Jedyna słuszna racja.

11 komentarzy

Jest w matkach pewna cecha, która wybija moje ciśnienie ponad granice bezpiecznego obcowania z ludźmi i usadowia mnie na stanowisku aktywnego członka loży szyderców. Mowa tutaj o jedynej słusznej racji, która ma za zadanie uzmysłowić mi moje gówno wiedzenie na temat macierzyństwa, czyli bądź co bądź zjawisko ostatnio dosyć mi bliskie i skierować na drogę nawrócenia. Tak się składa, że mam mnóstwo koleżanek na etacie matki, z wieloma utrzymuję kontakt. Wiele znajomości też weryfikuję, cichaczem po szczeniacku odfajkowuję z listy twarzoksiążki i niby przypadkiem zapominam wysłać świąteczne życzenia. Na początku ustalmy sobie jedno: to, jak inne dzieci są wychowywane lata mi dalej niż koło czterech liter i tego samego oczekuję w komunikacie zwrotnym.

Nie daj Boże podkusi mnie, by wdać się w polemikę z inną matką o zdaniu odmiennym niż moje, nie daj Boże coś mi szepnie do ucha „bierz ją!”. Już po niej.
Bynajmniej nie chodzi tu o to kto ma rację, bo ilu ludzi, tyle racji a ja, jak już wspomniałam w głębokim poważaniu mam wychowanie innych dzieci niż osobiste. Chodzi o zjawisko potępiania i pogardzania wszystkim innym niż jedyna słuszna racja, niż jedyny idealny schemat wychowawczy.

1. Próba nawrócenia.
O ile przełknę teksty w stylu „Moja Zosia na obiad je frytki”, o tyle „No ale dlaczego nie dasz? Przecież nic się nie stanie jak dasz czasami frytki” wyzwala we mnie chęć rozprawienia się z delikwentem w mało wysublimowany sposób. Nie daję i wcale nie mam obowiązku i ochoty tłumaczenia się ze swoich wyborów, tym samym nie krytykując wyborów innych.

2. Rodzicielstwo humoru.
Podobne zjawisko powoduje u mnie wyśmiewanie, czy też pogardzanie innym zdaniem niż jedyna słuszna racja. „Śmieszą mnie wszystkie mamy ograniczające dzieciom słodycze”. Próbuję wyszukać coś śmiesznego w tym przekonaniu ale chyba coś nie styka z moim poczuciem humoru. Życzliwych informuję, że dziecko będzie miało do mnie pretensje, nie do nich, o ile w ogóle będzie miało. Pogadamy za lat kilka, bogatsi w doświadczenia, na chwilę obecną cieszę się, że mogłam kogoś rozbawić.

3. Porównywarka.
Twoje dziecko ma rok i jeszcze nie chodzi? Nie ma zębów, w ilości 8 sztuk? Nie włada poprawną polszczyzną w wieku lat dwóch? Widocznie robisz coś źle. Robisz to inaczej niż ja. Czekam dnia aż Internety zaskoczą nas porównywarką dzieci. Wrzucasz dziecko do porównywarki, klikasz i już wiesz czy Oluś mocno odstaje rozwojowo od Stasia i czy jest zdolniejszy od Marzenki sąsiadki. Taka cicha rywalizacja, my matki to lubimy. Och wait… Czy jest na sali jakiś programista?

4. Co ty wiesz o wychowaniu?
„Jestem bogatsza o dwójkę dzieci i trzydzieści lat więcej doświadczenia.”. Oczywiście. Wróćmy schematem wychowania do czasów PRL, kiedy z kluczem na szyi żarło się śliwki z drzewa przy śmietniku (co najwyżej kończyło się sraczką, po czym następnego dnia żarło się znowu i nikt nie krzyczał, że to a fe) a dzieci wychowywały się same. Taki mały powrót do przeszłości.

5. Robisz to źle.
Karmisz piersią długo? Karmisz piersią zbyt krótko? Posyłasz do żłobka? „Siedzisz” w domu z dzieckiem? Robisz to źle. Robisz to inaczej niż ja.

Podsumowując.
Drogie mamy, nie krytykujcie kogoś, nie oceniajcie tylko dlatego, że robi coś inaczej niż wy. Każdy ma prawo do swojego zdania i o ile chętnie wysłucham konkretne argumenty wnoszące coś w mój schemat wychowania, o tyle każdą próbę nawrócenia, gdzie przyczyną będzie okazanie swojej zajebistości i jedynej słusznej racji bez konkretnego celu wyższego, będę ucinała na początku. Dla waszego bezpieczeństwa 🙂

DSC00921
Tak wygląda nieszczęśliwe dziecko, wychowywane przez matkę nieidealną.

DSC0112

DSC0107

DSC0091

11 Komentarzy/e
  • ~Justyna

    Odpowiedz

    Ja od zawsze (czyt.od 5 lat) uważam się za eksperta od wychowania, oczywiście tylko własnych dzieci ;-).

  • ~Karolina

    Odpowiedz

    Przede wszystkim loffki dla fotogenicznej Hanisławy 😉

    Właśnie niedawno wróciłam od rodziny, gdzie byłam systematycznie memłana przez Wojtusia (lat 2 i miesięcy 9) i Lenusię (lat 2,5). Też myślałam o tym, że uwielbiam zdrowę podejście ich mam: nie porównują, nie przerzucają się racjami. Dzieci są w podobnym wieku, ale inne: Lena gada jak najęta i śpiewa „O mnie się nie martw”, Wojtuś raczej milczy, ale za to jest zręczniejszy. I o co się wykłócać? Tym bardziej, że ten śmieszny Wojtusiowy język będę wspominać. 😉

    Jedyna słuszna racja to głupota.

