Zamknąć oczy. Nie obudzić się. Historia Nieidealnej.

50 komentarzy

Nie było łatwo wyspowiadać się z tego wszystkiego. To najtrudniejszy i najbardziej intymny wpis na blogu. Tworzyłam i kasowałam go kilka razy. Kilka razy przerywałam, kiedy łzy nie pozwalały pisać.

Proszę o uszanowanie moich uczuć i innych, czytających i komentujących tego bloga. Chcę, żeby osoby, które to przeżyły wiedziały, że nie są same.

Nieidealna.


Pustka. Wszechogarniająca, wypierająca z największych uczuć pustka. Nie widzisz sensu w tym by wstać z łóżka, by przewinąć dziecko.

Wszystko dzieje się mechanicznie, jakby poza Tobą. Mechanicznie naciskasz guzik w ekspresie, mechanicznie karmisz dziecko. Mechanicznie przytulasz starsze, mechanicznie podcierasz mu tyłek. Nie jesz. Nie widzisz w tym sensu. Nie czujesz głodu. Nie śpisz. Nie widzisz w tym sensu. Nie czujesz się zmęczona. W jednej chwili jesteś nakręcona jak króliczek Duracella, masz moc. Sprzątasz, gotujesz, pierzesz, zajmujesz się dwójką dzieci, po to, by za chwilę zatopić się w otchłani pustki i poczucia beznadziei. 

Nie potrafisz wykrzesać z siebie żadnego uczucia. Nie jest Ci żal, nie jest Ci wesoło, nie kochasz. Jest Ci obojętne to, że dziecko płacze, że mąż coś do Ciebie mówi. Boli kiedy Cię dotyka, nie chcesz żeby się do Ciebie zbliżał. Słuchasz, trawisz i wydalasz z siebie dźwięki. Wyrzucasz z siebie coś na kształt słów. Beznamiętnie, bezuczuciowo. Masz wrażenie, że ze wszystkim poradzisz sobie sama- lepiej. Nie chcesz, nie potrzebujesz nikogo.

Uśmiechasz się, rozmawiasz, funkcjonujesz bo tak trzeba. Żartujesz, pocieszasz, głaskasz. Nikt nie podejrzewa Cię o chorobę, nikt nie zdaje sobie sprawy, że w środku umierasz. 

Wchodzisz do kuchni zrobić herbatę i wpadasz w panikę. Totalnie nie wiesz po co i dlaczego tu się znalazłaś. Chcesz zrobić kanapkę i chodzisz zdezorientowana po sypialni, szukając chlebaka. 

Słowa trafiają w Ciebie niczym kule. Nagle stajesz się wrażliwa, przejęta. W jednej chwili się śmiejesz po to, by za moment zastanawiać się, czy jeśli Cię zabraknie, ktokolwiek zauważy zmianę. Chcesz zasnąć i obudzić się kiedy wszystko minie. Albo nie obudzić się wcale. 


Sześć miesięcy. Sześć długich miesięcy starań, z których każdy kolejny był tym o krok bliżej do utraty nadziei. I ten ostatni, który poczęstował mnie dwoma kreskami. Wyraźne, dumne, dla mnie najpiękniejsze na świecie. Dwie kreski, z pozoru małe, które miały być początkiem czegoś wielkiego. Naszego 2+2.

Radość to uczucie ulotne. Kilka dni później zaczęłam krwawić i już wiedziałam, że kreska została jedna. Serce mi pękło na pół. Jakaś część mnie umierała zwinięta w kłębek na kanapie. Wszyscy wokół zachodzili w ciążę a ja się uśmiechałam i gratulowałam. Do tego doszły problemy w pracy. Kiedy ja żyłam tylko świadomością drugiego dziecka, zostały mi zmienione warunki pracy, zostałam przeniesiona do firmy- córki. Z umowy bezterminowej zrobiła się okresówka, pieniądze poszły drastycznie w dół. Walczyłam o swoje, niestety w odpowiedzi usłyszałam: „Nie dam ci umowy na stałe bo zaraz zajdziesz mi w ciążę”. Przed chwilą ciążę straciłam. Kurwa. Cztery miesiące później, kładąc na biurku szefa zwolnienie lekarskie, przypomnę Mu ten tekst. Nie będę miała żalu. Będę najszczęśliwszą osobą na świecie.

