To jest już koniec.

23 komentarze

Ta myśl zaczęła kiełkować w mojej głowie już kilka miesięcy temu. Na początku wystraszyłam się jej, odrzuciłam w pierwotnej wersji. Schowałam do szufladki z tyłu głowy i udawałam, że jej nie ma. Oszukiwałam własne przekonania, żyłam marzeniami i ideą swojej nieomylności. W końcu pracowałam na to co mam ponad sześć lat. Zyskałam wielu czytelników, kilku psychofanów i garstkę hejterów.

W pewnym momencie moje życie zaczęło być mierzone ilością lajków i komentarzy. Przez 24 na dobę, 7 dni w tygodniu i 365 dni w roku żyłam z ekranem przyklejonym do czubka nosa. Kiedy szłam do toalety, brałam ze sobą telefon, w razie gdyby przyszedł mail od agencji, a w nim termin odpowiedzi na wczoraj. Czułam presję pisania, nagrywania, kręcenia, fotografowania. Wycinałam z mojego życia nudne fragmenty i sklejałam je w układankę, która dla widza miała być atrakcyjna w całej swojej formie.

Siedziałam w samochodzie i nagrywałam stores, powtarzając każde ujęcie pięć razy, żeby było idealne. Robiłam trzydzieści łudząco podobnych zdjęć, z których zaledwie jedno nadawało się do użytku publicznego.

Trzy lata temu założyłam firmę, która z założenia miała być niczym perpetuum mobile. Napędzała się sama. I ta firma, okrzyknięta kolejnym dzieckiem, dzień po dniu zaczęła zaciskać na mojej szyi pętlę wiecznego dążenia do bycia lepszą od innych i od samej siebie. Brałam udział w wyścigu, do którego stanęłam na własne życzenie.

To, co kochałam od wielu lat, co dawało mi radość i uśmiech, to co było moją pasją i lekką myślą rzuconą w przestworza, zaczęło być kulą u mojej nogi.

Nie siadałam do komputera z myślą, że chcę coś napisać, tylko że muszę. Sprawdzanie maili, odpisywanie na oferty, gonitwa za zleceniami zaczęły być moją obsesją. Zachowywałam się jak alkoholik, który kończąc jedną butelkę wódki, łapał za kolejną. Było mi wiecznie mało.

Spoglądałam na konto, które prezentowało się całkiem przyjemnie i myślałam, że stać mnie na więcej. Cały czas myślałam, że nie jestem wystarczająca i mogę więcej, lepiej, dłużej, mocniej. Straciłam całkiem poczucie wartości i ważności. A to, które pozostało, karmiłam opiniami odbiorców.

Publikacja każdego tekstu wiązała się z ogromnym stresem. I chociaż wiedziałam, że jest dobry, nie wiedziałam jak zostanie odebrany i czy w ogóle. Ludzie zrobili się leniwi. Nie zostawiali sprzężenia zwrotnego, nie reagowali, lub odkładali na później. A social media, tworzone przez mądre i łase na zarobek głowy, nie ułatwiały życia nam – influencerom. Każdą porażkę traktowałam bardzo osobiście. Nawet jeśli chodziło o sprawy techniczne, takie jak cięcie zasięgów przez Fejsbuka, było niczym kamyk, który uwierał, a supeł na bucie uniemożliwiał jego wyciągnięcie.

Potem przyszły miesiące posuchy. Większość zleceń zostało anulowana z powodu koronawirusa, a ja zostałam – mówiąc delikatnie – w czarnej dupie. Po prostu usiadłam i się rozpłakałam. Potraktowałam to jako kolejną porażkę, chociaż ta nie zależała ode mnie. Potraktowałam to jako kolejną porażkę, chociaż 99,9% innych blogerów zmagało się dokładnie z tym samym problemem. Z tym, że ja zawsze widziałam winę w sobie.

W międzyczasie zmarł mój tata, o którego walczyliśmy przez ostatni rok. To on zajmował mi większość myśli w ciągu doby, dla niego rzucałam wszystko i byłam.

