Tak niewiele trzeba, żeby nie zepsuć dziecka. I tak łatwo to zrobić, zarazem. 

0 Komentarzy

Ruszyły mnie bardzo słowa Kasi Nosowskiej, cytowane z Jej najnowszej książki. Być może jedynej, bo z twórczością Kaśki nie jestem na bieżąco a ostatnio znamy się z Instagrama. Mądra z niej baba, taka nieświatowa. W dobie pędu i patrzenia zbyt daleko niż powinniśmy, Ona staje i mówi „Spójrz w siebie”.

Nie można sugerować dziecku, że powinno pisać pamiętnik, bo ten przyjmie każdą tajemnicę, i jednocześnie raz w tygodniu kazać odczytywać go sobie na głos. Nie można mówić (po inspirującej lekturze poradnika dla rodziców): „Pamiętaj synku, że chłopcy też mają prawo płakać”, a potem, kiedy chłopak płacze, że jego drużyna przegrała mecz (bo puścił trzy gole), rzucić: „Przestań się mazać, bo wszyscy będą się z ciebie śmiali”. „Przemoc nie jest rozwiązaniem” kontra „Co ty, oddać nie potrafisz?!”.

(…)

Dzieciaki są co prawda niższymi wzrostem, ale jednak ludźmi. A już te współczesne to jakiś zupełnie niezwykły gatunek. Bystre programowo. Takiego osobnika nie okłamiesz, on czyta emocje. Są wrażliwe ponad miarę, dlatego piekielnie łatwo je zepsuć i wypuszcza się wtedy z gniazda w świat chorych na mentalną osteoporozę słabeuszy lub hejterów z patologiczną atrofią empatii i pozostałych uczuć wyższych.

* Cytat z książki „A ja żem jej powiedziała” Katarzyny Nosowskiej.

I po tym fragmencie, z resztą jednym z wielu genialnych w całej książce, ja Cię Kaśka kocham jeszcze mocniej.

Dzisiejszy świat jest tak skonstruowany, że bardziej liczy się mieć, niż być. I ja to rozumiem. Życie jest walką o przetrwanie. O rachunki, o jedzenie, o hipoteczny na trzydzieści lat. Poruszamy się z dzidami, na których wyryte jest „chcę więcej” i polujemy na królów, wydrukowanych na kawałku papieru. Oczywiście, im większy nominał, tym lepiej. Im lepiej, tym chcemy jeszcze lepiej. Bo kto nie chciałby nowej kanapy bez pożyczki na dwa lata? Grecji raz w roku i Szwajcarii przez dwa tygodnie w zimie?

I tak my – dorośli pochłonięci własnymi sprawami zapominamy o tym, że bycie rodzicem to nie tylko zapewnienie bytu dziecku. To nie tylko nowy Fiszer Prajs na szafce, która i tak już ugina się pod ciężarem plastiku z Chin.

Problemem dorosłych jest głównie słaba pamięć. Zakładamy, że nasze dzieci, nie ważne czy te dwu, pięcio czy dwunastoletnie, powinny wiedzieć. Bo my wiemy. Zapominamy tym samym, że dwadzieścia lat temu sami staliśmy w życiowym rozkroku, zastanawiając się, czy na kolację wolimy parówki czy jajecznicę. Dla nas to nie są problemy. Bo przecież na świecie istnieją ważniejsze, jak te, skąd wziąć na prąd albo za co kupić leki. Ale nasze problemy dzieci nie dotyczą, więc mają swoje własne. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że są nieproporcjonalne do naszych. Są. Tylko niższe wzrostem, właśnie.

Tymczasem dorośli, pochłonięci swoim światem, zapominamy o tym, by wyjaśnić jego funkcjonowanie dzieciom. One nie rodzą się zaprogramowane. Nie mają wgranego charakteru. Nie są z natury złośliwe, wredne. Nie buntują się bo wyssały to z naszym mlekiem.

Kiedy urodziła się Hania, jedną z pierwszych myśli, kiedy leżała na mojej piersi było: „Nie spierdol tego”. Ty – Natalio Rogalska nie spierdol tego. Na mojej piersi leżała czysta kartka a w naszych rodzicielskich rękach były pióra do zapisania jej historii. I tylko od nas zależało, co wpompujemy w tą małą gąbeczkę.

Nie rozmawiamy z dziećmi. A jeśli już to jesteśmy sprzeczni w swoich zeznaniach. Uczymy ich świata takiego, jakiego nas nauczono. Powielamy błędy rodziców. Nie zawsze ale często. Obiecujemy sobie, że nie będziemy krzyczeć na dziecko, tak jak zwykła nasza mama. A później drzemy ryja jak opętani bo coś, bo jakieś gówno. Powtarzamy, jakie nasze dzieciaki są inteligentne a kiedy rozbije szklankę, mniej lub bardziej celowo, rzucamy ostrym „Czy ty jesteś mądry?”. Podważamy sami nasze słowa.

