Wrocław. Blogerskie spotkanie na szczycie.

7 komentarzy

Jakiś czas temu udało się mi popełnić wystąpienie z roli matki i czmychnąć na cały weekend z domu. Cel był zacny, blogerskie spotkanie na szczycie, w składzie mocno patologicznym: Krystyno, nie denerwuj matki, Matka córek i nieblogująca aczkolwiek natchniona Magda_bez_insta. Pomysł pojawił się miesiące wstecz, podchodziłam do niego mocno zdystansowana, gdy nagle Mama Rysiowa oznajmiła dumnie: „Here i come!”. Na umysły wstąpiły mi wątpliwości, czy aby na pewno jestem gotowa na obcowanie z zupełnie nieznanymi mi osobami, na sponiewieranie z nimi mojej wątroby i uzewnętrznienie faktów niedostępnych na blogu. Jestem.

Rzecz dokonała się we Wrocławiu, mieście na tyle oddalonym od mojego miejsca zamieszkania, by każde zachowanie kwalifikujące się na przykład do publicznego potępienia z racji wysokoprocentowego zgonu lub zwrotnej interakcji przy wpompowaniu w siebie nieprzyzwoitej ilości alkoholu, nie skalało mojego dobrego imienia. Tak czy inaczej, auto załadowane pozytywnym nastawieniem, zoranym życiem alkomatem i zimnym Lechem pognało ku nadziei na chwilę zapomnienia.

Jadąc do Wrocławia, nie wiedziałam czego się spodziewać. W umyśle pisała mi się wizja weekendu spędzonego wśród przyklejonych uchem do telefonów matek w delegacji, pełniących kierowniczy nadzór na odległość, męczących butelkę wina na cztery z godziną zgonu w pełnej trzeźwości w granicach 22-giej. Nic bardziej mylnego. Pierwsze spotkanie z Mamą Rysiową wywinęło na mojej twarzy uśmiech, permanentnie tkwiący tam cały weekend. Matka córek zaskoczyła mnie moim gównowiedzeniem na temat wychowania dzieci, plasującym się gdzieś pomiędzy pojęciem macierzyństwa mojej babci wpatrzonej w dziecko jak sroka w gnat i archaizmów sypanych na szkole rodzenia.

Kilka faktów spotkania na szczycie:

1. Sześciopak Leszka łączy, nie inaczej. Po drugim pstryku znałyśmy fakty z życia nieznane sferom publicznym.

2. Krystyno, nie denerwuj matki… Dżizas. Ten blog nie jest w żadnym stopniu reżyserowany. Moja tolerancja dla przebywania z nią to 24 godziny. Przebywanie z Mamą Rysiową ponad stan skutkowałoby emocjonalnym sponiewieraniem i zwichnięciem szczęki wykrzywionej od śmiechu.

3. Nie ufać alkomatom. Dziad wysiadł po alkochuchu. Strach pomyśleć ile czego było w tym chuchu.

4. Burrito jedzone na gazie nie wygląda seksownie. W ogóle nie wygląda. Płaszcz też już nie wygląda.

5. Laski miały macanko w tłumie, sygnowane czerwoną łapą na pośladzie. Mój mikro tyłek nie został zauważony.

6. Najlepsze obroty są w knajpach gdzie mało artystyczne disco polo krzywdzi umysły.

7. Najlepsze branie też jest w knajpach z disco na parkiecie, aczkolwiek wychodzą z tego niekoniecznie najlepsze i kontrolowane poczęcia. Na szczęście ochrona czuwa, co zdecydowanie można nazwać stosunkiem przerywanym.

8. Podobno kolejny zjazd będzie w pewnej kawalerce. Oby nie zabrakło wody i prądu (patrz->  ).

7 Komentarzy/e
  • ~MamaZosi

    Odpowiedz

    Są dwa „mamowe” blogi, które uwielbiam: Przez Rysiową Mamę dostałam takiego ataku śmiechu, że prawie urodziłam dwa miesiące przed terminem. Do Ciebie trafiłam już po porodzie i skończyło się to prawie pęknięciem szwów 😀 Jesteście obie genialne! Mam nadzieję, że nie zakończycie blogerskiej kariery bo to byłaby nieopisana strata… pozdrawiam i czekam na więcej 🙂

  • ~Karolina

    Odpowiedz

    Ja też znam Rysiową. Matkę Córek nadrobię. Uwielbiam was dziewczyny 😉

  • ~Matka Córek

    Odpowiedz

    Nie piłam Lecha, czuję się niepołączona!

  • ~Karolina

    Odpowiedz

    Fajnie było, fajne jesteście młode matki ot co

  • ~Mama Rysiowa

    Odpowiedz

    Matka Leszka nie piła ale sok swój do piwa przyniosła. Burżuazja cholera jasna.

    • ~Matka Córek

      Kto bogatemu zabroni 😛

Skomentuj