Dwa miesiące po poronieniu okazało się, że jestem w ciąży. Czułam to całą sobą. Test- wykonany tylko dla pewności, przewiązany wstążką, czekał na PT. Wiedziałam, że się uda. Udało się.

27 tydzień i diagnoza- niewydolność szyjki macicy. Powtórka z rozrywki z pierwszej ciąży- zagrożenie przedwczesnym porodem. Pragnęłam jej. Rozmawiałam, prosiłam, płakałam. W tym czasie poznałam czytelniczkę (Aga- pozdro!), która była w takiej samej sytuacji jak ja. Moja osobista grupa wsparcia.

Ostatnie cztery miesiące ciąży- dramat. Łóżko 24 na dobę, kurs do toalety był wydarzeniem całego dnia. PT przejął wszystko. Praca, po pracy zajmował się dzieckiem, domem, psem i mną. Gotował, prał, sprzątał, wyprowadzał psa, odwoził i przywoził Hankę z przedszkola, karmił mnie i ją. Był wszystkim. Ja byłam niczym. Uczucie beznadziejności potęgowało z każdą niezrobioną dziecku kanapką, za każdym razem, kiedy nie mogłam jej podetrzeć pupy. Za każdym razem kiedy nie mogłam usiąść i za każdym razem kiedy nie mogłam wziąć jej na ręce. I Jego słowa: „Masz najważniejsze zadanie na świecie. Nosisz w sobie nowe życie, dziecko, na które tyle czekaliśmy. Które kosztowało nas wiele starań, łez i nadziei. Nic więcej nie musisz robić”. Siła, moc, wsparcie. Nigdy nie miał do mnie żalu, nigdy się nie skarżył, nie mówił, że Mu coś nie pasuje.

Znacie Ją. To ona dała mi siłę, której brakowało. To Ona wspierała, kiedy chciałam rzucić w cholerę bloga, kiedy chciałam się poddać. To Ona niemalże siłą wyciągnęła mnie do „Pytania na Śniadanie”. Zawsze we mnie wierzyła. Nawet kiedy nie zgadzała się z moim zdaniem, wiedziałam że stoi za mną murem. Była i jest ścianą, która mnie podpiera gdy wszystko wokoło się wali. Zajmuje się moimi dziećmi, trzyma za rękę, wyciera łzy. Przypomina sercu, kiedy ma bić. To Ona mówiła: „Jestem i zawsze będę. Nie zostawię cię”. Rozumie, kiedy nie trzeba- nie pyta. Wytrzymuje wszystkie moje zjazdy, jest ze mną na górze. Wytrzymuje ze mną. Ze mną… I chociaż czasami ma mnie dosyć, wiem, że w środku nocy mam do kogo zadzwonić. Kiedy trzeba- kopnie w tyłek. Jest dla mnie bratnią duszą, przyjaciółką. Od momentu gdy po raz pierwszy zobaczyłyśmy się na porodówce. Zawdzięczam jej życie. Nie, nie pożyczę nikomu. Nie oddam.

Jestem, żyję i oddycham. Dzięki lekom, które od pół roku trzymają mnie w pionie i dzięki ludziom, którzy są obok mnie. Najtrudniejszy był pierwszy krok- przyznanie się sama przed sobą, że mam problem. Że jestem chora. Kolejny- pójście do psychiatry, przekładałam i opóźniałam o kilka tygodni. Dla mnie to była ujma, przegrana. Ta, która zawsze brała wszystko na własne barki, przestała sobie radzić. Choruję od momentu, kiedy byłam przykuta do łóżka, jeszcze w ciąży.

