Nie chcesz być matką? Nie jesteś pełnowartościową kobietą.

5 komentarzy

Masz męża, karierę i własne M. Po pracy imprezy firmowe w strojach za średnią krajową, podróże służbowe w miejsca, których nazwy zwykły śmiertelnik nie jest w stanie wymówić, wakacje za cztery zera. Żyjesz, oddychasz i kochasz swoją wolność. Czujesz się pełnowartościową kobietą, spełnionym człowiekiem. On wzięty prawnik albo lekarz. Żyjecie ponad stan. Macie, bywacie i liczycie się. Tylko teściowa spogląda czasami spode łba i pyta, kiedy dziecko. Bo przecież to już pięć lat po ślubie. A ojciec przebąkuje, że chciałby zostać dziadkiem. Swojemu dziecku mogłabyś dać wszystko. Rozpieścić do granic możliwości, w dniu narodzin podarować mu przyszłość o jakiej inni mogą tylko śnić. Jest tylko jedna rzecz, której nie możesz mu dać. Siebie. Swojego czasu i miłości. Nie chcesz rezygnować z życia, które pozwala oddychać ci powietrzem niedostępnym dla innych. Nie chcesz zostać w domu, wiesz, że będziesz nieszczęśliwa. A przecież o szczęście w życiu chodzi, prawda?

Układasz w głowie plan. Może w przyszłym roku, gdy skończy się ten turbo ważny projekt? Będziesz pracowała do końca a po porodzie wrócisz do pracy na pełnej petardzie, tak szybko jak będzie to możliwe. Jednocześnie wiesz, że nie nadajesz się na matkę. Dziecko potrzebuje czasu, uwagi i bliskości. Ty potrzebujesz Tokio, Nowego Jorku i Barcelony. Mówią, że praca, że pieniądze i sława to nie wszystko. Że spełnisz się dopiero jako matka, że sens życia i że cel wyższy. Patrzysz na koleżanki, które ugrzęzły w domach i myślisz, że macierzyństwo to nie wszystko. Nie chcesz być matką, nie chcesz ryzykować nie wiedząc czy instynkt macierzyński w tobie wypali. Nie chcesz zamienić garsonki na dres i szpilek od La Boutina na Conversy. Nie chcesz być matką. Być może w ogóle. Stajesz się nikim, jesteś wytykana palcami. Mówią, że nie jesteś pełnowartościową kobietą, egoistką, społecznym zerem. Zerem po którym nic nie pozostanie. A dla ciebie zerem są ci, którzy przegrali swoje życie. Ci, którzy zrezygnowali z pasji i z marzeń. Ci, którzy naiwnie myśleli, że dziecko nada sens ich życiu i gorzko się rozczarowali.


Kilka lat temu myśl o posiadaniu dziecka mnie paraliżowała. Studia, dobra praca, podróże. Dziecko nie było mi potrzebne do szczęścia. Wiele moich koleżanek pozakładało rodziny a ja miałam jeszcze kisiel w głowie. Moje myśli krążyły wokół dobrej zabawy, facetów i lodówki pełnej browarów. Poza tym umówmy się- nie lubiłam dzieci. Dzieci działały mi na wewnętrzny układ nerwowy z taką samą intensywnością jak dłubanie w zębach. Bardzo. Kiedy jakaś koleżanka chciała dać mi na ręce niemowlaka, wyciągałam krucyfiks i subtelnie dziękowałam za gościnę. W autobusach, restauracjach i marketach nieustannie towarzyszyła mi myśl „Kobieto, ucisz tego bachora!”.

Chciałam mieć dziecko, owszem- kiedyś tam, najlepiej po trzydziestce. Kiedy moje życie się ustabilizuje a mój mężczyzna sam przestanie być dzieciakiem przepieprzającym wszystkie zaskórniaki na gry. Poza tym istniała pewna kolejność rzeczy: studia, praca, własne M i ślub. Instynkt macierzyński kiełkował we mnie nieśmiało po to by w pewnym momencie stwierdzić „Chyba cię popierniczyło stara”. W tym przekonaniu zostałam do pewnego momentu.

I wtedy nastąpiło plum. Dwie kreski kulturalnie poinformowały mnie, że zostanę matką. Pierwsza myśl „Jak to się do cholery mogło stać?” i kolejna „To się nazywa seks, idiotko”.

