Szanuj.

4 komentarze

Przed tobą stoi kopiec kalorii i wiesz, że jeśli je pochłoniesz, trzaśniesz zygzakiem w pociążowych rozstępach. Teściowa łypie oczkiem a ty przeklinasz w myślach swoją dietę i ryzykując reakcję zwrotną i konieczność wzywania dźwigu, posłusznie wiosłujesz widelcem. To nic, że wątróbka wywołuje u ciebie rytualny skręt jelit.

Wkomponowana w partnerskie ramię, przyklejona do kanapy ze szklanką wstrząśniętego ale nie mieszanego w dłoni chłoniesz Bondowską perfekcyjność Craiga za szkłem ekranu. Dzieci oddane pod opiekę Morfeusza, godzina wczesnowieczorna a ty wyrwana komendą z Bondowskich objęć, oddelegowana do łóżka, oponując i w rezultacie bezowocnie negocjując przegrywasz z argumentem „bo rano trzeba wstać”.

Poza zasięgiem dziecięcej obecności prowadzisz partnerską rozgrywkę z serii „kto ma rację”. Emocje sięgają dwa piętra wzwyż, do gry wchodzą coraz cięższe działa. Nagle twój policzek zostaje nokautem pozbawiony godności, czerwony ślad jeszcze przez chwilę będzie pieczętował rychły małżeński kryzys i wyrok paradoksalnego zyskania wolności, potwierdzony dokumentem przygotowanym przez twojego prawnika.

Stolik opłacony, w lodówce chłodzi się jutrzejszy kac. Mąż klepnięciem w pośladek posyła niemy komplement i stwierdza „Żebyś ty chociaż trochę obca była!”. W końcu sukienka kosztowała cię dwa ciche dni, przez które przynajmniej on nie wypominał ci finansowych zaległości. Jedynym mankamentem są jego buty. Nie pasujące kolorystycznie do idealnie skomponowanej reszty. Opiniujesz jego wygląd i zarządzasz zmianę obuwia na to, które zmoczy jego stopy krwią. Jego opinia wobec waszego idealnego współgrania zostaje zawetowana.

Trzyletni obcas zimowego kozaka dokonuje swojego żywota. Śnieg wymuszający wymienną parę skarpet urzędującą w torebce potwierdza konieczność zakupu nowego obuwia. Informujesz współzarządcę domowego majątku o nieuniknionym zakupie po czym otrzymujesz negatywną decyzję, prosto uargumentowaną: „nie bo nie”.

Jesteśmy osobami dorosłymi, samodzielnie podejmującymi decyzje, ceniącymi sobie swoją niezależność, nietykalność cielesną i personalną niepodległość. Przykłady takie jak powyżej dla większości z nas są nie do przyjęcia, naruszają naszą wolę, własne zdanie i zdolność podejmowania decyzji.

Stawiając w roli bohaterów nasze dzieci, powyższe przykłady nabierają zupełnie innego wymiaru. „Wachluj tą łyżką, wszystko ma zniknąć z talerza”, „Szorujesz do łóżka, już!” i argument mojego dzieciństwa: „Nie bo nie”. Jako dorośli nie pozwalamy na naruszanie naszej nietykalności cielesnej, dlaczego więc chętnie używamy tego 'argumentu’ w stosunku do dzieci?
To oczywiste, że będąc szefami w rodzinnej hierarchii my podejmujemy decyzje, jednak nie zawsze są one zgodne z oczekiwaniami naszych dzieci. I to nie zawsze jest słuszne. Jeśli raz na jakiś czas pozwolimy dziecku obejrzeć film, kończący się grubo po godzinie policyjnej, pozwolimy na własną stylówę lub pozwolimy zjeść tyle, ile rzeczywiście dziecko potrzebuje, nie ile nam chlasnęła chochla na talerz, pokażemy swoją demokratyczność i współgranie z potrzebami dziecka. Pokażemy, że szanujemy ich zdanie.

Oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku.

zdjęcie: stockimages / http://www.freedigitalphotos.net/

4 Komentarzy/e
  • ~Karolina

    Odpowiedz

    Świetnie napisane i daje do myślenia !

    Uwielbiam twój sposób pisania 🙂

  • ~Pamela

    Odpowiedz

    Witam z wielką przyjemnością nominowałam Twojego bloga do Liebster Blog Award. Wszystkie informacje na moim blogu mamazamloda.blogspot.com
    Dziekuję i zapraszam:)

  • ~panna0ceanna

    Odpowiedz

    Bardzo dobry tekst. Fajnie i lekko czyta się Twoje posty 😉

  • ~Agni

    Odpowiedz

    Bo każdemu się należy odrobina niezależności, choćby mu się tylko wydawało, ze jest niezalezny 🙂 Ale największą sztuką jest utrzymanie tego rozsądku właśnie… Bo on często się lubi bawić w chowanego 🙂

Skomentuj