Które dziecko kochasz bardziej?

2 komentarze

Dwa lata temu – przed urodzeniem drugiego dziecka, moim największym dylematem było: „Czy pokocham drugie dziecko tak, jak kocham Hanię”.

Nie wyobrażałam sobie, że można kochać kogoś chociaż w podobnym stopniu. Hanka była moim uzależnieniem, totalnym bzikiem. Byłam zapatrzona w nią jak w obrazek. Napieprzałam srylion zdjęć w ciągu dnia a później analizowałam, na którym ma trochę bardziej otwarte oczy, żeby reszta świata mogła zachwycać się w mediach jej idealnością razem ze mną.

Byłyśmy we dwie, niemalże 24 godziny na dobę. Znałam każdą jej myśl, potrafiłam przewidzieć każdy ruch. Była perfekcyjna pod każdym względem. Najmądrzejsza, najzabawniejsza, najsłodsza. Taka moja. Nawet teraz w myślach targam ją za policzki.

A później w naszym życiu zainstalowała się Nadia i trochę namieszała.

Przepadłam.

Uczucie, które spadło na mnie z delikatnością kontenera, rozmazało o podłogę wszystkie wcześniejsze problemy. Nadia wpadła dosłownie z półobrotu. Mojego – na łóżku do rodzenia, kiedy obracałam się z jednego boku na drugi, w międzyczasie kichając.

Schody zaczęły się w momencie kiedy postawiłam obok siebie Hankę, lat dwa i pół – dorosłego człowieka i Nadię, lat zero. Na początku starałam się traktować dziewczynki po równo. Kiedy mówiłam Nadii, że ją kocham, dodawałam: „Twoją siostrę też kocham”. Kiedy przytulałam młodszą czułam, że nieprzytulenie starszej będzie niesprawiedliwe.

Długo zajęło mi zdanie sobie sprawy z tego, że dwójka dzieci nigdy nie będzie traktowana sprawiedliwie, w ten sam sposób.

Nagle okazało się, że to Hanka jest tą głośną w momencie, kiedy chcę uśpić Nadkę.
Nagle okazało się, że to Hanka nie chce jeść, podczas gdy jej siostra zjada wszystko ze smakiem.
Nagle okazało się, że to Hanka przez piętnaście minut leży krzyżem na środku chodnika odkrywając w sobie talent do arii operowych.
Nagle okazało się, że to Hanka nie chce się dzielić zabawkami z młodszą. I w ogóle, z nikim.
I że pyskuje, się okazało.
I krzyczy, że mnie nienawidzi.
I utrudnia to, co jest sklasyfikowane jako proste czynności. Założenie skarpetek urosło do rangi Everestu zimą.

A ja któregoś dnia usiadłam i zaczęłam myśleć, że już wcale nie jest taka „moja”. Że to nie moja rozkoszna dziewczynka, tylko rozkapryszona dwu i pół latka, która robi na złość. I która w porównaniu do młodszego rodzeństwa powinna być odpowiedzialna, dorosła i ułożona. I tak właściwie to ja już jej chyba nie lubię. Uciekałam w objęcia #2, oddalając się coraz bardziej od starszaka.

A później nagle Nadia stwierdziła, że nudzi jej się mata do zabawy i od tej pory będzie wchodziła wszędzie.
I okazało się, że ząbkuje wcale nie tak bezproblemowo jak zwykła Hania.
Że budzi się w nocy co dwie godziny, w porywach do trzech.
Że energią przewyższa mnie pięciokrotnie a moja moc w okolicach południa przestaje ją ogarniać.
I że chorując wisi na mnie nawet w kiblu.
Że nie jest tak zdolna manualnie jak siostra.
I nie mówi pełnymi zdaniami w wieku osiemnastu miesięcy.
I że nie bawi się sama, bez przerwy wymagając uwagi, kiedy ja mam deadline w pracy.

Wtedy zrozumiałam, że wcale nie lubię jej bardziej od Hani. Żadnej z nich nie kocham mocniej. Nie kocham też jednakowo. Każdą kocham inaczej, na swój sposób. Za każdą oddałabym życie.

Każda z nich jest zupełnie inna, są totalnym przeciwieństwem. Mają różne charaktery, upodobania i gusta. Każdą kocham za coś innego i pomimo wszystko. Każdą z nich kocham bezwarunkowo.

A fakt, że czasami mam jednej dosyć nie jest niczym złym. Bo kilka dni później mam dosyć tej drugiej a pierwsza wydaje mi się być najcudowniejsza na świecie.

To oczywiste, że są sytuacje, w których faworyzujemy jedno z dzieci. Zazwyczaj staram się nie robić tego na głos. Staram się nie mówić: „Dlaczego nie możesz być tak grzeczna jak siostra?”, „Zobacz jak Nadia pięknie je”, „W twoim wieku Hanka mówiła pełnymi zdaniami”. Bo kiedy jedna w wieku trzech lat potrafiła układać 60- elementowe puzzle, druga nadrabiała sprawnością fizyczną. Kiedy jedna robi kanapki dla taty, druga sprząta jej zabawki.

Dzisiaj widzę, że obie idealnie się uzupełniają. Każda z nich ma cechy, których brakuje mi u siostry. I odwrotnie.

Nie ma nic złego w tym, że czasami lubimy jedno dziecko bardziej a drugie mniej. Wszystko pod warunkiem, że uczucie jest chwilowe a my nie odtrącamy jednego dziecka od zawsze i na zawsze. I wszystko pod warunkiem, że oboje dzieci darzymy bezwarunkową miłością.

 

 

 

 

2 Komentarzy/e
  • Ania

    Odpowiedz

    Miałam podobne obawy. Kiedy zaszłam w drugą ciążę córka miała 9 msc, kiedy urodziłam syna 18 msc. Byłam przerażona i też zadawalam sobie pyt.czy pokocham syna równie mocno. Dziś wiem że kocham dzieci nad życie bezwarunkowo. A porównywanie nie jest niczym złym dopóki nie wypowiadamy tego na glos i nie dajemy tego odczuć dzieciom. One muszą wiedzieć i czuć że kochamy ich pomimo wszystko.

  • Hania

    Odpowiedz

    Nie ma się czego obawiać. Trzeba je pokochać i okazywać miłość w równym stopniu

Skomentuj