Hanisława nie była planowana i nie zamierzam tego ukrywać. Jednocześnie jej pojawienie się zrobiło ze mną to, czego nie potrafił wcześniej nikt inny. Wydoroślałam, zmądrzałam. Poznałam smak miłości, tej bezwarunkowej i nie znającej granic. Zmieniła moje życie na tyle, że rodzina stała się moim numerem uno na tyle, że zapragnęłam drugiego dziecka. I tą zasługę przypisuję tylko i wyłącznie Jej. Macierzyństwo stało się moją pasją. Wyciągam z niego tyle ile jestem w stanie. Gdyby nie macierzyństwo, nie byłoby mnie tutaj a wy nie czytalibyście tego bloga.

Wśród moich koleżanek są takie, które otwarcie deklarują, że nie chcą dzieci lub nie chcą kolejnego dziecka. Kobiety, które przejechały się na macierzyństwie lub takie, których priorytety i cele sięgają gdzieś wyżej niż bycie „tylko” matką. Nie oszukujmy się. Media przedstawiają nam macierzyństwo jedynie z tej cukierkowej strony. Uśmiechnięty bobas na reklamie idealnie celuje łyżeczką z kaszą do buzi. Dziewczynka rzuca się w zwolnionym tempie w ramiona tatusia, który wrócił po pracy do domu. I celebrytki. Idealne figury, idealne makijaże i idealne fryzury. A z tyłu idealne trzy nianie. Po jednej na łebka. I my głupie matki to łykamy. Myślimy, że macierzyństwo jest Utopią, krainą niekończącego się szczęścia. Nikt nas nie informuje o tym, że to zapier*ol od rana do wieczora. Nikt nas nie informuje, że nie będziemy miały czasu na siku lub prysznic a kawa jedynie w wersji mrożonej. Patrzymy na wyciągnięty dres, Picassa z kaszy na ścianie i zastanawiamy się, kiedy do cholery to się stało. Kiedy przestałyśmy być kobietami a stałyśmy się cieniem człowieka, schematycznie dającym cycka i wycierającym tyłek.

Hania była dzieckiem praktycznie bezproblemowym. Pięknie jadła, przesypiała całe noce. Jest bardzo grzeczna, chociaż coraz częściej uaktualniają się w niej moje cechy charakteru. Zaczynam płakać. Moje macierzyństwo nie jest idealne ale jest dobre na tyle, że w pełnej świadomości i z ogromną determinacją zdecydowaliśmy się na drugie dziecko. Niestety statystyki nie są po naszej stronie i instynkt podpowiada mi, że na drugim się zakończy. Wariat będzie.


W pełni rozumiem kobiety, które nie chcą mieć drugiego dziecka. Rozumiem kobiety, które dziecka nie chcą mieć w ogóle. Jednocześnie nie rozumiem kobiet, których dzieci są jedynym celem w życiu.

Społeczeństwo układa nam statusy społeczne. Kobieta musi być matką, mężczyzna zarabia na rodzinę i puszcza ją bokiem. Bliscy wytykają nas palcami, wywierają presję. Nie rozumieją, że ktoś może mieć plany inne niż macierzyństwo.

Możesz się oburzyć czytając ten tekst. Możesz nazwać kobietę, która nie chce mieć dziecka egoistką. Napisać, że dzieci są wszystkim, że nadają sens życiu. Że nie ma rzeczy ważniejszej. Spróbujesz ułożyć komuś życie, przekonać do swoich racji. A później zamkniesz przeglądarkę i zapomnisz. Nie ty będziesz wychowywał czyjeś dziecko, płacił za nie, poświęcał mu czas. Nie ty będziesz miał depresję poporodową czy uczucie, że coś cię w życiu ominęło. Nie ty zostaniesz w domu, być może stracisz pracę, przyjaciół.

U mnie zaskoczyło. Dziecko nie nadało sensu mojemu życiu ale go pogłębiło. Naprawiło mnie. To, że u mnie lub u ciebie tak się stało nie oznacza, że będzie tak w każdym przypadku.

Nikt nie przeżyje naszego życia za nas i my nie układajmy życia innym.

