Trudna sztuka umierania, czyli porozmawiajmy o śmierci.

1 Komentarz

Są takie tematy w rodzicielstwie, które omija się szerokim łukiem. Tematy, które chowamy do szufladki z tyłu głowy „na kiedyś”, „na nigdy” albo „mnie to nie dotyczy”. Tematy, które są nam pozornie dalekie, jednak kiedy przychodzą, to z reguły z takim pierdolnięciem, że ciężko nam się pozbierać, a do zbierania mamy jeszcze swoje otoczenie.

Ja temat umierania traktowałam jak nieznośnie brzęczącą nad uchem muchę, próbującą wydostać się przy okazji „niewygodnych pytań” Hanki, za każdym razem kiedy jej wzrok padał w okolice cmentarza.

-Co tam jest mamusiu?
-Tam są pochowani zmarli, kochanie.
-Pochowani? Przecież jak ktoś umrze, to idzie do aniołków. Tak mówił tatuś.
-Tatuś ma rację. Tylko widzisz skarbie, to nie jest do końca takie proste. Człowiek to taki prezent. Skóra to nasze opakowanie, a najważniejsze jest to, co mamy w środku. Co się robi z opakowaniem, kiedy nie jest potrzebne?
-Wyrzuca się.
-No właśnie. I po śmierci nasze ciało nie jest już potrzebne. Dlatego tradycyjnie zakopujemy je pod ziemią podczas pogrzebu.

Nie lubię okłamywania dzieci. Nie lubię zamiatania problemów pod dywan, udawania, że coś nie istnieje tylko dlatego, żeby uniknąć kłopotliwych pytań. O ile pomaga to nam dorosłym przesunąć w czasie zmierzenie się z dorosłością i rozwiązuje problem tymczasowo, o tyle nie rozwiewa chmur wiszących nad dziecięcą niewiedzą czy ciekawością. Jestem zwolenniczką traktowania dziecka jak równego sobie i tłumaczenia mu problemów w sposób przejrzysty i zrozumiały dla niego. Nawet jeśli emocje, z którymi dziecko musi się zmierzyć są trudne i bolesne. Pierwszy raz Hanka zderzyła się z tematem śmierci w zeszłym roku, kiedy odeszła jej koleżanka z przedszkola, a ona jako jedyna z przedszkola wiedziała o tym fakcie i pozwoliłam jej na pożegnanie przyjaciółki podczas pogrzebu.

Nadia poznała jej istotę zaledwie tydzień temu, kiedy umarł mój tata i ukochany dziadek dziewczynek. To wtedy czterolatka zrozumiała, że umieranie jest nieodwracalne. Że nie można „wyczarować”, żeby ktoś pojawił się z powrotem. Że nie jest możliwe spotkać go za tydzień, paść w ramiona, lub zadzwonić wieczorem przed snem. Zrozumiała, że jej pytania do dziadka zostaną już prawdopodobnie bez odpowiedzi, a tęsknota i pustka za ukochaną osobą są nie do ogarnięcia.

Moment, w którym musiałam powiedzieć moim dzieciom, że ich kochany dziadek i najlepszy przyjaciel odszedł, był jednym z najgorszych momentów w moim życiu. W momencie kiedy sama zmagałam się z żalem, smutkiem i rozrywającym bólem, musiałam wyciszyć moje dzieci, spojrzeć im w oczy i powiedzieć, że dziadziuś umarł. Zrobiłam to nie tylko czysto informacyjnie, ale czułam obowiązek wyjaśnienia dzieciom, dlaczego mama jest smutna, ma zapuchnięte oczy, jest rozdrażniona, nieobecna, czy czasami krzyknie w nerwach. Widziały, że coś się ze mną dzieje, ale nie rozumiały powodu tego samopoczucia i dlaczego odbija się ono na nich.

