Jestem matką. Mam dosyć.

15 komentarzy

Bywają takie dni kiedy już od pobudki chcesz się zalogować do butelki wina. A bo stary wrócił do domu późną nocą w stanie wskazującym na podtopienie w beczce gorzały, a bo migrena ryje ci włos niczym kościelny głośnik o 10 w niedzielę, a bo piątki postanowiły właśnie rzucić na ciebie widmo nieprzespanych nocy a młode rzęzi niczym kombajn za płotem. Jest pięknie.

Zaczęło się niewinnie, trzema nieprzespanymi nocami pod rząd. Niby nic, zapałka w gałkę i bujasz się po kwadracie z ekspresem na szpitalnym stojaku. Po żyłach kursuje kofeina, ty paralitycznie włóczysz łychą po garach. Obiad sam się nie zrobi, kibel sam się nie wyszoruje a dziecko samo się nie odbierze i nie przywiezie do domu. Zapasowe zasilanie i jedziesz do przodu, w końcu jesteś matką.

Ale nawet matka, ta cierpliwa, kochająca i wspierająca, czasami się kończy. A skończyć się może po trzeciej nocy, gdy dziecko zamiast skakać po chmurkach i łapać senne popierdółki za ogon siedzi i domaga się bajek w porze, gdzie bajeczne są tylko opasłe piersi i duże tyłki poruszające się w rytmie kopulacji. I bujasz się tak z tym dzieckiem o dwudziestej-qwa-czwartej, dorzucając do miseczki z Myszką Mickey suchy makaron z wczorajszego obiadu. Bo przecież godzina 00:00 to już jutro. Kiedy w końcu uda ci się spacyfikować młode, samej bo ojciec spacyfikował się wcześniej sam, kiedy przykładasz głowę do poduszki, kiedy wstajesz bo jednak chcesz pić a potem wstajesz bo kanapka z pasztetem… Więc kiedy przykładasz w końcu głowę do poduszki, zmęczona jak sk****syn po całym dniu jazdy bez trzymanki i dramatów w dwóch aktach (bo dolne piątki są dwie, już drżę na myśl o górnych), to całe życie ci przelatuje pod powieką. I przypominasz sobie, że nie odpisałaś na maila a termin był do wczoraj i że kot ma zamknięty kibel więc zapewne zeszcza się na świeżo przepraną pufę. I że cycków nie wyciągnęłaś do rozmrożenia ale może lepiej nie bo Sajgon w konspiracji z Czajną ci je uprowadzą. I zastanawiasz się czy twoje wymarzone łóżko jest jeszcze w promocji i że wszystkożrącemu kończą się psie chrupki. A i że wszystkożrący, będzie musiał odżywiać się trawą i energią słoneczną bo kurier w weekendy ma labę. W zasadzie możesz mu ugotować ryż czy też makaron i w zasadzie to czemu kuźwa myślisz o ryżu o pierwszej w nocy. I że ci gorąco więc wystawisz sobie nogę. A teraz za zimno więc wystawisz tylko stopę. A gdy wszystkie zwierzęce języki do niej ciągną to jednak wolisz się pocić.

I budzisz się skoro świt, zaśnięta chwilę temu. A w zasadzie budzą cię piątki. Nie twoje oczywiście. I przecierasz oczy zdumiona, ile energii, złości i łez mieści się w metrze człowieka. I liczysz do pierdyliarda, gubiąc się gdzieś po drodze czternasty raz. I rośnie ci ciśnienie, tocząc pomału z pyska pianę. Bo skoro nawet ojciec, spokojny i opanowany zwiększa decybel w głosie wiesz, że nie jest dobrze. Przyciągasz z garażu karton z nadzieją, że listonosz nie załapie, że na plecach tacha bombę z opóźnionym zapłonem, kilogramów trzynaście. Chcesz ją posłać w cholerę, byle dalej i byle nie dogadała się językowo, czyli bez możliwości powrotu. To opcja optymistyczna, inaczej zdetonujesz lont w swoim tyłku i poślesz się w cholerę… To jest w kosmos.