 

5 Komentarzy/e
  • Monka

    Odpowiedz

    Swietny tekst – idealny dla tej „nie idealnej” – albo idealnej wersji siebie, ktora „egoistycznie” chce oddac sie zyciu, znajdując szczęście niekoniecznie w posiadaniu dzieci. Bo w Polsce jest takie przekonanie – jedyna misja w zyciu polskiej kobiety to dzieci i mąż, ktory niekoniecznie jest ideałem, a życie takiej kobiety wcale nie jest jak to z reklamy. Dlatego dla wszystkich takich kobiet, ktore maja tylko jeden cel w zyciu, a mianowicie – rodzina, polecam wyjechac, gdzies daleko i najlepiej tam zamieszkać, oddychac kultura innych krajow, biorąc zycie pełnymi garściami i poznajac co to jest szczęście, bo niekoniecznie musi byc ono ukryte w bańce(rodzina), ktora potrafi bardzo szybko prysnac, a pryska i dlatego podjęłam te decyzje, ze bede zyc tak jakby jutra mialo nie byc – sama lub z osoba, ktora w pelni bedzie popierać moje marzenia, plany i ambicje. A kiedy przyjdzie na to czas to OBOJE zdecydujemy czy chcemy miec dziecko czy nadal zyc tylko dla siebie. No to skonczylam. Pozdrawiam Cie Mamo, Ty znalazłaś juz to dopełnienie, czy na mnie przyjdzie kiedyś taka pora? Nie wiem i szczerze nie dbam o to, bo teraz czeka mnie kolejna podróż z ktorej wrócę z masa wspomnienien i szczęśliwa jak za kazdym razem kiedy moge oddac wszystko tylko SOBIE!

  • anna

    Odpowiedz

    Zgadzam sie. Pozatym srednio mnie interesuje zycie innych ludzi i to jakie podejmuja wybory. Daleka jestem od mowienia komukolwiek jak ma zyc. Ja ze swoimi jestem szczesliwa. Moje dziecko dalo mi wlasnie ta bezwarunkowa milosc, ta niesamowita wiez. Zreszta razem z mezem doszlismy do wniosku ze nigdy nie usmiechalismy sie tak duzo jak teraz kiedy jest z nami nasz synek. To prawda ze bywaja trudniejsze dni, choroby, zarwane noce ale to wszystko mija. A macierzynstwo dalo mi takiego powera ze szok ? , wnioslo jakas taka energie i radosc.
    Pozatym jest jeszczd jedna kwestia. Mielismy z mezem problemy z poczeciem dziecka. Mialam rozne zaburzenia i u nas planowanie rodziny wiazalo sie z dlugim leczeniem, badaniami, wizytami, lzami, zalamaniem itp. Dzieki bogu udalo sie ale jak slyszalam od kogos a moze bysmy pomysleli o dziecku to bylo jak noz wbity w serce i mialam ochote dac takiej osobie w pysk. Najlatwiej jest bredzic i memlac ozorem nieznajac sytuacji.

  • Paulina

    Odpowiedz

    ja mam koleżanke w pracy, która wychodząc za mąż jasno powiedziała że nie chce mieć dzieci. ma męża którego też nie ciśnie na bycie tatusiem. są szczęsliwi.
    ale jak to powiedziała w pracy przy jakiejś kawie to nasz ciotki-kolezanki po lat 50 z hakiem stwierdziły ze bzdury opowiada, ze po co jej slub ( a co ma jedno do drugiego) i mało brakowało aby rzuciły w nią różańcami!! masakra!! wydaje nam sie że mamy prawo osądzać innych według naszych schematów! uważam że racja jest jak du.a i każdy ma swoją!

  • MamaPlus

    Odpowiedz

    Idealny tekst. I bardzo przydatny, bo powinno się o tym mówić głosno. Brawo!

  • ita88

    Odpowiedz

    Z zawodu jestem nauczycielką przedszkolną. Zmienianie pieluch, uczenie, fochy przy jedzeniu, piski przez cały dzień, czy siusianie na czas to mój chleb powszedni. Dlatego bardzo świadomie oboje wchodziliśmy w temat „dziecko”. Poronienie było traumą, ale umocniło nas w tym, że chcemy mieć dzieci. Świadomie zrezygnowałam na kilka lat z zawodu, aby wychować dziecko/dzieci. Codziennie dzięki Niej jestem lepszą osobą, my się rozwijamy, Ona nas motywuje każdym uśmiechem. Na pracę zawodową będę miała jezzcze wiele lat. Jeśli przegapię ten moment to kiedy? Jestem spełnioną mamą i żoną, wewnętrznie nadal jestem nauczycielką konfrontującą teorię z praktyką. Wśród znajomych mam jednak takie rodziny, które patrzą na dzieci zupełnie inaczej i to ich droga. Każdy ma własną.

Skomentuj