Zanim mnie ocenisz.

26 komentarzy

Spotykasz ją na ulicy.

Co widzisz?

Widzisz dziewczynę prowadzącą za rękę trzyletnie dziecko w wersji rozhisteryzowanej. Dziecko się zatrzymuje, tupnięcie z kategorii „dalej nie idę.”. Matka pociąga młode za rękę i syczy pod nosem coś na kształt noszjapierdolę i że jeśli natentychmiast dziecko się nie ruszy, sprzedasz je cyganowi na bazarze bo już masz po wszelkie możliwe dziurki dramatów w swoim niespełna trzydziestoletnim życiu.
Dziecko w odpowiedzi kładzie się na ziemi, demonstrując postawę „try me” czym sygnalizuje, że w przyszłości z PMS będzie istne bajabongo, klękajcie narody a matka na tygodniowy turnus „gdziekolwiekbyledalej”. W końcu siada na krawężniku i odpala Fejsbuka.

Co myślisz?

Idiotka. Zamiast przytulić dziecko, ta olewa. Bachor rozwydrzony, pewnie ofiara bezstresowego wychowania. Ja nigdy nie pozwolę tak się zachowywać mojemu dziecku.

Jak może być?

Młode na propozycję wcześniejszej popołudniowej drzemki stwierdziło „chyba ty”, co teraz odbija się na jej humorze. Na dodatek na środku chodnika wpadło w histerię. Jednocześnie chcesz zapaść się pod ziemię i wysłać dziecko w kosmos. Na dodatek ludzie patrzą na ciebie jak na patologię pierwszego stopnia. Jedyne co możesz zrobić to przeczekać napad bo każdorazowa próba przytulenia czy rozmowy kończy się prawym sierpowym i pogorszeniem sytuacji. Siadasz na krawężniku i piszesz SMS do Pana Taty „Huston mamy problem”.

Czego nie widzisz?

Nie widzisz tego, że miałam zły dzień. Nie widzisz mojego niewyspania, nie widzisz frustracji. Nie widzisz tego, że czasami mam ochotę rzucić wszystko, nie widzisz mojej rezygnacji. Nie widzisz mojego smutku. Mówisz mi jak powinnam zareagować nie będąc w mojej sytuacji. Stoisz z boku i obserwujesz. Zapraszam w moje buty.

Co widzisz?

Plac zabaw. Widzisz dziewczynę ze wzrokiem wbitym w telefon, totalnie niezainteresowaną tym co mówi do niej dziecko, pytania z kategorii „dlaczego słoń pierdzi?”. Obok wózek, w środku niespełna 5kg człowieka numer dwa. Matka macha ręką, niczym na natrętną muchę, mrucząc pod nosem „idź poskakać ze zjeżdżalni” albo „policz ziarna piasku w piaskownicy”.

Co myślisz?

Szturchasz koleżankę marki „plotka” w żebro i machasz głową na złą matkę z komentarzem „Nawet nie chce jej się zająć dzieckiem”. 

Jak jest?

Ano tak, że najprawdopodobniej człowiek o wadze 5 kilogramów dał mamie w nocy tak w palnik, że ta aktualnie, pomiędzy darciem puchy a zrobieniem kupy przez młodsze, nadrabia zaległości z pracy, odbierając maile, umawiając się z klientami i dopinając marną kampanię za kasę, która pozwoli żreć coś więcej niż tynk ze ściany. Jako, że drugie ma aktualnie wolne od żłobka/przedszkola, matka jest na pełnych obrotach 24 na dobę i pracuje nocami. A w nocy, wiadomo…

Czego nie widzisz?

Nie widzisz tego, że pracuję po nocach. Nie widzisz tego, że codziennie wracam z pracy na etacie zjechana psychicznie i fizycznie. Nie wiesz tego, że od roku nie przespałam całej nocy. Nie wiesz, że w ostatnim miesiącu dwójka moich dzieci była chora dwa razy.

Co widzisz?

Pioruny siarczyste ogniste. Burza z piorunami a w jej środku pięcioletni chłopiec ze łzami w oczach po tym, jak mama na niego nakrzyczała za to, że prawie wpadł pod samochód.

Co myślisz?

Suka. Dlaczego ona tak się drze na to biedne dziecko? Przecież on jej tylko opowiadał co było w przedszkolu…

Jak jest?

W pracy dostała ostro po garach. Nieskończony projekt zakończył marzenia o premii, na dodatek jutro czeka ją poranek na wściekle czerwonym dywaniku u szefa. Nienawidzi swojej pracy. Dziesięć godzin każdego dnia podczas których wolałaby poczytać książkę synkowi zamiast słuchać wszelkich odmian „pierdolić” od szefa. Do tego rozwód ciągnie się w nieskończoność a przyszły były mąż robi problemy z opieką nad dzieckiem. To wszystko się na niej odbija.

