Tamta go kocha. Jak i ona kochała.

18 komentarzy

Wyobraźmy sobie taką sytuację.

Ona- największa laska w klubie. Pomachała mu przed nosem tyłkiem, seksownie zaciągnęła drina przez rurkę, odcisnęła na chusteczce z numerem telefonu swoje czerwone usta.

On- klubowy żigolak z dywanem świecącym nad rozpiętymi guzikami różowej koszuli, rudy Polonez pod klubem i portfel wystający z tylnej kieszeni jeansów, tzw. nadupnej. Z zawodu górnik, kasa jest, mieszkanie jest, pudełko prezerwatyw w nocnej szafce jest.

Ona puściła mu oko, on puścił pawia przed wejściem  dicho z głośników w samochodzie, ona jest już jego. Wielka nieskończona miłość pisana sprayem na murach szkoły, „Jolka otfórz kufa żżżwi” wyryczane o czwartej nad ranem pod oknem. Plan na życie spisany na żółtych karteczkach z nagłówkiem „lista zakupów”, pierścionek dany w tandetnym miejscu, o tandetnej porze i z tandetną muzyką z głośników Poloneza. Pierścionek z brylantem, na restaurację nie starczyło. Na rachunki za prąd też.

Później ślub, za który jej stary sprzedał traktor a jego matka ciągnęła nadgodziny w korpostarostwie. Wielka przeprowadzka, zazdroski w kuchennych oknach i zapachowe świece pod pięćdziesięcio calowym telewizorem. Górnicza pensja pokrywająca koszty jej czterdziestu par butów i dom budowany pod miastem. Drzewo w ogrodzie posadzone na wieść o tym, że na wiosnę pojawi się syn i jork ujadający pod bramą wjazdową.

I ona siedząca w domu bo tak będzie lepiej. Bo obiad parujący na stole gdy on przekracza próg domu, bo podłoga wymyta pod kolana raczkującego syna. Bo kwiaty podlane i bo naczynia umyte. Bo dziecko wykochane, wypielęgnowane. Pomimo tego, że ma już cztery lata.

I zmarszczki na jej czole pomimo, że stara nie jest. Codziennie te same cztery ściany i kawa z koleżanką raz na dwa miesiące. Czasami przebąkuje coś o powrocie do pracy na bankowy etat. On awanturujący się z momentem rozpoczęcia tematu. Bo w tym banku jest przystojny dyrektor. I kolega dwa biurka obok też jest przystojny. Bo ona wracałaby o siedemnastej a Maciuś o czternastej kończy przedszkole. I te trzy godziny ona musi być z dzieckiem.

Siedzi z tym dzieckiem do dziesiątego roku życia. Po drodze jest jeszcze córka, lat siedem i druga, lat trzy. I inny jork ujadający pod bramą bo tamtego teściu potraktował oponą Mazdy. Zmarszczka po zmarszczce i wciąż kawa co dwa miesiące, tylko że z koleżanką z porodówki. Od drugiej córki. Seks raz w miesiącu bo on zapracowany. Został sztygarem i musi po godzinach. I tak dziwnie pachnie gdy wraca, ona zna ten zapach. Je kolację, całuje dzieci w czoło i kładzie się na kanapie. Do rana.

Pewnego wieczoru nie wraca. Nie odbiera telefonów, nie ma go u mamy. Nie ma go u Romka z brygady i w barze na rynku też go nie ma. Wraca nad ranem, zabiera dwie torby i tyle go widziała. Podobno zakochał się, podobno z tamtą będą mieli dziecko. Podobno to już piąte w jego karierze ojca. Zabierze jej dom, bo pracował na niego całe życie. Polonez wymieniony siedem lat wcześniej na Mercedesa zostawi. I tak to było słabe auto.

Ona płacze, ona krzyczy. Nie rozumie. Jego miłość spłynęła razem ze sprayem na murze szkoły. A potem szkołę odmalowali. Na niebiesko.

Wyprowadziła się, on sprzedał dom. Do małej eMki na starym osiedlu, wynajmowanej. Alimenty co miesiąc starczające na chleb i kilka parówek. Bo przecież on ma jeszcze dwójkę a ona może wrócić do swojego przystojnego szefa z banku. Tylko, że szef po dziesięciu latach ledwo ją rozpoznał. Zmarszczki przeorały jej czoło i te smutne oczy, jakby wiecznie płaczące. Przez dziesięć lat zmieniło się wiele. Prawo się zmieniło i przepisy się zmieniły. Poza tym trójka dzieci, a dzieci chorują… Nie może, choćby chciał.

W warzywniaku też jej nie chcieli. Panią z banku? No i ta trójka dzieci… A to praca od dziesiątej do osiemnastej.

