Zawód dziadek.

2 komentarze

Codzienna droga do żłobka. Od kilku dni trochę inna, jeszcze nie wbita w poranną rutynę. Upocone zanim pacha zdążyła obeschnąć pod obietnicą 48 godzinnej ochrony z etykiety antyperspirantu, gubimy buty w drodze do samochodu. Zawsze trochę spóźnione bo Ona na pytanie, zadane trochę nad wyrost „Gdzie są klucze mamusi?” odpowiada zgodnie z prawdą „Nie ma”. Do tego milion spraw bo pomimo, iż wiem, że rano nigdy nie ma czasu na wyprasowanie bluzki i zrobienie wałówy do roboty, nigdy nie nauczę się wieczornej organizacji. Nauczka na przyszłość, nie zamykać dziecku ust breloczkiem, tworzącym integralną część z kluczykami. Rajd po chałupie, nie mogę się doczekać aż puszczę z dymem makulaturę przechowującą aktualnie dorobek naszego życia. Na każde pytanie poślubionego „Gdzie jest…?” odpowiadam wzrokiem świadczącym o chęci zapakowania go w jeden z obecnych kartonów i wysłanie w drogę powrotną na Marsa. Jeszcze tylko szybki rzut oka na stopień reprezentatywności dziury w przeprowadzkowym dresie i odpalamy nitro w drodze do „dzieci”.

Samochód pyrkocze wesoło pomiędzy innymi uczestnikami drogi, zaczynającymi dzień zgodnie z przykazaniem szefa. Wkurw rośnie wprost proporcjonalnie do zawartości idiotów za kółkami, myślami błądzę gdzieś pomiędzy sto jeden a trzy miliony czternaście w nadziei na odnalezienie w sobie resztek cierpliwości. Przy żłobku jak zwykle będzie masakra blachą samochodową, placówka niestety nie dorobiła się konkret parkingu, pozwalającego uniknąć mandatu tudzież „karnego” za pięciominutowe porzucenie samochodu w miejscu niemałego zarobku panów z drogówki, czekających na codzienne żniwa wśród spóźnionych matek. Kisimy się z młodzieżą w mini koreczku, światła nas nie rozpieszczają, pokazując po raz kolejny spektakl żółte-czerwone, kiedy nagle za moimi plecami rozlega się dziecięce pytanie „dada? baba?”. No to pozamiatane.

matka-nie-idealna

matka-nie-idealna

Dziadki bowiem, w ilości sztuk cztery plus jedna sztuka nieco bardziej pomarszczona, rodowodem sięgająca siedemdziesiątki i nosząca zaszczytne miano „prababci” są powodem Hankowej trzęsawki. Gdy pada hasło „Idziemy do baby i dziadzia” młode wpada w euforyczny trans, gdyby potrafiła, zaklaskałaby stopami w powietrzu. Nie trzeba jej dwa razy powtarzać „ubieramy buciki” bo już od momentu rzucenia hasła pali gumę pod drzwiami wyjściowymi. Dziadki to osobniki wywyższone na piedestał specjalnych względów, szczególnie te płci męskiej. Nie da się ukryć, gdy idziemy do którychś w odwiedziny, dopada nas fizyczny relax bo priorytetem spadamy co najmniej o rangę a tak na prawdę mogłoby nas w ogóle nie być. Dziadek to gość, który pobuja na kolanie, zedrze kolana cwałując przez mieszkanie i dokarmi Haniowego pasożyta o niewdzięcznej nazwie „Kinder Niespodzianka”. Drugi natomiast cieszy się nieśmiałym podziwem, na początku traktowany trochę z rezerwą by finalnie paść mu w objęcia i pozostać w nich na długo. Babcie to instytucje służące chochlą z gorącym rosołkiem, książką ukrytą na czarną godzinę i zestawem szmat, jak to na prawdziwe kobiety przystało, wyłowionych w oceanie dziecięcych działów. Życie z nimi o dziwo jest lekkie i przyjemne, nie ingerują zbytnio w wychowanie dziecka i pokornie przyjmują instrukcję obsługi użytkowania Hani podczas zesłania jej pod ich opiekę.

matka-nie-idealna

Kiedy więc w drodze do żłobka pojawia się hasło „Dada? Baba?” zadane nieco pytającym tonem oznaczającym nie mniej nie więcej fakt, że od ostatniego walnego zgromadzenia minęły dwa długie dni i należy czynność powtórzyć, inaczej księżniczka zacznie zacieśniać swoją natarczywość na tyle skutecznie, że dla spokoju psychicznego odwiedziny uskutecznimy wiem, że jest przechlapane.

– Dada?
– Nie kochanie, jedziemy do żłobka.
– Baba? – natarczywość rośnie wprost proporcjonalnie do długości kręcenia kierownicą bez wspomagania kierowcy skody przed nami.
– Może później ich odwiedzimy.
– Moze? – już wiem czym to śmierdzi i nie jest to bynajmniej rura dziadka w skodzie.
– Tak kochanie, może po żłobku ich odwiedzimy. Teraz jedziemy do dzieci.
– Dada? – rozmowa niebezpiecznie zbliża się ku końcowi, zaraz nastąpi epicki finał.
– Nie skarbie, teraz nie możemy jechać do dziadka.
– Baba? – napięcie rośnie, ręką po omacku szukam chusteczek. Jak na złość cholera, wypłakałam wszystkie.
– Do baby też nie, baba jest w pracy.- I tu pada niepodważalny argument, łączący od niespełna dwóch lat moje serce z kanalikami łzowymi, wprawiający brodę w rytmiczny ruch góra-dół i aktywujący pociąganie nosem.
– Plosę?

 matka-nie-idealna

2 Komentarzy/e
  • Ania

    Odpowiedz

    Zoo Wro <3

    • Fabio

      Więm co się za tym kryje, brak odwagi, zbyt duże poświęcenie, znam to. Ciężko mi jest to określić, bo tylko mf3wi, a ja słucham. Mf3wi o tym co by zrobił, a nic nie robi. A jak u Ciebie- dzcoekałaś się w końcu? Pozdrawiam gorąco

Skomentuj