Wracając do meritum, to była chwila. Ogłoszenie, w którym poszukiwano osoby o dokładnie takich umiejętnościach jakie posiadam wpadło mi w oko zupełnym przypadkiem. Wysłałam swoje zgłoszenie, a oni odpowiedzieli. Spotkaliśmy się kilka razy i chyba zaiskrzyło, bo zaproponowali mi współpracę. Taką, w której co miesiąc na moje konto będzie wpływała określona kwota, a ja będę do ich dyspozycji przez określoną ilość godzin w tygodniu. Na początku nie byłam chętna na taką rewolucję w moim życiu, na pracę dla drugiego człowieka. Na przynależność do zespołu specjalistów o podobnych umiejętnościach do moich. Ale potraktowałam to jako znak. Jako szansę na ustabilizowanie się i nie czekanie z niecierpliwością na kolejne zlecenia. Na powrót do korzeni, kiedy pisałam wieczorami. Kiedy pisałam dla przyjemności. Bo musicie wiedzieć, że poczułam, że w pewnym momencie straciłam lekkość pióra, polot z jakim pisałam wiele lat temu. A to potraktowałam jako szansę. Przede wszystkim na lżejszą głowę. Na brak przymusu.

To jest koniec bloga, jakiego wy znacie i jakiego ja znałam. Zamykam część projektów, które nie przynosiły mi satysfakcji i przestaję szukać na siłę weny, bo „Muszę opublikować w tym tygodniu co najmniej dwa wpisy i nagrać określoną ilość stories, żeby utrzymać się na powierzchni zainteresowania”. A wena to niewierna suka, której próżno wypatrywać z utęsknieniem w oknie. Jeśli jest mi coś pisane, przyjmę to z otwartymi rękami. W końcu mogę wyczyścić głowę z „Muszę gonić, żeby nie być gorsza”. Spróbowałam jak smakuje niepewność, teraz przez chwilę chcę poczuć spokój. Być może kiedyś do tego wrócę, ale na pewno nie będzie to dziś.

Kończąc ten wpis, dla mnie symbolizujący koniec jednego i początek czegoś nowego, proszę Was o jedną rzecz. Jeśli macie swoich ulubionych twórców, jeśli traficie na przypadkowy artykuł, który Wam się spodoba (lub nie), zostawcie po sobie jakiś ślad. Pokażcie, że widzicie, że doceniacie. To sprzężenie zwrotne, ten feedback, być może jest jedyną zapłatą, jaką dostaje twórca. To dzięki niemu wie, że robi coś dobrze lub nie. Że może coś kontynuować, poprawić. Wie, w jakim iść kierunku. Dla mnie zlepek wielu czynników był powodem decyzji, do której dojrzewałam miesiącami, a która wynikła w zasadzie przez zupełny przypadek.

Dbajcie o innych. Dla Was to niewiele, dla innych może być wartością nadrzędną.

Ps. Nie kończę pisać. Ale potrzebuję odświeżyć głowę, wrócić do pisania jak do przyjemności, nie przymusu 🖤

Photo by Nick Morrison on Unsplash
23 Komentarzy/e
  • M.

    Odpowiedz

    Powodzenia 😉
    I do przeczytania ! 🙂

    • Anna Spierewka

      Uwielbiam Cie bo mamy bardzo podobne spojrzenie na świat i macierzyństwo 💕 gratuluję decyzji 💕💕 mnie to gonienie za niedoścignionym ideałem doporowadizl9do depresji ale wychodzę powoli na prostą 🙂 trzymam kciuki aby nowa praca była przyjemnością 💕💕

  • Czajova

    Odpowiedz

    Powiem tyle – rozumiem. Żyj w zgodzie z samą sobą, a wtedy będąc szczęśliwa będziesz tworzyła najpiękniejsze rzeczy.
    Ja będę nadal śledzić Cię gdzie tylko się da, bo po prostu Cię lubię 🙂
    Trzymaj się cieplutko i powodzenia na „nowej drodze” 😘

  • Asia

    Odpowiedz

    Rozwijaj się!
    Będę czekać na kolejny wpis, nie ważne jak długo… ❤

    • matka-nie-idealna

      Będę pisać! Ale tylko kiedy wena mi pozwoli, bez ciśnienia 🖤

    • marlena.marle

      Domyślam się, jakie emocje targały Tobą przed podjęciem tej decyzji. Najważniejsze, by że sobą być w zgodzie, by tak jak piszesz robić bo chcę, a nie bo muszę. Powodzenia! Trzymam kciuki 👍