Dziesięć lat temu poświęciła dla niego wszystko. Przyjaźnie, rodzinę i karierę. Była niezależna, kręciła tyłkiem w lokalnej dyskotece. Drinków jej nie stawiali, sama sobie kupowała. Ale on chciał żeby została w domu. Żeby była panią domu, perfekcyjną jak Rozenek. Mówił, że da jej wszystko. Że gwiazdkę z nieba i nowe Laboutiny. Widzi, że jego troska była jedynie zaborczością i próbą uzależnienia od siebie. Miłość to podstępna świnia. Bez niego jest nikim, chociaż przy nim też była. Nigdy nie powiedział, że obiad dobry, że dom wypielęgnowany. Że dzieci nauczone i nakarmione. Nigdy nie podziękował, tylko czasami późną nocą błądził dłonią po jej udzie. Pomimo to czuła, że ją kocha. Nie, nie czuła… Miała taką nadzieję.

Kochał też inne. Tamta, do której odszedł rzuciła pracę w korpo. Na razie jest na macierzyńskim ale później wracać nie ma zamiaru. Ona chce krzyczeć „Opamiętaj się kobieto, nie poświęcaj się dla mężczyzny!”. Ale tamta go kocha. Jak i ona kochała.

Wnioski wyciągnijcie same.

18 Komentarzy/e
  • ita88

    Odpowiedz

    Trochę zbyt tendencyjne moim zdaniem. Kobiety są różne, związki są różne. To, że została w domu to nic złego, to, że robiła coś wbrew sobie i to dość długo już tak. Trudno znaleźć szczęście jeśli od początku człowiek sam się unieszczęśliwia.

    • matka-nie-idealna

      Zawsze warto mieć jakieś wyjście, plan awaryjny. Jeśli nie rozpad związku to śmierć, choroba partnera. Przykładów jest wiele. Wtedy również zostajemy z niczym. To przykład jeden z wielu ale mający jedno przesłanie :nie można uzależnić się całkowicie od drugiej osoby bo życie to suka i nie wiadomo co przyniesie jutro.

      • magda

        Moim zdaniem ta tendencyjność i przejaskrawienie są jak najbardziej na miejscu. Autorka, jak sądzę, nie miała na celu opowiedzenia czyjejś historii, a przede wszystkim zarysowanie problemu i nakłonienie do myślenia. Zastosowane środki niechybnie temu właśnie służą, trzeba tylko umieć dokonać interpretacji 🙂

      • ita88

        Może i jestem niedomyślna, ale dla mnie każde uzależnienie jest złe, nie ważne czy od osoby, alkoholu czy seksu. Plany awaryjne są ok, ale zaczynałabym raczej od podstaw, czyli uszczęśliwiania samej siebie, a nie partnera. Dlatego tak mnie razi przejaskrawienie. Jeśli ktoś chce budować szczęśliwy związek na lata to nie powinien się „poświęcać”. Jestem mamą na wychowawczym, dlatego że uwielbiam każdą chwilę z moim dzieckiem (zawodowo też zajmuję się dziećmi). Nie każdego jednak musi tak bawić poziom dywanowy czy zabawa w księżniczki. Nie trzeba koniecznie jechać po bandzie, by zachować pointę.

  • monia

    Odpowiedz

    A ja właśnie z moim jesteśmy od siebie uzależnieni. Dziś jest dziś i cieszmy się z tego ze mamy zdrowie jako tako finansowo okey…po co być w związku jeśli nie można by było się uzależnić? Miłości nie da się trzymać na dystans. ..a kto trzyma ten żyje w związku bez miłości najwyraźniej. A co do opowiadania to na końcu dopiero jest wyjaśnienie jak wyglądało ich życie. Widać że on miał ją w dupie…to od dawna nie rokowalo dobrze. Dziewczyna może źle wybrała a może nie dbała o siebie i o związek i tak wyszlo

    • matka-nie-idealna

      W życiu bywa różnie, tyle powiem. Są sytuacje, których nie przewidzimy a związek nie polega na uzależnieniu tylko na partnerstwie. Partnerstwo to równość, partnerstwo to ten sam poziom. Uzależnienie to choroba, nie ważne czy od alkoholu, narkotyków czy od drugiej osoby. Z uzależnienia zajebiście ciężko wyjść. A gdy coś się stanie? Choroba, śmierć… Uzależniona finansowo kobieta zostaje sama.

  • Pokrzywa

    Odpowiedz

    Świetne przesłanie ubrane w ciekawą, „tandetną” historyjkę, która niestety ale dla wielu kobiet staje się realiami.

  • Anik

    Odpowiedz

    Zgadzam sie ze kobieta powinna miec zawsze jakies wyjscie awaryjne. Nie dlatego ze z gory zaklada ze facet ja zostawi ale w przypadku chiezkiej , choroby, smierci itp. Zeby nie zostala bez srodkow do zycia i nez perspektyw.
    Ale ja wlasnie taka kobieta jestem… Pracowalam przez 6 lat w jednej firmie i trzeba bylo zwolnic miejsce dla kogos… Przykre ale tak bywa. Teraz wlasnie siedze w domu. Gotuje, sprzatam, zajmuje sie synkiem. Moj maz jest na etapie rozkrecania wlasnej firmy i tez mu przy tym pomagam. Mam taka sytuacje a nie inna i z roznych przyczyn nie zaleznych odemnie jeszcze dlugo tak pozostanie. Co prawda moje dziecko ma dopiero rok i 8 miesiecy ale to i tak jeszczr dlugo potrwa zanim.uda mi sie isc do pracy. I co mam zrobic? Ano nic. Nie jest mi z tym fajnie ale czasem zycie pokazuje nam srodkowy palec i nasze plany weryfikuje po swojemu. Staram sie nie przejmowac bo to i tak nic nie da.

