Kim bym była, gdybym nie była Matką Nieidealną?

4 komentarze

Lubię czasami, pod zamkniętymi powiekami, prowadzić inne życie. Zupełnie inne od tego, którym obdarował mnie los, oderwane od nieidealnej rzeczywistości.

I w tym życiu na przykład, jestem podróżnikiem. Zwiedzam świat, zgodnie z moimi nastoletnimi marzeniami. Z plecakiem wypchanym chińskimi zupkami, na wypadek gdyby te węże i skorpiony na drugim końcu świata, jednak nie posmakowały. Moczę nogi w ciepłym morzu, co chwilę na innym krańcu globu. Zbijam piątkę z tubylcami, siadam przy ognisku, w małej afrykańskiej wiosce. Rozdaję cały dobytek umieszczony na plecach, bo inni potrzebują go bardziej niż ja. Mając siedemnaście lat marzyłam o tym, żeby być dziennikarką podróżniczą. Zaczytywałam się w mapach, z wypiekami na twarzy oglądałam kraje odległe i niedostępne. Pod moimi powiekami jestem właśnie na Sri Lance i nabieram wody do bukłaku, wsiadam do pociągu, który sunie głośno po kamiennym moście.

Gdybym nie była matką, być może właśnie zarywałabym noc w korporacji. Ważyłabym losy świata, planowała strategie tak ważne, że ich doniosłość mierzyłabym liczbą mocniejszych uderzeń serca. Pochylałabym się nad grubymi brulionami, tasowała tabelki na ekranie komputera.

A później wiodłabym spokojne życie, w domu pod lasem. Hodowałabym kozy i każdego ranka zbierała świeże jajka. Wieczorem siadałabym na ganku z kubkiem gorącej herbaty, wsłuchując się w głuche odgłosy miasta. Zamiast trzech kotów miałabym dwa psy i w ogóle nie ruszałoby mnie, że rozkopują nieuporządkowany ogródek.

Albo skończyłabym uczelnię, o trudnej do wymówienia nazwie. Specjalizowałabym się w prawach kobiet, walczyła o sprawiedliwość w słusznej sprawie. Każdego wieczora padała na kanapę z tułającą się po głowie myślą, że jeszcze muszę wyprasować garsonkę na kolejny dzień ratowania świata.

A być może przepuszczałabym życie przez palce, manifestując w knajpach swoją niechęć do dzieci, w tym momencie dla mnie niezrozumiałą. Bawiłabym się do białego rana i spała do późnego popołudnia, nabierając sił na kolejne barowe podboje. Narzekałabym na niedojrzałych facetów, przewijających się przez moje życie i na nieudane decyzje, podjęte pod wpływem chwili. Popełniałabym błędy tak różne od dzisiejszych.

Może mieszkałabym w dużym mieście, dojeżdżała do pracy tramwajem. Mówiła w innym języku i tęskniła za rodziną daleko w Polsce. Wieczorami wspominałabym dzieciństwo, beztroskie chwile spędzone z bliskimi. Miała męża różnego od tego, który jest od dziewięciu lat przy mnie i podświadomie tęskniła do życia, jakie dzisiaj wiodę.

A później otwieram oczy, mrużę od gryzącego światła. Omiatam wzrokiem bałagan, zamykam klapę komputera. Przykrywam kołdrą siedmioletnią stopę, która zmieniła moje życie nieodwracalnie. Gaszę światło w pokoju pięciolatki, potykam o grającą zabawkę. Drapię za uchem psa – jednego – nasypuję jedzenia kotom – trzem. Zaglądam do chomika, który tłucze się niemiłosiernie po kołowrotku i zasypiam na kanapie – zbyt wcześnie. Wtulam nos w skórę, którą znam od wielu lat i która jest dla mnie symbolem bezpieczeństwa i spokoju. Planuję wakacje – niekoniecznie na końcu świata i wciskam przez głowę znoszoną bluzę. Wybieram popiół z pieca, wkładam naczynia do zmywarki.

Nie wracam myślami do marzeń, które zdają się być tylko chwilowymi obrazami. Nie tęsknię do innej rzeczywistości bo ta, w której jestem, jest dla mnie wygodna i bezpieczna. Jestem w miejscu skrojonym dla mnie na miarę, wypracowanym przez lata.

I chociaż daleko mi do podróży i do garsonek w szafie, nie chcę być nigdzie indziej.

Ale nadal zamykam oczy i w myślach uspokajam duszę, która rwie się po więcej. Przebieram nerwowo nogami, wyciągam ręce po jeszcze. Mam sto pomysłów na minutę, a każdy z nich po kolejnych dwóch jest nieaktualny. Uciszam sama siebie i łapię oddech przed kolejnym biegiem. Rozpędzam się tylko po to, by za chwilę przystanąć i zrobić dzieciom pełne cukru płatki na mleku. Pędzę i nikt mnie nie zatrzymuje, słyszę oklaski, chociaż do mety daleko. Szukam, a gdy znajdę to rozglądam się dalej. Patrzę przed siebie, czasami potykając się o własną głowę, przygryzam dolną wargę aż do krwi. Słony smak krwi otrzeźwia i wpisuje w rolę, którą sobie stworzyłam, a gdy krew zasycha, proszę życie o więcej. Nie potrafię stać spokojnie, spać spokojnie, siedzieć w miejscu. Tęsknię za spokojem, a gdy przychodzi, błagam o adrenalinę. Biorę trzy głębokie wdechy, żeby uspokoić serce, a później nakręcam się, żeby poczuć pod opuszkami pulsujące tętno. Zwalniam – zawsze tylko na chwilę. Żałuję – zawsze tylko przez chwilę.

Jestem matką – zawsze.

Photo by Gustavo Lanes on Unsplash

4 Komentarzy/e
  • Anna W

    Odpowiedz

    Fajnie napisane. Każdy ma swoją inną Ja.

  • Paulina

    Odpowiedz

    Ja czasem marzę o tym że jestem ministrem edukacji 😀 naprawiam wszystkie błędy w systemie i mam piękne ciuchy w których występuje w telewizji 😀

  • Laurka

    Odpowiedz

    Dzięki wyobraźni zawsze możemy się przenieść do innego życia. Prawdopodobnie będąc kimś innym marzylibyśmy wszyscy o tym, co mamy w tej chwili. 😉

  • apartamentydomlux

    Odpowiedz

    Bardzo ciekawy artykuł to niesamowite, że w naszej wyobraźni możemy być kim tylko chcemy! Ostatnio zyskuję coraz więcej motywacji by wcielać to w życie 🙂

Skomentuj