Nie, nadal nie jest kolorowo. Bywają momenty, kiedy Ona wraca, kiedy nie pozwala jeść i spać. Kiedy wyciska łzy i wyciąga kolejne papierosy z prawie pustej paczki. Kiedy zamyka ze mną oczy i ma nadzieję ich nie otworzyć. Kiedy chowa wszystkie uczucia, wtłaczając we mnie hektolitry obojętności. Kiedy żalem rozrywa serce, wypełnia umysł.

Depresja.

Pomimo wszystko- było i jest warto. Jeśli to cena macierzyństwa, jeśli to cena tego, w jakim momencie życia teraz jestem- było warto. Mam dwie, najpiękniejsze i najcudowniejsze na świecie córki. Dzieci, które każdego dnia udowadniają mi, że macierzyństwo to najwspanialsze, co mogło mnie spotkać. Nigdy nie żałowałam i nie będę żałowała. Mam dla kogo żyć, One są moją siłą.

Dziękuję Wam, moje cudowne dzieci, mojej Neli- ogromnej życiowej wygranej i PT, który pozwala mi czasami żyć w swoim świecie i bierze wszystko na własne ramiona, kiedy ja nie mam siły. Dziękuję też Wam, za to że jesteście i ze mną wytrzymujecie.

Jeśli mnie potrzebujecie- jestem.

50 Komentarzy/e
  • Ilona

    Odpowiedz

    Dasz radę siłaczko! Każdy ma czasem dość i chce uciec w pizdu 🙂 ale jak to mówi mój mąż ..kto da radę jak nie Ty i kiedy jak nie teraz.. 🙂 wiec po mału cyce do góry i do przodu :* będzie dobrze a wiosna lato już tuż tuż :*

  • Aneta

    Odpowiedz

    Po powrocie ze szpitala z małym zawiniątkiem myślałam, że świat się kończy, a przecież dopiero co się zaczął. Nie byłam sobą. Na szczęście był to jedynie kilkunastodniowy emocjonalny koktajl Mołotowa. Jest to pewnie minimalna część Twoich zmagań, ale wierzę głęboko, że to już ostatnia prosta. Twoje słowa zawsze trafiają w sedno. Pisz, pisz, pisz . Stała czytelniczka Aneta

  • Magdalena Ramlau

    Odpowiedz

    :* 🙁

  • Magda

    Odpowiedz

    Jesteś wielka. Czytając ten wpis wycierałam łzy z policzków. Może nie poroniłam ale też długi z mężem staraliśmy się o dziecko. Potem lęk żeby było dobrze. Po porodzie zajebisty Baby Blues. Wtedy to Ty i Twój blog postawiły mnie na nogi. Dzięki że jesteś! Dzięki Tobie żyję i cieszę się macierzyństwem!

  • Ewelina

    Odpowiedz

    Szlocham, ryczę,znam. więcej nie potrafie wydusic.

  • Ewa

    Odpowiedz

    Hej? Twojego bloga „polecila” mi koleżanka. Wie kobieta co dobre i wartościowe.
    Czytam Twoje wpisy praktycznie za każdym razem, gdy się pojawiają, wracam także do archiwalnych.
    Nie będę slodzic ze wszystko jest cud i miod, bo przeciez nie z kazdym zdaniem się zgadzam. Ale kazdy wpis jest dla mnie wartościowy!!! Bo mnie uczy. Tak, uczy! Szacunku do wypowiedzi drugiej osoby.

  • Ewa

    Odpowiedz

    C.d
    Po niektorych wpisach mówię sobie: wow!!! Odważna babka!!! I wiesz co? Zazdroszczę Ci odwagi. Odwagi do publicznego wystąpienia.
    Przede wszystkim myślę, że zrobiłaś ogromny krok na przód tym wpisem. Krok dla siebie. W walce o siebie!
    Trzymam kciuki, żeby było lepiej. Żeby było dobrze. Tak szczerze.
    Zdrówka!!! Dla Ciebie rodzinki.