I stukasz delikatnie głową w piękną cegłówkę zdobiącą salon. Zamykasz się w sobie, nie chcesz się odezwać choćby nie wiem co. Bo jak otworzysz usta to obok soczystej łaciny popłynie rzyg nienawiści, złości i frustracji. Że nienawidzisz chelrnych piątek, cholernego smara, cholernego focha i jego. Jego też nienawidzisz tak dla zasady, żeby nie poczuł się poszkodowany. I chcesz łupnąć wszystko w cholerę, wziąć zabawki i ewakuować się gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie można się wyspać, najeść, gdzie nie ma dzieci, mężów i wszystożrących psów. Gdzie jest ciepło, są drinki i przystojniak z dużą palmą. Do machania oczywiście. A potem przypominasz sobie, że jesteś w ciąży. To znaczy, wyciąć drinki.

A potem kucasz i ją przytulasz. Znosisz dzielnie każde kopnięcie, każdy kęs odbity równym rzędem na twoim ramieniu i każdą plamę na koszuli, słoną od łez. Masz dosyć ale jesteś matką. Masz prawo być zmęczona, sfrustrowana i masz prawo mieć ochotę wypierdzieć w kosmos wszystkie swoje żale. Ale jesteś matką, zaciskasz pośladki i zęby jednocześnie. Dasz radę.

 

15 Komentarzy/e
  • Felia

    Odpowiedz

    Ostatnio spotkałam się ze znajomą. Ja ze swoim maluchem, ona ze swoim siedmiomiesięcznym. To jej trzeci syn, w dodatku wszyscy w dość krótkich odstępach czasu urodzeni. I pamiętam jej dobrotliwy uśmiech, gdy powiedziałam, że to nasze pierwsze dziecko. Jakby chciała powiedzieć „Jakie to urocze. Macie jednego malucha. Taki luzik, nie?”.

  • Ewa

    Odpowiedz

    Jezusie w niebiesie… Dzis nie dam rady!!!:(:(:(.

    • matka-nie-idealna

      dasz. Ja przed chwilą zostawiłam Hanię samą w pokoju dla jej i swojego bezpieczeństwa. Trzy minuty dla niej, 10 oddechów dla mnie. Zasnęła, wyczerpana godzinną histerią. A #2 buja się w rytmie walącego serca.

  • goska

    Odpowiedz

    No i to jest qwa sajgon. Byc w ciazy i miec dwu lub trzylatka. Miazga. Mam teraz dwu miesiecznego ssaka i latajacego pod sufitem trzylatka ktorego (o ja glupia) nie poslalam do przedszkola (zeby sobie lazaretu na wstepie nie zafundowac). Jedno drze jape i drugie drze jape i do tego rowniez wszystkożracy pies tyle ze beagle. Jest wesoło 😉 najlepsze momenty sa jak masz wielki brzuch i masz nadążyć za latajacym i potykajacym sie drugim ssakiem. Pozdro!

  • Sylwia

    Odpowiedz

    Takie dni to dla mnie i mojej czterolatki nic wyjątkowego. Dlatego nigdy nie zrozumiem kobiet, które decydują się świadomie na kolejne dzieci.

    • matka-nie-idealna

      A widzisz, w jednym z poprzednich wpisów napisałam, dlaczego się zdecydowałam na kolejne dziecko. Hania ma zębowe jazdy od 4 dni, ja w ciąży jestem dużo dłużej 🙂

    • Martyna

      Gdybym nie zdecydowała się na kolejne dziecko (jak się później okazało w dwóch identycznych egzemplarzach) od razu tzn. po 18 miesiącach i bunt dwulatka(który oczywiście nie istnieje) dopadłby mnie zanim zaszłam w drugą ciążę, to też żyłabym w przekonaniu, że więcej niż jedno dziecko to jest jakieś harakiri. Jednak dziś, mając troje dzieci ( bywa oczywiście 3 razy trudniej i 3 razy częściej myślę, że nie dam rady), jest 3 razy łatwiej. Bo 3 latek zrobił się(bo musiał) samodzielny, bo 3 latek jęczy nad uchem siostrom a nie mamie, bo 3 latek czuje się w obowiązku dawać przykład młodszym siostrom i zachowuje się nadzwyczaj dobrze, bo matki nie trafia szlag jak stoi pół dnia przy garach a jedyny najukochańszy syn twierdzi, że nie zje….nie chcesz nie jedz, zjedzą siostry. Jedzą siostry je i 3 latek:) Skończyły się dwugodzinne histerie, bo nawet gdyby mama chciała na nie reagować to nie może bo akurat przewija/przebiera/karmi siostry więc bez sensu zdzierać gardło. Nie twierdzę, że jest idealnie. Bo często trafia mnie szlag, ale z perspektywy czasu cieszę się, że jest ich troje a nie jedno.

