Nie lubię bawić się ze swoimi dziećmi.

3 komentarze

Kiedy jakiś czas temu przyznałam głośno, że nie lubię bawić się z dziećmi*, usłyszałam: „Jak można nie lubić bawić się z własnym dzieckiem?”.

Ano można.

Wspólna zabawa jest dla mnie gorsza niż perspektywa łamania kołem, a bardziej przerażające może być tylko słuchanie repertuaru Zenka Martyniuka. Kiedy słyszę: „Mamo, pobaw się ze mną”, wstępują we mnie pierwotne instynkty samowychowawcze i chowam się w najbliższej jaskini rodzicielskiej niewidzialności. Czyli w kiblu.

Wszystkie laleczki, koniki, klocuszki i potwornie mnie nudzą i mam wrażenie, że minęła godzina, podczas gdy w rzeczywistości było to 10 minut. Od układania Lego wolę planszówki, a od zabawy w dom lub szkołę – robienie eksperymentów.

I uważam, że nie ma w tym nic złego, niemniej jest to jedno z bardziej wstydliwych rodzicielskich wyznań i próżno szukać go na matczynych grupach. Internet zalewają obrazki rodziców układających z dziećmi klocki Lego i dorosłych dłoni, sięgających malutkich figurek w domkach dla lalek. U nas w domu natomiast panuje pewien podział. Grzesiek czyta z dziewczynkami książki i układa tory przeszkód. Ja wolę organizować im zabawy w stylu „Adventure”, w których niekoniecznie później biorę udział. Wycinamy razem domki z kartonów, którymi dziewczynki bawią się razem lub wymyślam jakieś animacje (serio, animacje lubię!). Robimy zadania w książkach, rozmawiamy lub po prostu oglądamy razem bajki lub filmy, leżąc wtulone na kanapie.

Zabawy dzięki którym jestem świetną mamą!

Poszukiwacze skarbów.

To jedna z zabaw, która sprawia, że jestem w domu ulubionym rodzicem, chociaż w ogóle z dziećmi się nie bawię 😀 Co ważniejsze – lubię to bo w pewien sposób łączy się to z moim zawodem.

Wystarczy kilka małych karteczek i 10 minut roboty. Na karteczkach kolejno piszę zagadki lub wierszyki, np.:”Jestem duża, mam dwoje drzwi, za lewymi jest pralka, z drugiej strony podpowiedź znajdziesz ty.” Kiedy dzieciaki odgadną, że chodzi o szafę w łazience, na miejscu znajdą karteczkę z kolejną podpowiedzią. Na końcu zawsze czeka nagroda.

Recykling.

Jakkolwiek to brzmi, zabawa jest i pożyteczna i skuteczna. Zbieram wszystkie nagromadzone rolki po papierze toaletowym, kartony, pudełka i rzucam hasło typu: „Może zrobimy jakąś makietę?”. Oczywiście moja rola kończy się na pomyśle, a wykon należy do Szkodników. W ten sposób powstają miasta, osiedla i wesołe miasteczka 🙂

Wymyślanie scenariuszy.

To najbardziej przydaje się na wycieczkach, kiedy znudzone dzieciaki mają dosyć maszerowania. Kiedyś zajęłam w ten sposób 5 dzieciaków, z których chyba najlepiej bawiłam się ja 😀 Szliśmy przez Wąwóz Myśliborski, który chwilę wcześniej został zalany przez deszcz. Dzieciaki były już zmęczone i chciały wracać do samochodów. Rzuciłam hasło, że na końcu jest Polana, na której jest uwięziona Królowa Wróżek, a my musimy ją uratować. Powalone drzewa to były grzbiety krokodyli, po których skakaliśmy, kałuże to rwące potoki, a symbole na drzewach (wyznaczające długość trasy i trudność trasy), były wskazówkami, które Królowa zostawiała nam ukradkiem, kiedy wieziono ją na polanę.

Jeśli chcesz być na bieżąco z tym, co się u nas dzieje, zaobserwuj nas na >>INSTAGRAMIE<<

Wesołe miasteczka, parki trampolin i place zabaw.

To ja najczęściej wyciągam dzieciaki w różne miejsca. Rzucam hasło: „łyżwy”, „narty” lub „park trampolin” i już wiem, że zgarnęłam kolejne punkty do mojej zajebistości. I tu zależy, czy chcę się „pozbyć” dzieci, czy coś z nimi porobić. Jeśli to pierwsze – wybieram plac zabaw lub park trampolin. Tam dziewczyny szaleją same i matka nie jest im w niczym potrzebna. Natomiast jeśli jedziemy na łyżwy lub narty – korzystamy z atrakcji całą rodziną. Z kolei w wesołym miasteczku odzywa się moje wewnętrzne dziecko i to ja ciągam dzieciaki na karuzele.

Wspólne gotowanie.

Kiedy słyszę kolejne „Mamusiu, pobawisz się ze mną w (tu wstaw nazwę zabawy, która wywołuje u ciebie mdłości)?”, ja rzucam propozycję wspólnego gotowania obiadu lub zrobienia super hiper wypasionych kanapek na kolację. Na szczęście, mój pomysł zawsze wygrywa 😀

Myślę, że stwierdzenie, że nie lubię bawić się z dziećmi jest trochę na wyrost. Są po prostu rzeczy, których nie lubię robić z dzieciakami i takie, które sprawiają mi frajdę. I chociaż tych, które mnie nudzą i sprawiają, że białka oczu wywracają się na lewą stronę jest więcej, to finalnie nie jest ze mną chyba tak źle 😉

A jeśli dopadają mnie wyrzuty sumienia, przypominam sobie, że jest mnóstwo innych rzeczy, które robimy razem i tego wspólnie spędzanego czasu jest naprawdę sporo. Mam też prawo być zmęczona, ma prawo mi się nie chcieć przy ogromie obowiązków, które mam aktualnie.

Jeśli chcesz być na bieżąco z tym, co się u nas dzieje, zaobserwuj nas na >>INSTAGRAMIE<<

3 Komentarzy/e
  • Aneta Boritzka

    Odpowiedz

    Teraz ostatnio wciąga zabawa: karta pracy.
    To nic szczególnego kilka kartek papieru białego, kilka kartek kolorowych do tego nożyczki, klej, pisaki, kolorowe długopisy. I wymyślamy nad czym dzisiaj będziemy pracować. Przeważnie większość rzeczy wygląda jak Sterta śmieci – Ale przy tym dziecko ćwiczy rączki: poprzez pisanie wycinanie klejenie małych elementów. Najważniejsze to dobra zabawa!

  • Karolina z 3 minut o poranku

    Odpowiedz

    Czytam i czytam i…. rozumiem 😉. Tak sobie myślę, że w byciu matką nie chodzi o to, aby bawić w się w konkretne zabawy, ale wspólnie spędzać czas, inspirować, motywować do działania. Jestem na Twoim blogu bardzo często, pierwszy raz piszę komentarz. Wiem, że może to tylko słowa, ale w moim odczuciu jesteś cudowną mamą, mimo że nie lubisz bawić się zabawkami hehe. Buziaki.

  • Ojciec Tomasz

    Odpowiedz

    Jakbym słyszał swojego syna… Ciągłe: „Tato pobaw się ze mną”. „Dlaczego się ze mną nie bawisz?” 😀

Skomentuj