  • anna

    Odpowiedz

    Kochana nieidealna mam ochote cie wyprzytulac? . ja nie przezylam poronienia ale cala reszta to tak jakbym czytala o sobie. Na samym povzatku ciazy krwawienia, masa lekow. Jak juz wszystko bylo ok to w 24tc niewydolnosc szyjki i lezenie plackiem. Strach, nerwy, lzy. W miedzyczasie szpital. Potem znowu lezenie w domu. Mam nerwice lekowa i depresje. Zylam w koszmarze.Biore leki i jakos funkcjonuje.

  • Patrycja

    Odpowiedz

    Poryczałam się. Kocham Cię

  • anna

    Odpowiedz

    Czesc2. Jest dla kogo sie starac bo mam wspanialego 3 latka. Dziekuje ci za ten wpis. Troche zazdroszcze takiej przyjaciolki.
    Moja pani psychiatra powiedziala mi ze ma sporo pacjentek- mlodych mam wiec ten problem jest chyba dosc powszechny

  • Paulina Matka

    Odpowiedz

    Ja po porodzie zastanawiałam się czy mogę włożyć Młodego z powrotem bo nie dam rady, nie było przy mnie niby-ojca Syna tylko mama. pomagała mi tylko mama bo jego Ojciec to ch…. wyłam nocami przy temperaturze 39st przez zapalenie piersi. wyszłam z tego dzięki uporowi mojej mamy której nigdy nie uda mi sie odwdzięczyć za to co dla nas zrobiła.
    dałam radę. wierze w Ciebie. acha i olej hejt!!!!!!!

  • Misia

    Odpowiedz

    jak mi blisko do tego wpisu… podobno po deszczu wychodzi słońce- czekamy 🙂

  • Kasia

    Odpowiedz

    Pozdrawiam, nie jestes sama, jestes kochana, a to najwazniejsze, glowa do gory, ja tez sie z tym zmagam na co dzien, damy rade?

  • Julia

    Odpowiedz

    Siedzę,czytam i ryczę bo pierwsza część tekstu jest jakbyś opisywała mnie…również nie chciałam pójść do psychiatry,umówił mnie mąż ale chyba nie ze wsparcia,po prostu nie mógł już ze mną wytrzymać i gdyby nie to to byłby rozwód. Choruję wg lekarza od dzieciństwa,leczę się tzn przyjmuję leki od 1,5 roku,po to żeby wstawać w ogóle z łóżka. O wyleczeniu nie ma mowy bo nie stać mnie na terapię,

    • Marzena

      Są przecież terapie z NFZ. Ja chodzę do psychologa od 4 lat, dwa razy w miesiącu, byłam też na terapii 12 tygodniowej, codziennie idzie się na 5 godzin.
      Mam nerwicę lękową i depresję.

  • Julia

    Odpowiedz

    DALSZY CIĄG: zresztą nie czuję wsparcia z żadnej strony więc trwam,lub „jestem zawieszona”. Mam dwójkę super dzieciaków,pięknych i radosnych.. gdyby nie oni to nie wstałabym z łóżka. Wybacz,ale strasznie zazdroszczę Ci tego jaki jest dla Ciebie Twój PT, ja nigdy czegoś takiego nie zaznałam i ze strony Krzycha na pewno nie zaznam. On pracuje,ja jestem w domu z dziećmi,wg niego się lenię chyba…pzd

  • Czytelniczka

    Odpowiedz

    Jakbym czytała o własnej mamie. Niestety nie ma jej już ze mną, nie dała rady depresji i odeszła. Czy tego chciała nie wiem. Wiem tylko ze pozostał żal dosamej siebie bo choć już wchodziłam w świat dorosłych nie potrafiłam pomóc:( lęk, wstyd, przerażenie, bezsilność wtedy odczuwalam tylko to. Najgorszy był niestety wstyd przed innymi, bo mama nie wstawala z łóżka nie robiła nic….