  • ~justyna

    Odpowiedz

    Świetne! Prawdziwe i dosadne:-) jestem mamą 18miesięcznej Milenki. Karmiłam ją 13miesięcy… Ciągle słyszałam że należę do tych „zbzikowanych” na punkcie cyca matek i mam przestać karmić albo że mam karmić do 5roku życia…. mała zamiast tabliczki czekolady dostaje do ręki banana albo marchewke… Ciągle słyszę że jest mała, chuda, bo nie mówi i ma za mało włosów. Nóż mi się otwiera w kieszeni kiedy słyszę te wszystkie dobre rady…
    Ps. Hania jest prześliczna:-D

    • Matka-Nie-Idealna

      A propos zbyt małej ilości włosów… 🙂

      • ~Metis

        Właśnie miałam napisać, że robisz coś źle bo ma mało włosów ;)) A jeszcze lubię tekst: ja tak robiłam i im nic się nie stało!

        • Matka-Nie-Idealna

          O tak! I jeszcze „my byliśmy tak chowani…”.

  • ~Margo

    Odpowiedz

    to wyobraźcie sobie komentarze jak trzymałam przez cała imprezę urodzinowa synka na rękach bo bal sie ludzi i był chory, o czym jeszcze nie wiedziałam. Wszyscy mieli złote i o kant dupy rady jak zrobic, zeby przestał płakać. Kiedy nic nie działało cała niechęć skierowana została na mnie, zostałam najgorsza matka swiata

  • ~Jagoda

    Odpowiedz

    Powinno się to wydrukować i niektórym na czoło przykleić żeby za każdym razem jak spoglądają w lustro mogli sobie przeczytać. Bardzo fajny wpis.
    Ja notorycznie byłam upominana że za długo karmię piersią, moje dziecko samo odstawiło się od piersi jak miało 1,5 roku, że jeszcze nie uczę jej załatwiania swoich potrzeb na nocnik, przed drugimi urodzinami sama stwierdziła że pieluchy nosić nie będzie i zaczęła załatwiać się na nocnik. Co do włosów to to jest już grubszy temat. Długością nie grzeszy, niestety, i nic na to nie poradzę. Prababcia nie może tego przeżyć że moja Hela ma takie krótkie włosy i powiedziała że jej kupi perukę, bo patrzeć nie może, moje odpowiedź: To niech babcia nie patrzy.
    Musimy dać radę tym radom ;).

  • ~maf

    Odpowiedz

    a mnie najbardziej zawsze denerwują instrukcje dot. wychowania dziecka które dostaję od swojej szwagierki, która dzieci nie ma i mieć nie będzie. Ale zawsze ma złota radę pt. „małego trzeba bardziej pilnować”, „uważaj na niego” „widzisz znowu się uderzył, trzeba mu kupić kask żeby nie uderzał się w główkę”. I dziecko 17-miesięczne jest przez ciocię noszone na rękach albo trzymane za bluzkę jak chodzi (mimo, że od dawna śmiga jak najęte)

  • ~veronica

    Odpowiedz

    Oj matko idealna trafiłaś z tym wpisem, akurat po naszym „maratonie” świątecznym, cóż dodać za długo kamie piersią „młody ma 11 m-cy” jak to nie zna mleka modyfikowanego, nie widział butelki ze smoczkiem, nie ssie smoczka, dlaczego je kasze jaglana/gryczana a nie kaszki owocowe(jak to nawet ich nie próbował? ?) jak to pije ze zwykłego kubeczka z duraleksu jak nie butelka to może choć niekapek. Jak to nie używaliśmy bujaczka, a teraz nie chcemy pchacza/chodzika? No i jak płacze gdy go sie nosi? dlaczego woli sam śmigać na czworakach, no i usypianie jak to sam usypia przecież trzeba go bujać i lulac. Ehhh. ..szkoda newsów dobrze ze swieta są dwa razy w roku. Buziaki dla Hanislawy.

  • ~K.

    Odpowiedz

    Ułahaaa, czy ja dobrze pojełam że ograniczasz Hani słodycze? Tej Hani co się śmieje jak najęta? Krzywda jej się jak widać nie dzieje 🙂
    A co do tych słodyczy (wybaczcie muszę bo to moj ulubiony temat 😀 ) to co prawda jeszcze dzieci nie mam ale jak już będę mieć, to od nikogo z rodziny nie dostanie kupnego batonika czy cukierka (inaczej zastrzelę). Bo to nic nie warta mieszanina cukru i tłuszczu, doprawiona różnymi substancjami tak by była smaczna i uzależniająca. Zamiennikiem batoników będą owoce albo domowe słodycze. Już słyszę uszami wyobraźni jakie to moje przyszłe dziecię będzie biedne i ciemiężone brakiem KinderKanapki… Tymczasem… to od nas, dorosłych dzieci dowiadują się co jest dobre. One nie rodzą się z ciągotą do mordoklejek i batoników. Dajemy dzieciom je w nagrodę (kojarzy się z czymś miłym) mówimy że pyszne no a one się uczą, że tak oto smakuje przyjemność… Fakt, potem pójdzie do szkoły i spotka się z różnie wychowanymi dziećmi no ale jest wtedy szansa, że te batoniki i cukierki nie będą takie ciekawe, bo w domu mama robi lepsze 🙂 Reszta matek niech robi co chce byleby mojemu przyszłemu dziecku nie wciskała cukiereczka po kryjomu „bo takie biedne”.

Skomentuj