Czego nie widzisz?

Tego, że wyrzuty sumienia zżerają ją od środka. Tego, że serce jej pęka i nienawidzi siebie za przynoszone z pracy do domu problemy. Tego, że jedzie na oparach i jest zrujnowana psychicznie przez mobbingującego szefa. Tego, że ona myśli, iż zawiodła najważniejszego mężczyznę w swoim życiu.

Co widzisz?

Burdel widzisz, burdel. Stos naczyń w zlewie w desperacji zaczął rzucać się na glebę, zabawki wyemigrowały z dziecięcego pokoju do salonu, sok wymalował się Picassem na kanapie. Dziecko nr 1 właśnie dokonało zbrodni na czymś czekoladowym i wygląda jak psychopata kanibal. Do tego napędzany cukrem robi setną rundkę wokoło ławy, która kiedyś była szklana. Teraz to mleczne szkło. Inne pacholęta rozproszyły się we wszystkich możliwych kierunkach i testują wytrzymałość matki. Właścicielka domu od progu przeprasza i mówi „Sama rozumiesz…”.

Co myślisz?

Nie, nie rozumiesz. Przecież ona jest na URLOPIE macierzyńskim/wychowawczym. Przecież ma TYLE czasu na sprzątanie. Kiedy ty zostaniesz matką, będziesz miała błysk i porządek. Przecież gdyby na bieżąco sprzątała, na pewno nie doprowadziłaby domu do takiego stanu. Trójka dzieci potrafi bawić się razem, ona w tym czasie może zrobić coś pożytecznego. 

Jak jest?

Kurwa, ona będzie za pół godziny! Antoś, wyjmij siostrze kredkę z ucha! Kto, do cholery porysował ścianę? I kto wylał sok? Przecież przed chwilą schowałam wszystkie klocki, co one tutaj robią? I ławę wycierałam, nie minęło pięć minut nawet ! Jasiek, jeszcze trzeba nakarmić Jasia ! Nie zdążę już umyć naczyń… Czy to dzwonek do drzwi? Przyszła wcześniej?

Czego nie widzisz?

Tego, że się staram. Tego, że przy trójce dzieci porządek to abstrakcja. Tego, że mając chwilę wolnego w trakcie dnia, wolę zjeść śniadanie i napić się kawy niż latać na mopie. Nie widzisz tego, że czasami jest mi ciężko.

Zanim mnie ocenisz, wejdź w moje buty.

 

26 Komentarzy/e
  • Agata

    Odpowiedz

    Widze. Wisienka na torcie – zdjagnozowana, zaniedbana depresja poporodowa jeszcze po pierwszej ciazy. A ja myslalam, ze to dopiero duet dwulatki z noworodkiem zrobil ze mnie leniwa, wredna suke siedzaca na odbezpieczonym granacie… Widze. I rozumiem.

  • Agata

    Odpowiedz

    Widze. Wisienka na torcie – zdiagnozowana, zaniedbana depresja poporodowa jeszcze po pierwszej ciazy. A ja myslalam, ze to dopiero duet dwulatki z noworodkiem zrobil ze mnie leniwa, wredna suke siedzaca na odbezpieczonym granacie… Widze. I rozumiem.

  • Weronika

    Odpowiedz

    Ohh..potrzebowałam takiego tekstu. Ocenianie innych przychodzi łatwo ale jak ktos znalazłby sie na miejscu tej osoby też nie ze wszystkim by sobie poradził. Wiadomo problemy chodzą parami,a moze nawet trójkami czy czwórkami hehe Życie tak właśnie wygląda z dziećmi,na szczęście chwil które to wynagradzają tez jest dużo. 🙂

    Czytam bloga od niedawna i bardzo mi sie podoba.

  • Hanka

    Odpowiedz

    dokładnie…rozumiem każdą z tych mam, nie patrzę z wyrzutem na mamę dziecka z buntem i histerią, tylko jej współczuje, bo byłam/ bywam/ pewnie będę w jej butach, rozumiem każdy aspekt..a ryczec mi się chce jak wróciłam z macierzyńskiego i na mój wniosek o urlop wypoczynkowy (lato, przerwa od szkoły) ciągle słyszę..dopiero co wrociłaś z urlopu (..macierzyńskiego…) taaa przecież byłam w domu….