    • Annul

      hahaha, ja tez nie rozumiem, dlatego jak na razie zaliczyliłam dwie wpadki 😀

  • carpe

    Odpowiedz

    Mocno, w sedno napisane. Zaczynam Twoje teksty chłonąć 🙂

    wytrwałości nam wszystkim mamom

  • anka

    Odpowiedz

    No ja mam tak od 9 lat masakra psycha zryta jak nic każdy wieczór kończy się awanturą z córką (dziecko nadpobudliwe ) nie mam siły już na nic jestem matką wypaloną cieszę się jak dziecko kiedy córka jest w szkole bo mam chwilę dla siebie ale weekendy to dla mnie sajgon latam od lekarza do lekarza i nikt nie chce mi pomóc mnie i mojej córce bo fakt że wykańcza mnie do reszty to kocham ją nad życie

  • Julka

    Odpowiedz

    U Was idą piątki to przynajmniej znasz przyczynę… u nas jazda a po piątkach ni śladziku, dziąsełka różowiutkie ;( Wczoraj też był cyrk ze spaniem, a w nocy nieproszony lokator w łóżku… tyle razy ile spała u nas w ciągu ostatnich dwóch tygodni to nie spała przez całe dwa lata swojego życia!!!

  • Bri

    Odpowiedz

    Czytam wpis, czytam komentarze – i zachodzę w głowę, jak moja Mama wytrzymała z naszą trójką 😛
    Od jakiegoś czasu Cię podczytuję, chętnie wracam – bardzo ciekawie piszesz 🙂
    P.S. Miałam kiedyś retrievera wersja golden, też wszystkożrący 😀 Pozdrawiam!

  • Anik

    Odpowiedz

    Ech kobity ciezko nieraz jest…to prawda
    Ale kiedy nagle w takich sytuacjach zobacze fragment jakiegos programu o chorych dzieciach itp to wszystko mija i stwierdzam ze jestem szczesliwa. I kocham ten moj wieczny bajzel w moim malutkim mieszkanku ktore moj maly lobuziak wywraca do gory nogami jak tylko zakoncze porzadki.
    Tez nieraz mam wrazenie ze za chwile wybuchne,albo padne na pysk i juz nie wstane ale zawsze po burzy wylezie wkoncu to slonce…
    Ps. Uzaleznilam sie od twojego bloga. Jak tylko kam chwilke zeby wziac do reki tablet pierwsze co robie to sprawdzam czy jest nowy wpis:)

  • Gosia

    Odpowiedz

    Czytam Cię odkąd moja córka miała ze 4 m-ce, dziś ma 19 m-cy. Jest mi lżej widząc, że nie tylko ja mam czasem dość i że ktoś ma odwagę napisać o tym jawnie! Mi samej jest trudno przyznać przed kimś jak się czuję w macierzyństwie. Więc pozwól, że uzewnętrznie się chociaż tutaj. Mój „problem” polega na tym, że siedzę w domu już ponad dwa lata. Nie wróciłam do pracy, bo nie bardzo jest tam dla mnie miejsce. Nie szukałam innej, bo: 1.nie chciałam oddawać dziecka pod opiekę teściowej/żłobka, 2.planowaliśmy drugie dziecko a nowa praca nie dałaby od razu stabilizacji finansowej. Jestem w drugiej ciąży. I nie wiem, czy to wina hormonów, czy depresyjnej jesieni ale ostatnio czuję się totalnie przygnieciona. Przygnieciona codziennością, monotonią i…brakiem perspektywy na zmianę tej sytuacji. I można by powiedzieć, że sama chciałam. Tak, chciałam. Ale jestem przerażona, jak zniosę to wszystko psychicznie.

  • Save the Magic Moments

    Odpowiedz

    Za każdym razem, gdy mam taki dzień potem sobie myślę, jaką złą jestem matką 🙁 Mąż na mnie patrzy, jak na nienormalną, bo przecież dziecko jest takie słodkie i kochane. Jasne, jak się z nim przebywa 2 godziny dziennie to jest się uśmiechniętym, nie umęczonym. Dlatego dziękuję za ten wpis. Dziękuję. Bo ważne, jest by wiedzieć, że nie jestem sama, że jestem normalna, choć mam ochotę walić głową w ścianę! 😛

Skomentuj