  • Anne

    Odpowiedz

    Hmmm… Rzeczywiście tekst jest dosyć mocno przejaskrawiony, zapewne, żeby podkreślić problem, tylko, że życie nie jest, kurtka, takie biało-czarne. Są kobiety, którym zajmowanie się domem zwyczajnie sprawia przyjemność i nie jest to poświęcenie. Są też mężczyźni, którzy nad obiadami się rozpływają, kwiaty przynoszą a prowadzą podwójne życie. Są kobiety, którym pomimo tego, że tyrają w robocie i domu to i tak mężczyźni wypominają to, że muszą je utrzymywać (sic! autopsja). Tak samo jak są mężczyźni, którzy i na dom zarobią i w tym domu pomogą i złego słowa nie powiedzą. Druga sprawa, jeżeli jesteśmy w związku to nie zakładamy z góry, że partner nas oszuka czy umrze, raczej nie myślimy o takiej asekuracji, tylko cieszymy się tą miłością. No i jeszcze jedna strona medalu: wiele kobiet po urodzenia dziecka zostaje w domu i uzależnia się finansowo od partnera, ponieważ nie ma innego wyjścia – do pracy często nie ma powrotu, do innej nie chcą dzieciatej przyjąć… lub jest to praca za 1500 zł, które w przypadku utraty drugiej pensji raczej nie starczy na utrzymanie kobiety z dziećmi i wynajem mieszkania…

    • matka-nie-idealna

      Utrata pracy jest inną sprawą, zupełnie odrębną. Widzisz, ja kiedyś „myślałam” sercem. Związek się rozpadł bo życie pokazało, że nie samą miłością człowiek żyje. Warto mieć plan awaryjny w razie czego. Fajnie , jeśli ktoś chce zostać w domu, na do tego prawo. Ale co w razie „wu”?

      • Anik

        Oj ludzie w roznych sytuacjach zabezpieczaja sie w rozny sposob. Jezeli maz ma np firme to zona po nim ta firme dziedziczy. Sa tez rozne rodzaje ubezpieczen, polis itp. Jezeli kobieta z wlasnego wyboru zostaje w domu i trwa to cale zycie to przewaznie tacy ludzie sa na tyle ustawieni finansowo ze zabezpieczaja sie w razie trudnych zyciowych sytuacji. Co innego jesli ktos jest do czegos zmuszany ale takie malzenstwo rozpada sie predzej czy pozniej albo jest jakas fikcja, brakuje tu milosci moim zdaniem

    • Anik

      Dokladnie sama bylam swiadkiem wielu takich sytuacji gdzie kobiety chcialy wrocic do pracy po macierzynskim i nie mialy juz gdzie. A znalezenie nowej tez do prostych nir nalezy bo kazdy krzywo patrzy ze jesli jest matka malego dziecka to prwnie vzesto bedzie chorowalo i ona bedzie chodzila na zwolnienia

  • Sylwia

    Odpowiedz

    No takie życie, przypadków takich mnóstwo wkoło nas… Ale każda z nas odpowiedzialna jest za swoje, każda z nas podejmuje decyzje które w tym momencie wydają się że są najlepsze… Ja nigdy bym do tego nie dopusciła, dlatego ze taki przykład mam w rodzinie – moja mama i tata…niestety

  • A

    Odpowiedz

    Nie zgadzam się tak do końca. Od kilku lat jestem totalnie zależna finansowo od męża. Bo tak wspólnie wybraliśmy. Bo chcę jeszcze chwilę pobyć w domu z dziećmi, którym, moim zdaniem, nikt i nic mamy nie zastąpi. I tak, jest strach, co będzie, jak… Ale człowiek nie może przez całe życie podejmować decyzji kierując się jedynie strachem.

  • MARTI

    Odpowiedz

    Ja należę do tych które po macierzyńskim wracały do pracy i to nie po roku jak jest teraz ale w pierwszym przypadku po pół roku a w drugim po 8 miesiącach. Nie wyobrażałam sobie inaczej. Jestem matką pracującą co niektórzy mówią że do pracy jadę odpoczywać ale to jest ich zadanie. Podawane są tu przykłady że on odejdzie, umrze itd. ale on też może stracić pracę i co wtedy?

  • xena

    Odpowiedz

    Chyba gdzieś czytalam ten tekst, albo bardzoo podobny:). BARDZO!:)

  • Me

    Odpowiedz

    Tez mnie to czeka i ja doskonale o tym wiem.

    Moje dziecko ma dwa lata, od trzech nie wyszłam na przysłowiową kawę z koleżanką.

    Codziennie obiad i mop i czyste majtki. Nienawidzę go.

Skomentuj