience,kabel musi się cały rozwinąć i ciągnąć po podłodze. No i tampony…. obojętnie jak bardzo je skitram,zawsze w końcu je znajdzie,wywala wszystkie i po kolei ciumka,ja dostaję zawału,że w końcu odpakuje jednego tak na amen i zeżre folijkę… Drugi zawał jest jak próbuję je wszystkie pozbierać i nie mogę się wszystkich doliczyć.A z tą miską z wodą to coś rzeczywiście jest,bo bardzo często tapla rączkami w misce psa i topi tam klocki.TV też odpalam,zwłaszcza jak chcę ugotować obiad,bo ostatnio nie ma zmiłuj i jak tylko odwracam się do kuchenki to jest ryk,bo nie pozwalam ściągać tych wszystkich fascynujących rzeczy z blatu,więc w ruch idzie YouTube i tam mamy już playlistę 🙂

  • Emilcia88

    Odpowiedz

    Trochę bajek w tv jeszcze nikomu nie zaszkodziło, u nas rano i popołudniu jesz czas na Fyrfy czyt Smerfy, bez telewizora z 20sto miesięcznymi bliźniakami nie wiem kiedy miałabym zrobić obiad itepe, bo nie dość że wysilam się zająć dzieci to jeszcze przyjdzie jeden do drugiego i wojna o zabawkę, ale u mnie zdaje egzamin kilka patentów :
    – dzieci siedzą w krzesełkach do karmienia ew przy stoliku i dajemy kilka kubków po jogurcie, koniecznie różnej wielkości i wysypujemy płatki kukurydziane, dziecko ma mega radochę przy przesypywaniu z kubka do kubka, zero obaw jak zje zabawkę, i sprzątanie w miarę szybkie, jak dziecko zacznie bardziej ogarniać zamiast płatków można do kubka nalać wody i niech przelewa,
    – zabawa wiaderkami z pokrywką jak np od sernika i kilka klocków które można schować zamknąć, otworzyć i wyjąć i włożyć inne, u nas dziala jak jeden odeseparowany od drugiego.
    – chowanie ubrań do szafek, ubrania po praniu zanoszę w misce do pokoju maluchów i pozwalam im schować do szafek ( przeznaczyłam na to dwie dolne szafki) chłopcy z przejęciem próbują naśladować jak mama to robi a ja mam 15 minut na coś ciepłego do picia
    Dodatkowo posortowałam im zabawki w dwa pojemniki, jeden stoi u nich w pokoju, drugi jest schowany, po 2-3 tygodniach robię zamianę i dzieci znudzone zabawkami dostają swoje nowe-stare zabawki i znów fascynacja odżywa.
    Pozdrawiam.

    • Emilcia88

      do zabawy polecam takie kubeczki, u mnie jeden szaleje na ich punkcie nie są to dosłownie te bo mam tańszy zamiennik ale podaje link jako przykład http://allegro.pl/zabawne-kubeczki-ukladanka-z-kolorowymi-kubeczka-i5084796290.html

    • Julka

      O, u nas był etap zabawy makaronem, różnymi kokardkami, świderkami i innymi „kształtnymi” 🙂 muszę odświeżyć zabawę 🙂

  • h_ania

    Odpowiedz

    Potwierdzam, te kubeczki od Emilcia88 są fantastyczne 🙂 Mój 1,5 roczny syn eksploatuje je na wszelkie sposoby już 2 miesiące i jeszcze się nie znudziły 🙂

  • Magda

    Odpowiedz

    Ja z kolei mogę polecić wszelkie drewniane przyrządy kuchenne oraz takie korkowe podstawki pod herbatkę lub garnek 🙂 po pracy gotując gar zupy dla rodziny, moja pierworodna energicznie miesza w kociołku udając, że i ona również gotuje zupę, a ile się przy tym nagada to tylko pozostaje wśród czterech ścian. Poza tym bardzo lubimy tańczyć 😀 po 8h siedzenia grzania tyłka w pracy z chęcią się popołudniu ruszamy a ile mamy przy tym zabawy 🙂 Poza tym spowodowanie cienia na ścianie, odbicie dwóch misiów i dopisanie im różnej intonacji mojego głosu podczas prowadzenia dialogu, dają pole niezłej wyobraźni dzięki czemu powstają niezłe i zabawne historyjki i ubaw po pachy 🙂 a na końcu dodam, że kredki, kredki i jeszcze raz kredki, różne duże, małe, grube, chude, długie…. Młoda rysuje wszędzie, po drzwiach, meblach, kafelkach (całe szczęście, że nie po ścianach”) ale później z impetem biegnie do kuchni i krzyczy „kąpka” 😀 radośnie ściera wszystko do zera 😀

    • Julka

      U nas kredki są jedzone, więc trzeba pilnować, ale Zuzka u naszych znajomych fajnie bawiła się rysując kredą po tablicy takiej z ikei bodajże, w każdym razie właśnie można pomazać i zmazać 😀

  • Ania mama 2-letniej Michasi

    Odpowiedz

    U nas tv pali się od rana do wieczora i Miśka ma go w tyle, chyba ze akurat leci jedna z jej może 4 ulubionych bajek, a tak nie zwraca uwagi. Więc macie szczęście że po włączeniu tv macie chwile dla siebie….

Skomentuj