  • anik

    Odpowiedz

    Chyle czola I klaniam sie… jakie to prawdziwe… Pisz dziewczyno jak najwiecej, bo Twoje pisanie stawia czlowieka do pionu. ..dziekuje?

  • Czytelniczka

    Odpowiedz

    Cd…teraz jestem.na siebie wściekła bo nie zawsze byłam dobrym dzieckiem. Teraz po kilku latach mam własne dziecko i wiem że dla niego warto żyć i mieć siłę. Niestety moja mama nie potrafiła poradzić sobie z chorobą. Trzymam kciuki za Ciebie. Wiem również jakie to trudne z perspektywy dziecka ale też poronilam pierwszą ciążę wiec rozumiem. Sił:*

  • Justa

    Odpowiedz

    Natalia, komentuje tu pierwszy raz. To Ty moje uczucia ubrane w słowa wypuszczasz w świat…ja nie mialam (wciaz nie mam) tyle odwagi i wszystko tkwi w TYM folderze na kompie, gdzie od lat opisuję to co ważne w macierzynstwie, w życiu,co trzeba by 'pokazać światu’…Ty jestes silniejsza – wypuszczasz to w świat i walczysz z durniami! Pomimo choroby, może wlasnie na przekór jej…dajesz rade!!!

  • M-ta

    Odpowiedz

    Uwielbiam Cię! Dziś doprowadziła mnie do łez ?gratuluję odwagi! 3 mam kciuki za Ciebie!

  • karolina

    Odpowiedz

    Nie no spoko. Blog i fejsbuk to najlepsze miejsca do przeżywania poronienia, do obdzierania siebie i swojej rodziny z tak intymnych przeżyć, z całej prywatności. Dzizys czy jest coś o czym nie piszesz na fb? Czy poronienie naprawdę jest tematem na portal społecznościowy? Nie masz w ogóle czegoś takiego, takiego poczucia, że są to tylko wasze sprawy, że nie trzeba rozgłaszać w cały świat?

    • matka-nie-idealna

      Karolina- nie chcesz to nie czytaj. Jakikolwiek wpis komentujesz, nie podoba Ci się. Skoro jest Ci tu tak źle, po co wracasz?

    • Agata

      Czy naprawde trzeba tak agresywnie? To jest miejsce Autorki bloga – ona decyduje o czym pisze. Pani nie musi czytac. Potrzeba odwagi, zeby podzielic sie tak osobistymi przezyciami. Dla siebie i dla innych, ktorzy byc moze czuja sie samotni ze swoim bolem. Odrobine empatii i szacunku… albo na bezludna wyspe.

  • Marta

    Odpowiedz

    Z calego serca wierze, ze Bedzie dobrze :* a zazdroszcze Ci tylko tego, ze masz tych wspanialych ludzi obok siebie, ja nie mam tego szczęścia… Trzymaj sie dziewczyno i glowa do góry!!!

  • Pnazylina

    Odpowiedz

    Podziwiam Cię. Ja po poronieniu boję się znowu zajść w ciążę.

