Porozmawiajmy o śmierci.

0 Komentarzy

Wierzę, że jest coś tam u góry. Jakaś energia, tajemnicza siła, która to wszystko zapoczątkowała i która, mam nadzieję, że nie kończy. Że człowiek, w pewnym momencie, nie gaśnie ot tak – po prostu. Nie jestem osobą szczególnie religijną. Wolę trzymać się tej myśli, tej energii, tej niewidocznej mocy sprawczej. Jeszcze nie odkryłam, co to jest. Dzisiaj nazwijmy to Bogiem. Tak łatwiej.

Kilka tygodni temu wydarzyła się niewyobrażalna tragedia. W wypadku samochodowym pięcioosobowej rodziny zginęła koleżanka Hani i jej tatuś. Koleżanka, z którą Hania chodziła do przedszkola i przez jakiś czas na balet. Koleżanka, którą Hanka bardzo lubiła.

Moment, w którym dowiedziałam się o ich śmierci rozwalił mój mały matczyny świat. To był moment. Pstryknięcie palcami i znikają dwie najbliższe komuś osoby. Brzdęk tłuczonej szyby i pękającego serca. Ojciec i mąż, córka i siostra. Niewyobrażalne. Nie do pojęcia.

Stanęłam przed dylematem, czy powiedzieć Hani o śmierci dziewczynki. Zastanawiałam się, czy jej delikatna i krucha psychika to zniesie, czy zrozumie powagę sytuacji. W końcu jeszcze chwilę temu nie pozwalała wyrzucić do śmietnika muchy, leżącej na parapecie, w nadziei, że zaraz się obudzi. W końcu jeszcze chwilę temu słowo „śmierć” oznaczało dla niej tyle, że ktoś wyszedł i zaraz wróci. Pojęcie przemijalności zrozumiała podczas ostatniego Święta Zmarłych, stojąc nad grobem mojej babci.


– A tam pod ziemią naprawdę jest zakopana twoja babcia?
– Tak, naprawdę.
– Ja nie chcę być zakopana.
– Możesz też być spalona.
– Mamusiu, przecież to boli! Ja nie chcę, ja się boję. Tatuś mówił, że po śmierci człowiek idzie do Aniołków, a nie zakopuje się go pod ziemią.
– I tatuś miał rację. Lubisz dostawać prezenty?
– Oczywiście.
– A co robisz z opakowaniem?
– Wyrzucam do kosza.
– I człowiek właśnie jest takim prezentem. To, co na zewnątrz – nasza skóra, włosy, oczy, krew, całe nasze ciało jest tylko opakowaniem. Najważniejsze jest to, co w środku. Nasze myśli, nasze uczucia, nasze wartości, czyli to wszystko co ludzie nazywają „duszą”, jest prezentem. Tak więc po śmierci zakopuje się ciało, w którym już nie ma życia. Po śmierci człowiek przestaje odczuwać ból, smutek, zmęczenie. Ale też radość, miłość, szczęście. Dusza, czyli ten nasz prezent idzie do Aniołków a ciało, czyli opakowanie zakopuje się pod ziemią.


Oczywiście, mogłam przemielić śmierć Oli w głowie. Przeżyć swoją małą, wewnętrzną żałobę, połknąć kilka niewidzialnych łez. Ale z drugiej strony, nie chciałam chronić jej przed tym, co nieuniknione. Nie chciałam w pewnym momencie postawić jej przed osobistą tragedią, zupełnie nieprzygotowanej mentalnie w tym temacie. Postanowiłam pozwolić jej zmierzyć się z trudnymi uczuciami. Z żalem, ze smutkiem.

Usiadłyśmy na plaży, wtulone w siebie i opowiedziałam jej historię Oli. Hania nic nie odpowiedziała. Wstała i schowała się w plażowym namiocie. Zajrzałam do niej i zapytałam, czy wszystko w porządku.