  • Pati

    Odpowiedz

    Dziękuję za Twoją dotychczasową pracę, powodzenia na Nowej drodze życia 🙂

    • matka-nie-idealna

      Ej, ale ja nigdzie się nie wybieram! Tylko nie będę już się spinała tak bardzo 🖤

    • Bpearl

      Trafiłam na Ciebie niedawno. Jestem w ciazy i gdzies na fb podswietlil mi sie Twoj wpis o porodzie, ktory nastawil mnie bardziej przekonujaco do tego niz setki artykulow ktore polknelam zeby uszczknac cos wiedzy i byc przygotowana na ten moment. Zaczelam czytac i czytac i spedzilam z Toba wiele swietnych chwil. Cieszę się i gratuluję, że u Ciebie tez przyszedł czas na dobra zmiane. Pozdrawiam

    • M

      Powodzenia 🙂 Weno wracaj! 🙂

  • Mariusz

    Odpowiedz

    Powodzenia, trzymam kciuki 🙂

  • Ilona

    Odpowiedz

    Co za pech. Jedyna osoba, która kilka dni temu totalnie ujęła mnie swoim pisaniem, akurat dziś, po 6 latach kończy z blogowaniem. Nie zdążyłam się kompletnie niczym nacieszyć, zostaje mi poczytać archiwum… Powodzenia w nowym rodziale życia. Trzymam kciuki. Pozdrawiam.

    • matka-nie-idealna

      Nie kończę. Ale potrzebuję złapać ten flow, który miałam.kilka lat temu. Tę pasję, przyjemność z pisania. Będę!

    • A..

      Uwielbiam Cie bo mamy bardzo podobne spojrzenie na świat i macierzyństwo 💕 gratuluję decyzji 💕💕 mnie to gonienie za niedoścignionym ideałem doporowadzilo do depresji ale wychodzę na prostą 🙂 trzymam kciuki aby nowa praca była przyjemnością 💕💕

  • Ania

    Odpowiedz

    Zmiana to dobra rzecz. Na pewno dużo Ci da, niezależnie od tego czy będziesz z niej zadowolona czy nie. Życzę Ci, by wróciła Ci radość! A my tu sobie spokojnie będziemy czekać na kolejny Twój odzew 🙂

  • Iza

    Odpowiedz

    Życzę by to co nowe przyniosło ukojenie:)
    Powodzenia!

  • Agnieszka

    Odpowiedz

    Ogromny szacunek za to wyznanie. Myślę że nie każdy by tak potrafił. Czasem dobrze jest zatrzymać się na chwilę i przyjrzeć swojemu życiu nieco z boku. Dla mnie o dziwo te chwilę dzieją się teraz – trwają od ostatnich tygodni ciąży, kiedy w końcu w 8. miesiącu postanowiłam wrzucić na luz, i trwaja przez ostatnie 12 tygodni, bo tyle właśnie ma moja córeczka.

    • Aga

      Trzymam kciuki za odnalezienie tego czego szukasz, wspaniale piszesz. To co dajesz z siebie w ostatnim czasie bardzo do mnie trafia, treści, przemyślenia i to coś między wierszami.

  • Lo

    Odpowiedz

    Powodzenia!!! Spełnienia w nowej pracy! Ja wierzę że nic w naszym życiu nie dzieje się bez przyczyny… Potrzebujesz przerwy, oddechu,resetu i oby to i nowa praca, otoczenie, towarzystwo przynio Tobie to co utracilaś przez tą codzienność która towarzyszyła Ci przez ostatnie lata😘

  • Patrycja

    Odpowiedz

    Czekamy !!!

  • Karolina

    Odpowiedz

    Powodzenia! Przeczytałam chyba wszystkie Twoje teksty i będę czekała na następne, nie ważne jak długo. Trzymam kciuki

    • Emila G-P

      Trafiłam na bloga dziś. Ten wpis jest drugim jaki przeczytałam. Podziwiam szczerość zawartą w tym wpisie. Powodzenia na Nowej Drodze, radości z samooczyszczania się. Zapisuję bloga w ulubionych i będę tu wracać.

  • Kasia

    Odpowiedz

    Powodzenia. Czytam od stosunkowo niedawna i właśnie się starałam zostawiać jakiś komentarz, żeby byl jakiś znak, że przeczytałam i mam krótkie przemyślenie. Praca dla kogoś też jest fajna, ponieważ to ktoś się musi martwić o to, żeby co miesiąc na konto wpływała wypłata 🙂

Skomentuj