  • Ania K

    Odpowiedz

    Rozumiem co czujesz Ja przeżyłam dwa poronienia w 18 tyg moich dwóch synów. Wyglądało to prawie jak normalny poród obydwaj żyli po urodzeniu jeden 3 godziny a drugi 1. Był to najgorszy czas w moim życiu. Gdy ja byłam na porodowce z drugim synem moja mama w tym czasie w szpitalu obok miała wycinanego złośliwego guza z piersi i węzły chłonne pod pachą Wyszlysmy w ten sam dzień ze szpitali

  • Ania K

    Odpowiedz

    C. D.gdy leżałam w szpitalu okazało się ze mój facet należał do tej najgorszej kategorii skurwieli byłam wtedy obdarta z uczuć tak jak by wszystko działo się koło mnie gdyby nie mój kochany tato nie poradzilabym sobie to on pomógł zorganizować mi pogrzeb mojego drugiego dziecka i wspierał mnie gdyby nie on była bym całkiem sama. Mama przeszła długą drogę walki z rakiem ale na szczęście udaną

  • Ania K

    Odpowiedz

    C. D. A ja mam teraz męża i dwie wspaniałe córki dla których oddalabym nawet życie. A moim chłopcom mogę niestety zapalić tylko znicza na pomniku ale pamiętam o nich zawsze i wiem ze gdy jest mi bardzo źle mogę iść na cmentarz posiedzieć przy nich i poplakac w ciszy. Bardzo się rozpisałam ale jak przeczytałam twój artykuł wszytko wróciło i jakoś tak musiałam się wygadac.

  • Ania K

    Odpowiedz

    Rozumiem co czujesz Ja przeżyłam dwa poronienia w 18 tyg moich dwóch synów. Wyglądało to prawie jak normalny poród obydwaj żyli po urodzeniu jeden 3 godziny a drugi 1. Był to najgorszy czas w moim życiu. Gdy ja byłam na porodowce z drugim synem moja mama w tym czasie w szpitalu obok miała wycinanego złośliwego guza z piersi i węzły chłonne pod pachą Wyszlysmy w ten sam dzień ze szpitali

  • Kasia

    Odpowiedz

    Popłakałam się. Czytam wszystko. Rzadko pisze. W październiku poroniłam czwartą ciążę. Ale nie poddajemy się. Walczymy dalej. Jesteś dzielna. Dasz sobie radę ze wszystkim. Kobiety są silne. Masz wspaniałego męża. Cudowne dzieci. Z nimi poradzisz sobie ze wszystkim.

  • Kasia

    Odpowiedz

    Popłakałam się. Czytam wszystko. Rzadko pisze. W październiku poroniłam czwartą ciążę. Ale nie poddajemy się. Walczymy dalej. Jesteś dzielna. Dasz sobie radę ze wszystkim. Kobiety są silne. Masz wspaniałego męża. Cudowne dzieci. Z nimi poradzisz sobie ze wszystkim

  • Kasia

    Odpowiedz

    Matko..jak ja to rozumiem:-/

    • Marta

      Wiem że to Ty Kasiu ?????

  • SuHa

    Odpowiedz

    Natalia, jesteś super i tego się trzymaj ?

  • mala-rzecz-a-cieszy.blogspot.com

    Odpowiedz

    Szacun za odwagę, tak trudno mówić i przyznać się do depresji!

  • Malwina

    Odpowiedz

    Mam łzy w oczach jesteś wspaniałą kobietą. Trzymaj się ciepło!

  • Matka

    Odpowiedz

    Też dobrze wiem o czym piszesz… Tylko u mnie zaczęło się jeszcze przed ciąża… Gdy wyszłam na prostą zdecydowałam się na Dziecko, po porodzie znowu powrót i leki… A gdy kolejny raz było dobrze, to ciężko zachorowałam i z tym chwilowo moja psychika sobie poradzić nie może… A najgorzej się czuje z tym, że Moje Dziecko ma TAKĄ matkę…

  • Mila

    Odpowiedz

    To koszmar ??? mam od 14 lat ???

