Zdarza mi się płakać z bezsilności.

0 Komentarzy

Gdyby ktoś mnie zapytał, czym jest macierzyństwo, to w pierwszej kolejności powiedziałabym, czym ono nie jest.

I tak na przykład, macierzyństwo nie jest Waszym wyobrażeniem, zanim z brzucha wymelduje się kilkadziesiąt centymetrów człowieka. Macierzyństwo nie jest przespaną nocą, zmienioną pieluchą i spacerem w wózku, przed południowym słońcem. Macierzyństwo nie jest startą marchewką i pachnącym oliwką ciałkiem, odłożonym do łóżeczka – tylko.

Dla mnie macierzyństwo jest jak lepienie babek z piasku. Najpierw dobierasz odpowiedni rodzaj piasku. Doskonale wiesz, że zbyt suchy rozsypie się za krótką chwilę, a zbyt mokry ubije się mocno i przyklei do formy. Napełniasz ostrożnie foremkę, wygładzasz jej brzegi a później przez chwilę zastanawiasz się, czy nic nie spieprzyłaś, kiedy wypuszczasz dziecko z domu. Uformowane Twoimi ideami i wartościami.

Kocham moje dzieci najmocniej na świecie. Są dla mnie nadzieją, mam nadzieję spełnioną, w tym poranionym przez ludzi świecie. Dwoma małymi gąbeczkami, które ściskam w ramionach a kiedy puszczam, są napompowane miłością. Uwielbiam na nie patrzeć, słuchać i uczyć się prostoty, która jest włożona w ich pojaśniałe od letniego słońca łebki. I chociaż każdego dnia staram się zaprogramować je na ludzi dobrych, z których będę dumna, gdy zdejmę plastikowe foremki moich wartości, kiedy wypuszczę je w daleki świat, bywają momenty, kiedy myślę, że ja już dłużej nie dam rady.

Nie dam dłużej rady wstawać rano, po nieprzespanej nocy. Bo Nadia wstawała dwa razy do toalety, raz pić i miała zatkany nos, a Hanka przywędrowała w sam środek małżeńskiego sennego uścisku. Nie dam rady lepić kotletów z najlepszej jakości jagnięciny tylko po to, by usłyszeć, że „Ja tego nie lubię”, jeszcze zanim usiądą przy stole. Mam dość gotowania osobno dla jednej i dla drugiej. Bo jedna nie je mięsa a druga warzyw. I jak tu zbalansować składniki odżywcze tak, by odhaczyć wszystkie rubryczki w tej skomplikowanej tabeli? Mam dość kursowania trzynasty raz w tym miesiącu po tym samym parku, ukochanym przez dzieciaków. Znam na pamięć rozkład ławek, wiem która z nich ma krótszą nogę. Drzewom nadaję imiona, a opis dinozaurów mam wryty na blachę. Miewam dość, kiedy pierwszym porannym dźwiękiem, wydanym przez dziecko jest jęk, dramatyczny w swym tonie. I nie daję rady, kiedy muszę rozdzielać dwa huragany, rwące sobie włosy z głowy i zabawki z rąk. Nie daję rady z chorobami, odcinającymi nas od świata na długie tygodnie.

Zdarza mi się krzyknąć, kiedy piąta prośba odbija się echem od ściany. Zdarza mi się przekląć w myślach, kłócić samej z sobą „Na chuj mi to było?!”. Zdarza mi się zamykać oczy i wyobrażać, jak wyglądałoby moje życie bez dzieci. Zdarza mi się też rzucić przez zęby „Zabierz je do drugiego pokoju bo zaraz wyjdę z siebie” albo wyjść na papierosa, żeby ochłonąć. Zdarza mi się płakać z bezsilności i z niemocy. Albo podrzucić dzieci rodzicom na weekend. Tak po prostu, żeby odespać. Zdarza mi się nie dzwonić, nie pytać – kiedy śpią poza domem. Zdarza mi się być egoistką i zjeść czekoladę, w zupełnej tajemnicy.

I nawet jeśli zdarza mi się płakać z bezsilności, nie zamieniłabym tego mojego padołu na chwilę beztroski. Nawet jeśli ktoś postawiłby mnie przed drzwiami, albo dał dwie kapsułki, z których jedna oznaczałaby powrót do młodzieńczej wolności, gdzie mogłabym wszystko od nowa ustalić, to złapałabym za klamkę, za którą czekają moje dzieci i mąż. Ich pachnące słońcem włosy i ramiona, ciasno oplatające moją szyję. Ruszające się zęby, gile jesienną porą i kłótnie o wspólne zabawki.

0 Komentarzy/e

Skomentuj