Jakie rady dałabym sobie jako matka, kilka lat temu?

1 Komentarz

Pamiętam, że byłam wyjątkowo butną nastolatką, a chwilę wcześniej charakternym dzieckiem, z pełnym asortymentem najróżniejszych odpałów. W wieku 15 czy 16 lat wydawało mi się, że wszystko wiem najlepiej i jestem na tyle dorosła, by móc decydować o swojej egzystencji.

Jeszcze wtedy nie rozumiałam, że mamine słowa „Życzę ci takiego dziecka, jakim ty byłaś” i „Jak będziesz miała swoje dzieci to zrozumiesz”, były małymi kamyczkami rzucanymi w moją stronę, które wiele lat później ukształtowały moje rodzicielstwo i wlały masę pokory w rozbuchane niegdyś ego. 15 lat temu wydawało mi się, że głównym założeniem rodziców jest robić mi nieustannie pod górkę i uprzykrzyć życie towarzyskie. Dzisiaj wiem, że w każdym szaleństwie jest metoda, a w przypadku macierzyństwa, pokuszę się o stwierdzenie, że to w każdej metodzie jest odrobina szaleństwa. Jakie dałabym sobie rady na temat macierzyństwa, gdybym była moją mamą?

NIE CHCĘ UTRUDNIĆ CI ŻYCIA, TO WSZYSTKO JEST DLA TWOJEGO DOBRA.

Największą solą sypaną na moje nastoletnie rany była konieczność wracania o 20 do domu, nawet kiedy miałam 18 lat. Cholernie buntowałam się na tę zasadę i wierzyłam, że starzy chcą na maksa uprzykrzyć mi życie, w momencie kiedy moi rówieśnicy mieli o wiele więcej swobody. Każde moje dłuższe wyjście było poprzedzone pielgrzymkami koleżanek do mojej mamy i prośbami żeby, jak mi się wtedy wydawało, poluzowała mi trochę łańcuch. Kiedy byłam trochę młodsza, nienawidziłam jak wmuszano we mnie jedzenie, a musicie wiedzieć, że byłam totalnym niejadkiem.

Dzisiaj każdego wieczoru walczę z Hanką, która nigdy nie jest zmęczona, a tłumaczenie, że powinna iść spać nie dlatego, że jestem zołzą i pragnę na moment wyłączyć się z życia z lampką wina w dłoni a dlatego, że poranne próby ściągnięcia jej z łóżka są niczym usiłowanie wyciągnięcia kota z kontenerka u weterynarza (kto ma kota, ten wie). Do tego oczywiście tłumaczenie, że płatki nie są najlepszą podstawą żywienia 7 – latki, fajnie jest czasami zjeść coś, co ma w składzie odrobinę składników odżywczych, tablet to nie jest styl życia i nie może zapraszać co tydzień koleżanek na weekend, bo po całym tygodniu zwyczajnie nie mamy ochoty dokładać sobie obowiązków do piecyka rodzicielstwa.

PRZY DZIECIACH NIE WARTO MIEĆ DALEKOSIĘŻNYCH PLANÓW, BO I TAK ZOSTANĄ WTARTE W PODESZWĘ BUTA.

Zwłaszcza, kiedy planuje się dla nich karierę prawniczą, a ich krąg zainteresowań ogranicza się do imion bohaterów z Psiego Patrolu. Ja planowałam, że moje dzieci nie będą użytkownikami tabletów, a bajki będą dawkowane bardzo oszczędnie. A później przyszło zmęczenie i chęć zrobienia kupy w samotności. Miałam też ułożony plan zdrowego żywienia, który runął sromotnie w momencie, kiedy dzieci odkryły, że tatuś ma w garażu fabrykę słodyczy pod każdą postacią.

BĘDZIESZ NIEUSTANNIE SIĘ MARTWIŁA.

Mam wrażenie, że razem z dzieckiem na świat przychodzi strach. Zaczynając od koloru kupek, wątpliwości czy dziecko jest najedzone, czy ma mokro, przez pierwszy dzień w przedszkolu, w szkole, po pierwsze wyjścia z koleżankami. Nie mówiąc o chorobach, nieodebranym telefonie, problemach w szkole…

ZŁOŚĆ PRZECHODZI W MOMENCIE PRZYKRYWANIA DWÓCH MAŁYCH SYREK KOŁDRĄ.

Cokolwiek by się nie działo, wieczór ma wymiar terapeutyczny. Wchodzisz do pokoju żeby przykryć dziecko i wszystkie złe momenty… Jakie złe momenty?

BĘDZIESZ MIAŁA WYRZUTY SUMIENIA CZĘŚCIEJ NIŻ CI SIĘ WYDAJE.

Bo dzisiaj poświęciłaś dzieciom zbyt mało czasu, bo nakrzyczałaś, bo miałaś dość własnego dziecka, bo nie karmiłaś długo piersią, bo nie dopilnowałaś dziecka wystarczająco dobrze, by te złamało ręki…

BĘDZIESZ PRZEWRACAŁA (W MYŚLACH) OCZAMI TRZYDZIEŚCI RAZY NA MINUTĘ.

Mniej więcej przy każdym takim samym obrazku i siedemdziesiątym „mamo” tego samego dnia. Przy „pobaw się ze mną mamo” i „nudzi mi się” też.

WIECZORAMI BĘDZIESZ ZASYPIAŁA W PEŁNYM MAKIJAŻU…

… i razem z dziećmi.

BĘDZIESZ UWAŻAŁA SIEBIE ZA ZŁĄ MATKĘ.

To chyba nie wymaga komentarza 😉

STRACISZ WIELE KOLEŻANEK.

A przyjaciele dziwnym trafem zaczną znikać po narodzeniu dzieci. Zaczniesz obracać się w towarzystwie osób, które też mają dzieci.

MOŻESZ NIE LUBIĆ DZIECI, ALE NA PUNKCIE SWOICH OSZALEJESZ.

Do tej pory nie rozumiem tej zasady.

TWOJA MIŁOŚĆ BĘDZIE BEZWARUNKOWA.

I nawet jeśli czasami będziesz miała dość, szybko ci przejdzie. Do tego twoje życie przewartościuje się o 180 stopni, a dawniejsze priorytety mogą przestać mieć znaczenie, kiedy założysz rodzinę.

TATUŚ BĘDZIE SUPER.

Oczywiście od tej zasady są reguły. Ale nie ważne co byś robiła, jak bardzo się starała i tak w momencie, kiedy tato wraca styrany do domu po całym dniu pracy, okazuje się, że jest najlepszym kompanem zabaw, mniej wymaga, jest dobrym kumplem i ma najfajniejsze pomysły.

MACIERZYŃSTWO TO SINUSOIDA.

Raz jesteś na górze, raz na dole. Nic nie jest pewne, nic nie jest stałe. Możesz być pewna swoich przekonań ale życie bezlitośnie je weryfikuje. Ale nawet pomimo trudności, przeciwności i dołków, nadal będziesz uważała, że warto i że macierzyństwo to najpiękniejsze, co cię spotkało.

A Wy jakie rady dalibyście sobie te kilka, kilkanaście lat wstecz?

Photo by Markus Winkler on Unsplash

1 Komentarzy/e
  • Anna W

    Odpowiedz

    Być uważną. Na potrzeby swoje i dziecka. Dokładnie w tej kolejności.

Skomentuj