  • arienna

    Odpowiedz

    hm…………. tak ……..a jak się jeszcze od swojego sfrustrowanego pracą , brakiem zasłużonego awansu i mega niską wypłatą która tworzy dylemat- jemy, płacimy za mieszkanie czy jedziemy na wakacje?, usłyszysz w nerwach- kurwa siedzisz w domu a ja nawet nie mam wyprasowanej ani jednej koszulki- to masz ochotę wyskoczyć z okna z żalu – bo SYZYF to Twoje drugie imię

    • mon

      Oh jak ja to dobrze znam.. „Przecież mialas caly dzień a ja wrcam z delegacji i musze sprzatac..” ciekawe tylko jak poradzilby sobie z dwuletnim zbuntowanym lobuzem plus rocznym wiecznie wyjacym przyklejonym do szyji maruda i trzecim w brzuchu wywołującym mdłości..

  • Anna

    Odpowiedz

    Oj z tym burdelem w domu to o mnie. Mimo ze mam tylkonjedno dziecko. Siostra meza kiedys wpadla niezapowiedziana i skomentowala kurz na telewizorze…ze przecierz dziecko to wdycha…ze dostanie astmy!!! Ja wtedy parknelam smiechem i poqiedzialam : ” i mowi to ktos kto ukradkiem palil fajki w ciazy?!” zamknela sie i wiecej nieodezwala na temat mojego balaganu

  • jane599

    Odpowiedz

    Dzięki za artykuł 🙂 Bardzo często ludzie oceniają sytuację, którą widzą w tym momencie a nie to co się działo przed chwilą lub kilka godzin wcześniej. Że dziecko od razu po odebraniu z przedszkola próbuje robić po swojemu podczas, gdy matka głodna chce tylko wrócić do domu i coś zjeść. Tego niestety nikt nie wie i nie widzi. Widzą tylko zdenerwowaną matkę…

  • Kasia

    Odpowiedz

    Uwielbiam Twoje teksty. Uwielbaiam ich prostotę i czasami sarkastyczny oddźwięk:) Co prawda nie jestem mamą, ale macierzyństwo ujęte przez Ciebie jest takie prawdziwe i życiowe. Czytając Twoje wpisy przynajmniej na jakąś część roli matki będę przygotowana:) Oby.

  • magdziel28

    Odpowiedz

    Znam to z zycia drze ci sie taka czterolatka ze ona chce jogurt i zje napewno a ja wiem ze truskawkowego nie lubi i mowie wez inny ale nie drze dalej i jak to wyglada co za matka zaluje dziecku jak przyjdzie dzien gdzie ja po pracy wytargana o 23 w domu pobudka po 6 jak tata do pracy jedzie czasem mala jeszcze spi ale czesto nie i jak trafi sie gorszy dzien to poprostu wole nie jechac do sklepu

  • Paulina

    Odpowiedz

    apropos oceniania: mam koleżanke w pracy która uważa że naklejanie naklejek „dziecko w aucie” to epatowanie macierzyństwem i nie każdy inny kierowca musi widzieć że tam jedzie matka, bo co niby mają większe prawa? to nie karetka!! (ps koleżanka nie znosi dzieci)

    zatkało mnie….

    • Angela

      Nie ważne czy nie znosi dzieci czy by je uwielbiała, Może po prostu nie rozumiesz jej punktu widzenia? No bo, co kierowcy z innego auta daje informacja, że „w aucie jest Bartuś”?? Zacznie nagle jechać bezpiecznie? Czy ma odbierać to tak, że skoro ” w aucie jest Bartuś” to kierowca może robić niespodziewane manewry? Na drodze obowiązuje kodeks drogowy i każdy ma obowiązek zachować bezpieczeństwo…

    • Asia

      Dokładnie tak, jak napisała Angela. Dodam jeszcze od siebie, że bardzo często widzę, jak właśnie osoby z naklejką typu „Dziecko w aucie” szarżują i łamią przepisy. Po co ta naklejka zatem? „Epatowanie macierzyństwem” zupełnie mi nie przeszkadza, ale kompletnie nie widzę sensu w przyklejaniu tych znaczków. Nie robi to żadnej różnicy.

      • matka-nie-idealna

        A może chodzi chociażby o trąbienie?

  • Ewelina

    Odpowiedz

    Niestety tak jest. Ludzie lubią oceniać nie mając o nas pojęcia. A jeśli już mają, to i ocenią. „Bo ja sama wychowałam dwójkę dzieci…..” Tylko że ona mogła na kogoś liczyć, Ty nie możesz.

  • MatkaOlka

    Odpowiedz

    Nawet nie potrafię sobie wyobrazic,że mogłabym kogoś oceniać pod takim Kątem. Nie mając dziecka nawet do głowy mi to nie przyszło, bo zdawałam sobie sprawę, że to jeden wielki zapi…ol. Wszystkim takim osobom środkowy palec ;).

