Z tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz.

2 komentarze

Każdy z nas ma jakąś przeszłość. Każdy kiedyś kochał. Niektórzy szaloną miłością pisali wiersze, darli struny gitary i ryja w romantycznym przypływie emocji. Niektórzy miłością stonowaną rysowali swój obraz pięćdziesiąt lat naprzód, ściskając pomarszczoną dłoń licealnej miłości.

Każdy też ciskał łaciną, fochem, talerzem lub ciszą. Każdy kiedyś dał dupy lub w pysk, zawiódł lub przelał szalę goryczy podkreślając związek grubą linią, odcinającą go od przeszłości. Każdy  w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że coś nie działa tak jak powinno, że seks raz w tygodniu jest wymuszony niczym uprzejmości wymieniane w drzwiach. Że zupa solą odkłada się w tętnicach, a dobra mina do złej gry rysuje głęboką zmarszczką na czole. Że przyjaciołom porzuconym w imię miłości należy się flaszka za to, że byli pomimo wszystko a gra już dawno przestała być grą o wszystko.

Im dłuższy związek tym łatwiej posmarować go szambem. Tym łatwiej w okresie PMS-u potraktować partnera ciosem prosto w serce, w rewanżu odbierając policzek. Tym łatwiej awansować pierdołę do rangi awantury, decybelem odbijającej się w uchu sąsiada przyklejonego kielichem do ściany. Każdy miał jakiś powód by ostatecznie trzasnąć drzwiami. Czasami wystarczy chwila, czasami miesiącami dojrzewamy do decyzji o pieprznięciu kwitami i spakowanymi w walizkę wspomnienia z kilku 'zmarnowanych’ lat, wystawioną jeszcze chwilę temu za wspólne drzwi.

Problem pojawia się wtedy, gdy jest ktoś pomiędzy. Gdy oprócz siebie, egzystujemy dla tego trzeciego, pokładającego nadzieję w schemacie mama+tata+dziecko. Tego, który z mamą lubi czytać książki ale lego najlepiej smakuje w towarzystwie taty. Problem pojawia się wtedy gdy dziecko przewartościowuje nasze życie na tyle, że nie można walnąć wszystkiego w cholerę i zawinąć o 180 stopni pokazując, że ma się w głębokim poważaniu cały ten interes. Problemy natury PMS-u przestają mieć znaczenie, hormony ułaskawione przez dziesięć kilogramów chrapiące w łóżeczku przestają układać palce do klasycznego liścia. On i ona luzują bo własne ego i honor schodzą na drugi plan. Na pierwszym jest powołany przez nas do życia hamulec. Hamulec stopujący nas gdy trzeba i zmuszający do refleksji, że może jeszcze warto coś z siebie wykrzesać. Że czasami trzeba przymknąć oko na bzdurę wprawiającą kolano w ruch i wznoszącą ciśnienie ponad zdolność opanowania.

Kłócę się jak większość. Jestem choleryczką, do tego jeszcze nikt nie ogarnął mojej instrukcji obsługi. Matka natura żałośnie zadrwiła z Pana Taty mającego mnie w przysposobieniu, moim charakterem mocno skomplikowała mu życie. Klasyczna kobieta, uprawiająca foching i mężowy wkurwing. Czasami blondynka jak w kawale, ubrana w słowny absurd, nie zdająca sobie sprawy ze swojej naiwności. Lubię rzucić kurwą tu i ówdzie, naczyniem jeszcze mi się nie zdarzyło ale posłać szybę w drzwiach w drobny mak owszem. Zanim spróbuję przytrzymać nerwy na wodzy, leją się strumieniem po kim trzeba, jeszcze nie ogarniam chwili, w której powinnam zacząć hamować. Ale dam się kochać, ba! Dam się lubić. Sama kocham jak niewielu potrafi, wplatając w to odrobinę szaleństwa, garść zazdrości. Potrafię nawet na spokojnie, potrafię ręka w rękę. Wspieram i bronię tego, co moje. Często nie doceniam tak, jak powinnam. I uczę się szkoły przetrwania w związku niełatwym, lecz wartym każdego poświęcenia.

2 Komentarzy/e
  • Facet

    Odpowiedz

    W takim razie macie tak samo z moją I ja man tak samo jak Pan Tata.

  • Milena

    Odpowiedz

    Ależ ty masz pisanie kobieto !

Skomentuj