Czasami zapominam, po co mi to całe macierzyństwo.

1 Komentarz

Proszę mnie wymeldować z tego całego macierzyńskiego pierdolnika. Z chorób, łez, gili i gorączek. Z pracy odkładanej na zaraz a później na za tydzień. Z planów zmienianych z minuty na minutę bo ktoś mi się właśnie rozłożył całą swoją chorobową długością. Bo kiedy sobie zaplanuję podbój świata, mój świat kurczy się do rozmiarów 175 metrowej izolatki, plus ogród. I pomimo, że słusznych rozmiarów to po tygodniu jakoś tak duszno się robi. I oddychać ciężko.

Proszę mnie wymeldować z nocnego wstawania, bo dla mnie szósta rano to środek nocy. Z drzemek kiedy właśnie muszę wyjść zaraz, natychmiast, też proszę. Z zupy rozlanej na kaflach i psa karmionego pod stołem. Z histerii czterolatki i rozpaczy niespełna dwulatki bo starsza zabrała lub się nie podzieliła. Ja już nie chcę, nie dam rady.

I kiedy myślę, że już dłużej nie mogę, nie powinnam i nie dajcie mi wszyscy święty spokój, ktoś tam na górze zazębia trybiki skomplikowanej machiny i pokazuje mi, jak bardzo się myliłam i mylę nadal. Zanim zdążę nacisnąć czerwony przycisk i ktoś odliczy od dziesięciu w dół po to, żeby wysłać mnie w kosmos, dzieje się coś, dzięki czemu nie skaczę z pokładu. Podnoszę kotwicę i płynę dalej.

Dla przykładu, w czwartek postanowiłam się spakować po to, by w piątek zameldować się 400 kilometrów dalej. Spontan taki, trochę nieprzemyślany. Ja, narty i siedemnaście kilo córki. Zabrałam najstarsze pacholę, to skalane syndromem rodzeństwa, które zawsze musi być ciszej, grzeczniej, szybciej i postanowiłam uciec od pieluch, nocnego wstawania i permanentnej inhalacji połową apteki. Musiałam przypomnieć sobie po co to wszystko i dla kogo. I że to od Niej się zaczęło i dzięki Niej jestem w tym miejscu, w którym jestem.

Lubię czasami wyrwać się z codzienności. Lubię wynagrodzić Hance to dzielenie się z młodszą, bycie ciszej bo młodsza śpi. Lubię wynagrodzić jej każde „za chwilę”, „nie teraz”, „poczekaj tylko nakarmię Nadię”. Lubię pokazać, że wciąż jestem tylko Jej kiedy potrzebuje być najważniejsza. Lubię przypomnieć sobie chwile, kiedy byłyśmy tylko we dwie a macierzyństwo było moim sposobem na życie.

Lubię tworzyć wspomnienia. Lubię obudzić dziecko wcześnie rano, szepcząc mu do ucha „Mam dla ciebie niespodziankę”. A potem tą niespodziankę przekuć w chwile dumy.

I właśnie duma nadaje sens mojej macierzyńskiej codzienności. Pierwszy krok, pierwsze świadome słowo. Wiersz wyklepany z okazji Dnia Matki, a potem zaintonowany w stresie podczas przedszkolnego przedstawienia. I końcówki wyraźnie brzmiące i słowa wypowiadane, każde następne głośniej.

Zaczynasz utożsamiać macierzyństwo z dumą. Puchniesz w środku kiedy „banan” jest bananem a nie przypadkowym zlepkiem tonów i głosek. Wypinasz pierś kiedy słyszysz „Jaka śliczna dziewczynka. Podobna do mamy”. I nawet jeśli nie jest, jeśli skóra zdjęta z ojca to uśmiechasz się na to wspomnienie.

Kiedy ktoś pyta, co Ci wyszło najlepiej w życiu, bez wahania odpowiadasz, że dzieci.

Dzieci mi wyszły. Moja duma, moja wartość. I gdy zastanawiam się gdzie jest sens tych nocnych pobudek, tej frustracji i niejednokrotnie rezygnacji, tej ucieczki od macierzyństwa, przekleństw rzucanych pod nosem i krzyku, który pod nosem powinien zostać, One pokazują mi, że każdy dzień jest nagrodą. Każdego dnia sprawiają, że nie mogę być bardziej dumna. I chociaż czasami nie mogę na Nie patrzeć, wracam wieczorem, siadam przy łóżkach i wiem, że bez Nich nie ma mnie. One są częścią, ogniwem spajającym. Nadają rytm bicia serca, dyktują każdy oddech. Dla Nich wstaję i idę nawet jeśli nie mam siły. I chociaż wściekam się pod nosem „Po co mi było całe to macierzyństwo”, przytulam, całuję i wdycham każdy moment. Naklejam plaster, wycieram nos, nadaję siłę i wiarę w siebie. Utwierdzam w przekonaniu, że świat bez Nich nie będzie istniał.

Wiesz, że ta Twoja miłość, trochę absurdalna dla innych, jest motorem Twojego istnienia. Podsumowaniem, kropką nad „i”. Kończy zdanie i zaczyna kolejne.

A kiedy ktoś na stoku pyta czy wszystko w porządku, bo może podepnie się pod łzy szczęścia i wygraną w Totka, odpowiadasz „Tak. Moja córka właśnie pierwszy raz sama zjechała na nartach. Ma cztery lata.” Po trzeciej godzinie. Wiesz, że nie zrozumiał bo ulotnił się nim skończyłaś zdanie ale płyniesz dumna z potokiem łez.

Płynę.

 

 

1 Komentarzy/e
  • Basia

    Odpowiedz

    Takie rzeczy rozumieją TYLKO MATKI 🙂
    Pozdrawiam Dziewczyny!

Skomentuj