– Nie chciałam, żebyś mi o tym mówiła. Teraz jest mi bardzo smutno i chce mi się płakać. – Rzuciła rozżalona.
– Przepraszam Haniu. Wiem, że jest ci strasznie smutno ale uważam, że jesteś już gotowa na takie informacje. Jeśli masz ochotę płakać – płacz. Nie ukrywaj swoich emocji. Co mogę dla ciebie zrobić? Jak ci pomóc?
– W sumie to dobrze, że mi powiedziałaś. Gdybym nie wiedziała i już nigdy bym nie zobaczyła Oli, za jakiś czas pewnie bym o niej zapomniała. A tak to już zawsze będę o niej pamiętała. Nie chciałabym o niej zapomnieć. Ale teraz musisz mnie poprzytulać.

Hani bardzo zależało, żeby pojechać na pogrzeb koleżanki. Długo się wahałam. Nie byłam pewna, czy jestem na tyle silna, by stanąć nad grobem dziecka i jej taty. Nie byłam pewna, czy jestem na tyle silna, by zobaczyć mamę dziewczynki, czy ta sytuacja mnie nie złamie. Hanka bardzo długo mnie prosiła. Chciała pożegnać się z dziewczynką. Zgodziłam się wieczór przed pogrzebem, żeby pojechała razem ze mną.

Narysowała dla Oli laurkę „Najpiękniejszą, jaką do tej pory zrobiłam, mamusiu” i spośród swoich zabawek wybrała misia, którego chciała położyć przy grobie.

Przez całą drogę na cmentarz tłumaczyłam jej, jak wygląda pogrzeb i jak powinna się zachowywać. Uprzedziłam, że na pogrzebie mogą być dwie trumny lub dwie urny. I, że jeśli będą trumny, mogą być zamknięte a mogą być otwarte. Jednak nie chciałabym, żeby w przypadku otwartej trumny podchodziła do Oli. Zapytałam, czy pamięta rozmowę o prezencie i wspomniałam, że to co zobaczy (jeśli zobaczy), to tylko opakowanie, bo Oli nie ma już wśród nas. Wyjaśniłam też, że na pogrzebie będzie mama dziewczynki i być może jej rodzeństwo. Również z bratem koleżanki Hania chodziła do przedszkolnej grupy. Powiedziałam, że mama Oli może bardzo płakać. Że na pewno bardzo źle się czuje i bardzo cierpi. I w tym wypadku powinno się okazać wsparcie takiej osobie. A na koniec dodałam, że jeżeli w którymś momencie Hania stwierdzi, że nie da rady, ma mi o tym powiedzieć i wyjdziemy z kaplicy. Może płakać, może się uśmiechać. Ma prawo radzić sobie z emocjami na swój własny sposób.

Hania przemaszerowała środkiem kaplicy i położyła przed urnami swojego misia i laurkę. Zapytała, czy może się pomodlić. Przez całą mszę przytulała się do mnie, lub trzymała głowę na moich kolanach. Z zamkniętymi oczami słuchała słów dziadka, skierowanych do Oli. Po policzkach płynęły jej łzy. Była przy tym wszystkim bardzo skupiona, smutna i poważna. Kilkakrotnie pytałam, czy chce wyjść, czy dobrze się czuje. Chciała zostać z koleżanką do samego końca. Kiedy żałobnicy oparli jej misia o urnę Oli, zanim spuścili ją do grobu, schowała głowę w moich ramionach. Na koniec bardzo chciała podejść do mamy dziewczynki, by powiedzieć, że tęskni za koleżanką.


Uważam, że każdy rodzic powinien sam podjąć decyzję czy i w jaki sposób mówić dziecku o śmierci, zwłaszcza bliskich osób. Każde dziecko reaguje inaczej, ma inną wrażliwość i postrzeganie świata. Wszystko zależy od dojrzałości emocjonalnej dziecka. Jednak dobrze jest nie zostawiać tego na „ostatnią chwilę”.

Wspomniana sytuacja jest tylko i wyłącznie moim osobistym zdaniem i nikt nie powinien się na niej wzorować. Jeśli sami nie potraficie rozmawiać na takie tematy, boicie się, że zranicie dziecko lub zwyczajnie „schrzanicie to”, warto jest poprosić o pomoc psychologa dziecięcego.

0 Komentarzy/e

Skomentuj