To my mamy za zadanie zbudować bezpieczną więź z dzieckiem. To my powinniśmy zachęcać dziecko do mówienia, a kiedy mówi, powinniśmy słuchać, interesować się. I kurwica mnie strzela kiedy w przedszkolnej szatni pierwszymi wypowiedzianymi w kierunku dziecka słowami jest „Zjadłeś obiad?”; „Pokaż czy jest czarna mrówa (za złe zachowanie)”. Bo kiedy Hanka do mnie podbiega pytam „Jak ci minął dzień? Co dzisiaj ciekawego robiłaś? Chcesz o czymś porozmawiać?”. Niejednokrotnie przytulając ją z całych sił, gilgocząc i chichrając się. Pokazując, że tęskniłam. I nawet wychowawczyni stoi cierpliwie i czeka aż skończymy trzydzieści sekund czułości bo wie, że ten czas jest nasz. Jest tak ważny dla Hanki. A wtedy ona otwiera się na zapisanej własnymi rękami karcie. Ona mówi a ja słucham, stawiając cegiełka po cegiełce jej poczucie ważności. Poczucie, że może mi powiedzieć a ja staram się nie podważać jej opowieści i jej decyzji, nawet tych niesłusznych.

Złe decyzje to temat rzeka. Ludzie są zaprogramowani na dobre rady. Nie lubimy ich dostawać ale chętnie rozdajemy. Bo jeśli dziecko przychodzi do nas po wsparcie to nie dlatego, żeby dostać opieprz czy wykład na temat swojego zachowania. Z resztą, to dotyczy nie tylko dzieci. Jeśli ja zwracam się do kogoś z prośbą o wsparcie oczekuję raczej przytulenia, pytania „Co mogę dla ciebie zrobić?” a nie stwierdzenia „Powinnaś zrobić tak czy tak” lub co gorsza oceny sytuacji przez osobę trzecią. Wystarczająco wiem, że po uszy tkwię w gównie, żeby ktoś mnie uświadamiał w tym jeszcze bardziej, oceniał moje złe decyzje, problemy czy kłopoty. Ok, stało się – pomyślmy jak możemy rozwiązać sytuację. Co możemy zrobić, żeby nie powtórzyła się w przyszłości? Co więcej, pytanie „Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?” sugeruje zawód czyimś zachowaniem. A to nie o nas w tym wszystkim chodzi. Zamiast tego można użyć sformułowania „Przykro mi, że nie zauważyłam twojego problemu, że tak długo byłeś sam ze swoimi problemami”. Dla dziecka wystarczającym powodem do smutku czy wstydu jest sytuacja zaistniała w jego życiu. Nie musimy dowalać mu swoimi wyrzutami.

Jak zatem zapisywać karty życia dziecka?

Po pierwsze i najważniejsze – interesować się. Rozmawiać. Być motywatorem w życiu dziecka a nie mocą sprawczą, podejmującą za nie decyzję. Możemy podsuwać pomysły ale nie gotowe rozwiązania. Możemy próbować nakłonić dziecko, żeby postawiło się w sytuacji drugiego człowieka.

Dziecko musi czuć się bezpieczne. Musi czuć się kochane i musi czuć, że zawsze ale to zawsze ma prawo przyjść do nas ze swoim problemem i nie dostanie za to opierdolu albo naszego rozczarowania. Bez względu na to czy dostało jedynkę w szkole czy ma szesnaście lat i jest w ciąży. Oczywiście, że są tematy trudne i trudniejsze. Niejednokrotnie będziemy rozczarowani zachowaniem dziecka albo raczej zawiedzeniem naszych oczekiwań wobec niego. Ale bez względu na to co się dzieje w jego życiu, musi wiedzieć, że ma nasze wsparcie. Przełknijmy łzy goryczy i otwórzmy się dla nich.

Bo tak niewiele trzeba, żeby nie zepsuć dziecka. I tak łatwo zrobić, zarazem.

Nie. Nie jestem idealna. Drę mordę, rzucam kurwami. A później czytam Kaśkę i myślę, że chyba gdzieś się pogubiłam w tym moim macierzyństwie. I piszę.

Piszę co mogę zrobić, żeby być lepszą.

A później się tym z Wami dzielę. Bo to najważniejsze i zarazem najtrudniejsze zadanie w moim życiu. Stworzyć szczęśliwego człowieka.

 

0 Komentarzy/e

Skomentuj