Uwaga, maDka.

1 Komentarz

Na macierzyńskim padole funkcjonuję już prawie sześć lat. Wstąpiłam do rodzicielskiej drużyny i wspólnie z Grześkiem przekazuję sobie pałeczkę pod tytułem „Ty dzisiaj kąpiesz”. Pałeczkę nieco parzącą i przerzucaną wysoko, nad blond głowami naszych dzieci, bo kto upuści, ten wiadomo – fujara i czyta bajki na dobranoc. A jak wiadomo – bajka to dopiero początek wieczornych problemów.

Z rozbawieniem obserwuję swoją ewolucję na przełomie tych wszystkich miesięcy. Kiedy myślę o Natalii sprzed pięciu lat, zastanawiam się, dlaczego nikt mnie nie włożył do klatki, jako okaz totalnego odpieluszkowego zapalenia mózgu, z zastrzeżeniem, że karmić jedynie z kija, inaczej odgryzę łapę. Yep, to ja – maDka.

Jaką zatem matką byłam na przełomie tych wszystkich lat? Z resztą nie tylko ja. Poznajcie moje ulubione typy matek.

Doktor Fejsbuk.

Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Przysięgam, że jeśli miałabym wierzyć we wszystkie diagnozy stawiane mi przez Google, już bym nie żyła. Teraz leczenie weszło na nowy poziom hardokrowości. Jesteś zapisana do jakiejś matkowej grupy na Facebooku? Twój bąbelek złapał wysypkę a z lewej ręki wyrasta mu wierzba japońska? Zanim udasz się do lekarza, zapytaj o poradę na Fejsie. Połowa zainteresowanych powie Ci, że to świerzb spowodowany promieniowaniem z szamba sąsiada lub nietolerancją na foteliki montowane przodem. Druga połowa stwierdzi, że powinnaś udać się do lekarza. Skoro już masz pozwolenie od Facebooka, możesz umówić się na wizytę.

Fotograf psychopata.

Pierwsze zdjęcie cyka już na porodówce. Relacjonuje każdy centymetr rozwarcia, w sieci puszcza transmisję na żywo i zachęca obserwatorki, żeby skakały razem z nią na piłce. W pierwszej minucie życia jej dziecko ma jakieś trzydzieści tysięcy zdjęć w trzech stylizacjach.

Uwielbia wrzucać do sieci zdjęcia swoich dzieci, nie zważając na fakt, że robi je tosterem, a jakość zdjęcia nie bardzo sugeruje jego zawartość. Kolejny telefon dobiera pod kątem aparatu, żeby bąbelek był uwieczniony w dobrej jakości. Lubi żyć na krawędzi i zdarza się jej wrzucić na Facebooka zdjęcie córki na nocniku lub gołych pośladków syna, na miejskiej plaży.

Zanim skończyłam ten akapit, spojrzałam do swojego telefonu żeby sprawdzić, ile mam zdjęć dzieci. Dokładnie 4044 zdjęcia. W telefonie, który ma… 9 miesięcy. Na szczęście, żadnych nocników i gołych pośladków.

Kukułka.

Uwielbia podrzucać swoje dzieci dziadkom, zwłaszcza na weekend. Cały dzień ćwiczy zamach dzieckiem, żeby w momencie przekroczenia progu domu, uszczęśliwić gości opieką nad maleństwem. Czeka na wracającego z pracy męża pod drzwiami, a na zgrzyt klucza w zamku, bierze pod pachę reklamówkę z Biedronki i ustawia się w blokach startowych.

Lokatorka na placu zabaw.

W pierwszym roku życia dziecka bije rekord Endomondo w spacerach z wózkiem. Kiedy bąbelek jest już kumaty na tyle, by nie spierdzielić się twarzą w dół z osiedlowej huśtawki, uzbraja się w kukurydziane chrupki, Kubusia Water i rozbija obozowisko pod zjeżdżalnią. Zna wymiary, temperaturę piasku i grubość ziaren piasku w każdej piaskownicy w okolicy.

Tablet mama.

Serwuje dziecku „Kaczuszki” z You Tuba, zanim niemowlę skuma, że jama ustna i odbyt to dwie różne dziury. Jej dwulatek ma obcykanego Ajfona lepiej niż sam Steve Jobs. Zastanawia się, jak trzydzieści lat wcześniej ludzie pozbywali się dzieci, skoro nie było telefonów z nielimitowanym dostępem do Internetu.

Eko świr.

Od samego początku tłumaczy dziecku, że słodycze to postać fikcyjna, a batoniki w kuchennej szafce to propaganda antyszczepionkowców i czekolada w kącikach jej ust to zwidy wzrokowe, spowodowane przedawkowaniem dziecku witaminy D. Czyta wszystkie składy produktów a w każdej marchewce w sklepie, mierzy zawartość azotanów i plastiku.

Luzak kozak.

Uważa, że jakoś to będzie. Bo ona była sadzania w wieku czterech miesięcy, nie jeździła w najlepszej klasy foteliku, dostawała klapsy i była pojona wodą z cukrem. Ma w dupie, czy dziecko zje na śniadanie płatki, parówki czy owsiankę słodzoną miodem od znajomego pszczelarza. Jest zwolenniczką bezstresowego wychowania, podszytego bajkami i robieniem przez dzieci, co im się żywnie podoba. Dziecko ma generalnie nie zawracać dupy, a jeśli będzie miało w przyszłości jakieś problemy, to będą jego problemy, nie matki.

Peace, love nad hugs.

Kocha, uwielbia i wynosi na piedestał swoje dziecko. Wpompowuje w nie hektolitry miłości i cierpliwości. Rozmawia, tłumaczy, opowiada. Rezygnuje z kariery i znajomych, by w pełni poświecić się dziecku. Nie rozumie, jak mogłaby zostawić dziewięcioletniego maluszka na noc z dziadkami. Dziwi się mężowi, który pyta, kiedy będzie mógł przenieść się z kanapy do wspólnego łoża, bo przecież Adrianek jest już za duży na spanie z mamą. Wystają mu z łóżka nogi.

Wszechwiedząca.

Wszystko wie najlepiej. Jeśli wychowujesz dzieci nie po jej myśli, jesteś złą matką. Nie waż się wypowiedzieć publicznie, w jakim foteliku wozisz dziecko i że nosisz je w wisiadle, przez piec minut tygodniowo, jeśli nie chcesz mieć na głowie sfory internetowych maDek, dzwoniących anonimowo do MOPSu.

Oczywiście powyższe zestawienie jest stworzone z dużym przymrużeniem oka. Ale musicie przyznać, że w każdej z nas jest cząstka wszystkich tych opisów? ?

1 Komentarzy/e
  • Natalia

    Odpowiedz

    O madko, ja jestem chyba każdą po trochu oprócz luzaka 😀 może jeszcze za krótki staż na to 😉

Skomentuj