Zapraszam was do mojego łóżka.

0 Komentarzy

Ubiegły tydzień dał nam ostro po pośladach. Auto, które miało dowieźć nas na urlop zdechło i aktualnie stoi u znachora czekając na diagnozę wróżbity Macieja. Poszło bidzie serduszko, już trzeci raz w ciągu sześciu miesięcy. Strach Foką wyjeżdżać dalej niż do warzywniaka bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że po drodze zapierdzi i ogłosi kapitulację a ja siaty z zakupami będę ciągnęła po betonie do domu, drugą ręką ogarniając trzynaście kilo spieprzającego dziecka.

Kobyła chociaż ładna i kocham ją miłością niezrozumiałą bo zawiodła mnie w ciągu roku więcej razy niż niejeden facet, chociaż trzeba ją ściągać eRką z jakiejś pipidówy na środku Polski a urlopy po prostu nie są nam dane, tym razem będzie kosztowała trochę więcej niż dwie średnie krajowe przeciętnego Kowalskiego.

Gdy wprowadzaliśmy się do nowego domu, prawie cztery razy większego niż nasze wcześniejsze mieszkanie, oczywisty dla nas był fakt, że nie od razu urządzimy taką powierzchnię. Z czasem nasze stare meble miały zostać zastąpione przez nowe, sukcesywnie wymieniane. Marzył mi się blichtr, splendor i szorowanie koparą po ziemi każdego, kto nas odwiedzi. Chciałam totalnie po naszemu (mojemu, hy, hy) i nie najtańszym kosztem, jak to do tej pory się odbywało. Ford skurczył nasze plany o dwie szafy, łóżko i wyposażenie pokojowe dla juniora #2. Sami rozumiecie, ten fakt nas nie urządza, smutam z tego powodu i ślę łacinę w kierunku miejscowego salonu, który wcisnął nam totalny bulszit. Ja rozumiem, że złośliwość rzeczy martwych, że moja natura czarownicy („ciekawe co tym razem się spie… sponiewiera he, he…”) i że zużycie materiału. Ale nie w momencie gdy w sklepie internetowym łóżko czeka w koszyku na zatwierdzenie zakupu. I tym sposobem odgniatamy sobie gnaty na wyhuśtanym łożu małżeńskim. Co prawda z małymi sentymentami, z których jeden ma aktualnie dwa lata a drugi byczy się jeszcze pod moim sercem. Łoże jest jeszcze z czasów kawalerskich PT, kiedy to piękny, młody i jurny… No wiecie. Domyślcie się. Działo się. Za kawalerskie łoże robił materac, dizajnersko rypnięty na dywanie. Później zaszłam w ciążę, do materaca dokupiliśmy ramę, coby łatwiej było mi się sturlać z łóżka.

Gdy wprowadziliśmy się tutaj, wymarzyłam sobie duże łoże, z obitym skórą zagłówkiem. Łoże miało być na tyle duże, żeby pomieściło nasz cały Rogalski zespół. Hanisława to taki twór, który pomimo swojego kurduplowatego wzrostu potrafi skutecznie nas znokautować gdy śpi z nami w łóżku. Takich sytuacji jest mało, zazwyczaj któreś z nas bierze ją do łóżka, kiedy młode smara, kaszle i generalnie budzi się co jedną pierdyliardową sekundy. Gdy już zalegnie w naszym łóżku, zazwyczaj ze mną, kręci się jak wskazówka, kopie, spycha, i kładzie się całym swoim jestestwem na współtowarzyszu. Siłą rzeczy, wiszę tyłkiem poza łóżkiem, którego wysłużony materac skutecznie ułatwia mi pierdyknięcie na podłogę.

Ostatnio miałam okazję przetestować materac DORMEO. PT stwierdził, że jak to nie pomoże na nasze połamane gnaty to zainwestujemy w nowe wyro. Tia, z tym, że słowa padły zanim Fordzik nam zrobił ku ku. Pewnie powiecie, że można zainwestować w nowy materac. Owszem, można. Tyle, że nowy, porządny materac to koszt około tysiaka. Wolę dociułać drugie tyle i kupić nowe łóżko. Pewnie można kupić taniej, szybciej i łatwiej, tyle że musimy liczyć się ze zużyciem takiego bubla.

Kilka faktów o materacu nawierzchniowym DORMEO:

Jak sama nazwa mówi, materac jest nawierzchniowy, czyli kładziemy go na starym łóżku, kanapie a nawet na ziemi. My mamy opcję 3,5cm. Materac jest kompaktowy, można go zwinąć, upakować w torbę i władować do szafy (której nie mamy hy, hy).

Materac jest eukaliptusowy, stąd też jest hipoalergiczny i antybakteryjny. Doskonale można odświeżyć nim stary materac, który niejednokrotnie wyglądem woła o pomstę do nieba. Tu się uleje, tu poimprezowy paw, tutaj pielucha młodej nie wytrzymała porannego sika. Sami wiecie jak trudno uprać materac. PT pokusił się o to raz. Najpierw wyświergotał całą symfonię inwektyw, a później zalał trzy pokoje i łazienkę, gdy próbował z wanny przenieść cholerstwo (a to tylko pokrowiec) na barierkę balkonu.

dormeo1

Nie wierzyłam ale uwierzyłam. Jeśli macie problem z partnerem, który obok skacze, rzuca się i kręci, to już go nie macie. Materac minimalizuje odczuwalność ruchów osoby śpiącej obok. Trochę boję się o Hankę, której nie będę czuła, a która może w związku z tym z impetem powitać podłogę.

Nie wierzyłam też, że materac pomoże na moje bolące biodro (Skutek nauki przez PT jazdy na nartach. Chciał mnie chłop nauczyć upadania i jak upadłam to już nie wstałam 🙂 Wolę twarde materace, takie, które nie uginają się pod moim ciężarem. O dziwo DORMEO jest materacem miękkim ale takim, który zapamiętuje ułożenie naszego ciała. Czysty przykład był przy profilowanej poduszce, którą otrzymaliśmy razem z materacem. Po wyciągnięciu z opakowania miała grubość jakichś 4cm. Pierwszymi słowami były „jak ja qwa qwa mam na tym spać?”. Poduszka została na komodzie a rano miała już normalny kształt.

Jeśli mamy starą kanapę i gości, zamiast odstępować im swoją sypialnię możemy potraktować ich materacem DORMEO. Jeśli nie mamy starej kanapy, materac można położyć na ziemi i nie zmniejszy to komfortu snu.

DOMREO 2

_DSC0427

20151201_122609

20151201_123306

 

Wpis jest wynikiem współpracy z firmą DORMEO.

0 Komentarzy/e

Skomentuj