  • sylwia

    Odpowiedz

    Ja też kiedyś ocenialam. Ocenialam kobietę, która zamiast zająć się dzieckiem gada przez tel, albo taka która wiecznie płacze, że nie ma czasu choć jej niemowlak przesypia pol dnia. Już nie oceniam odkąd mój 5 m-ny, rozwrzeszczany szef pozwala mi porozmawiać przez tel. z moją mamą mieszkająca daleko jedynie na spacerze. Szef też choć w dzień śpi to jedynie na moich rękach.Nawet wysrac Się nie możn

  • sylwia

    Odpowiedz

    Co do macierzyńskiego-mąż ostatnio rozmawial ze znajomym z pociągu, którym dojeżdża do pracy i ciężkiej nocy jaką miał bo wstawal do małego. Na co ów znajomy odparł- a po co wstajesz? Baba ma urlop od tego, żeby to robić. Powspolczulismy jego babożonie…

  • Sylwia

    Odpowiedz

    Ocenianie innych ludzi, a szczególnie matek, powinno być jednym z grzechów głównych, bo robi więcej szkód niż wszystkie pozostałe razem wzięte. A problem bierze się stąd, że ludzie nie pomyslą, tylko rzucają oskarżenia. I jeszcze stąd, że mają krótką pamięć. Czasem zdarza mi się pomyśleć 'Boże, jakie nieznośne to dziecko od sąsiadki’, tak jakby moje własne było święte i nigdy nie robiło numerów.

  • coś-ktoś-po

    Odpowiedz

    Ja widzę pseudo „matkę polkę” w zdecydowanej większości wypadków, z „rozwydrzoną” kartą debetową będącą jednocześnie „Asem” w rękawie na podskakującego ojca i bez pojęcia jak podejść do dziecka…
    Zostałaś sama – połowa winy Twoja

  • Jola

    Odpowiedz

    Mam 4 i te same komentarze. nie przejmujcie się trzymajcie się z dala od pedantów:)

  • Beata

    Odpowiedz

    Ze wstydem przyznaję, że niestety ale częściowo tak myślałam w pierwszej sytuacji, że dzieci rzucające się na podłogę są po prostu rozbestwione. Teraz wiem, że istnieje bunt dwulatka. Mam 4 tygodniowe dziecię, a ja nie zawsze mam czas posprzątać w pokoju. Mam do wyboru chwilę się zdrzemnąć albo sprzątnąć… wybór prosty

  • Sebastian

    Odpowiedz

    Bywa też i druga strona takiego zachowania, daleko odmienna od powyższego tekstu. Bo jakoś nie znalazłem w nim jakiegokolwiek odniesienia do roli ojca w wychowaniu i opieki nad tym dzieckiem. A może był zdaniem mamusi zbyteczny, zrobiła więc wszystko by usunąć zagrożenie dla jej roli matki jakie wnosiła więź dziecka z tatą, to że lepiej niż ona spełniał się w wychowywaniu ich dziecka. temat tabu ?

    • matka-nie-idealna

      Bo to nie jest tekst o ojcu, to po pierwsze.
      Czy był zbyteczny? Nie wiem, zapytaj tej matki.
      Czy temat tabu? Nie sądzę. To raczej powód do radości jeśli ojciec dobrze spełnia się w wychowywaniu dzieci. Na szczęście PT wychowuje i zajmuje się na równi ze mną. Jestem szczęściarą.

  • Ewka

    Odpowiedz

    Od razu mówię, sama dzieci nie posiadam, ale bardzo mi się Twój tekst podoba. Natomiast, proszę, zrozum też czasem ludzi, którzy w Twoich butach nie byli. Przykład z życia wzięty: wracam z konferencji i mam 3.5h w samolocie na nadrobienie zaległości w pracy. A tu obok, mama z pociechą płaczącą przez cały lot. Rozumiem, że to nie wina mamy, ale to i bardzo ciężka próba dla zwykłego śmiertelnika.

  • Joanna

    Odpowiedz

    Też wysłuchiwałam komentarzy na temat bałaganu w domu i to od osób które mają 1 dziecko lub dzieci podrośnięte. Ja mam trójkę dzieci w wieku 6, 3 lata i rok i porządek to dla mnie abstrakcja. Cieszę się gdy uda mi się ogarnąć żeby było widać że się staram. jak komuś nie pasuje to nie musi mnie odwiedzać.
    Ja wolę żeby nikt się nie wtrącał w moje sprawy, w razie czego sama poproszę o rade lub pomoc

Skomentuj