  • Ola

    Odpowiedz

    Jestes cudowna i silna kobieta. Wszystko, oprócz poronienia zdarzyło, się u mnie. Niechęć do niczego. Tutaj się przyznaje, bo jestem anonimowa, na fejsie jeszcze nie potrafię. Moj Syn ma dwa lata, a nadal tak się czuję. Jestem młoda, chciałam dziecko, ale czuję chwilami że zjebalam sobie wszystko i po takich myślach czuje się jeszcze gorzej. Napisałabym więcej ale nie zmieści się …

  • Julka

    Odpowiedz

    Niestety i ja mogę powiedzieć witaj w klubie. Dobrze, że doceniasz PT i on jest Ci podporą, bo problem robi się spory, gdy oboje rodzice mają depresję i zamiast jedno drugie wspierać, wzajemnie ciągną się w dół…

  • Mała, Wielka Ja.

    Odpowiedz

    Piszesz o mnie.. Płaczesz za mnie.. Tabletki łykam ja.. Ja Matka, Żona, chodząca, uśmiechająca się do wszystkich Depresja.. A w środku niemy krzyk..

  • Kasia

    Odpowiedz

    Wgniotło mnie…
    Niestety też przeżyłam stratę DZIECKA -nie ciąży! jak to się w 21.tygodniu jeszcze nazywa. Nie ważne w którym – jeśli czekasz i pragniesz to dla Ciebie umiera dziecko…
    U mnie też nie obyło się bez leków i okropnie długich miesięcy gdy już staraliśmy się po raz drugi. Będąc już w ciąży nie potrafiłam się nią cieszyć. Strach zoobojętnia, depresja też. Przymus leżenia i

  • Stala czytelniczka

    Odpowiedz

    Ty chociaa masz zrozumienie w mezu,a moj mi ostatnio powiedzial,ze nie mialam zadnej depresji,ze tylko udawalam. Nosz kurwa!!! Malo tego powiedzial,ze powie naszemu dziecku kiedy bedzie starsze,ze chcialam go oddac. ( Tak bylo,nie moglam sluchac jego placzu) Teraz rozumiem,ze to byla depresja,a mój mąż to zwykle bydle.

  • Kasia

    Odpowiedz

    i bycia zależnym nie pomaga.
    Też uważam, że było warto bo urodziłam zdrowego, cudownego syna i to wynagrodziło mi wszystko, ale…
    Z depresją wygrałam. Teraz walczę o siebie, o czas i przestrzeń dla siebie, by być nie tylko Matką. Przyznaję i dziękuję, bo mi w tym POMAGASZ!!!

  • Agata

    Odpowiedz

    Przeczytałam, trafiłam przez przypadek, na pewno zostane. Jestem w 32 tc, leze od 26, niewydolność szyjki. Kibel, szybki prysznic i wizyta u lekarza raz na 2 tyg, to teraz moja rzeczywistosc.I ten potworny strach, ze sie nie uda i odliczanie dni do 36 tc. To moja pierwsza ciąża i na chwile obecna ostatnia. Czuje sie bezużyteczna, paralizuje mnie lęk.

  • Agata

    Odpowiedz

    Cd… Mam wspaniałego meza, który mnie w tym wszystkim wspiera, ale jak patrzę jaki jest zmęczony, to mi go żal. Jestem zła na siebie, ze jestem do niczego…

  • Ks Antoni

    Odpowiedz

    Wiesz matko niewidzialna, dobrze, że to odkryłaś. Że nie jesteś idealna. Bo kto z nas jest. Rozeznanie swojej słabości, tego, że są sprawy z którymi sobie nie radzimy, to droga do sukcesu. Bo sukces to pokój w sercu, to poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo pragniemy. A to jest Dar, Łaska. Kiedy uznajemy własną słabość, otwieramy drzwi Bogu, by wkroczył, pomógł uleczyć. Odwagi dziewczyno

    • Ks Antoni

      Zamiast niewidzialna miało być nieidealna. Pozdrawiam

  • Oliwia

    Odpowiedz

    Łącze się w bólu ze wszystkimi które straciły ciąże, łzy lecą, wspomnienia wracają , rewelacyjny blog Natalia masz takie lekkie pióro, żałuję że dopiero teraz tu trafiłam.

Skomentuj