Miny Hani nie zapomnę do dzisiaj. Kawałek po kawałku kruszyła się w środku, a jej oczy zaszły łzami. Minęła chwila, zanim moje słowa dotarły do niej i dosłownie zmiażdżyły jej kruchą psychikę. Wstała i wyszła do drugiego pokoju. Pozwoliłam jej chwilę pobyć z tą informacją sam na sam, po czym usiadłam obok niej i zapytałam, czego potrzebuje. Czy chce przytulić się, woli zostać sama, chce o coś zapytać. O ile nie byłam przygotowana na śmierć taty w żadnym stopniu, o tyle w momencie, kiedy mojemu dziecku pękło serce, działałam zupełnie instynktownie. Kilka godzin wcześniej zabrałam od mojej mamy poduszki mojego ojca wiedząc, że w tej trudnej chwili mogą być chociaż częściowym ukojeniem dla dzieci. Dałam ją Hani mówiąc, że jeśli chce przytulić się do dziadka, może zrobić to właśnie teraz. Na poduszce był jego zapach. Hanka była zła na Nadię, że chwilę po wiadomości ta zaczęła się bawić, biegać i śmiać. Wyjaśniłam jej, że każdy ma prawo radzić sobie z takimi sytuacjami na swój własny sposób, a dziadek kochał śmiech swoich wnuczek i to, co mogą zrobić dla niego najlepszego, to śmiać się jak najczęściej.

Fakt, że dziadek już nigdy nie wróci, Nadia pojęła dopiero po pogrzebie. Krok po kroku wyjaśniłam jej, na czym polega pogrzeb i dlaczego dziadek był w urnie. Jak wygląda proces spalenia i dlaczego człowieka nie boli moment, w którym znajduje się w piecu. Na końcu dodałam, że dziadek zawsze będzie obecny w jej życiu, za każdym razem kiedy o nim pomyśli, a kiedyś, kiedy będzie baaardzo stara i trafi do „dziadka”, będzie miała okazję przytulić się do niego znowu. I o ile Hania przeżywa tragedię w czasie teraźniejszym, o tyle Nadia żyje przyszłością i nadzieją, że za kilkadziesiąt lat będzie dane jej zobaczyć ukochaną osobę.

Przed pogrzebem konsultowałam fakt zabrania na niego dzieci z panią psycholog, która zajmuje się Hanką. Nie wiedziałam, czy dzieci będą gotowe na to wydarzenie, zwłaszcza że ani ja, ani Grzesiek nie byliśmy dla nich dobrym wsparciem, w momencie kiedy sami ledwo trzymaliśmy się na nogach. Dziewczynki miały mnóstwo pomagaczy, którzy zajmowali się nimi w czasie pogrzebu i zaraz po nim.

Jedziemy na cmentarz za każdym razem, kiedy dziewczynki mają na to ochotę. Hanka bierze ze sobą ciasto (dziadek często kupował im ciastka lub inne słodycze), stawia kawałek na grobie i rozmawia z dziadkiem. Zrobiłam jej album z sesji z dziadkiem, którą robiłam im kilka tygodni wcześniej. Ustaliłyśmy, że poszukamy jakiegoś pięknie kwitnącego drzewka i posadzimy je w ogrodzie, a za jakiś czas dziewczynki będą mogły usiąść pod nim i „rozmawiać z dziadkiem”. Staram się „umilić” im tę żałobę jak tylko mogę. Za każdym razem, kiedy widzę w nich smutek, albo dzieci mówią, że chciały zadzwonić do dziadka, wspominam: „Hej! A pamiętasz jak dziadziuś kupował wam jogurty z cukierkami? Może pojedziemy do sklepu po jakiś?” albo „A pamiętasz, jak dziadek wchodził do naszego domu i biegłyście do niego krzycząc „Dziadeeeek! Może teraz razem dla niego krzykniemy?”.


Photo by Aron Visuals on Unsplash
1 Komentarzy/e
  • Beata

    Odpowiedz

    Najszczersze wyrazy współczucia…

Skomentuj